Zobacz wyniki i tabelę grupy H eliminacji MŚ 2014 Cztery dekady nie wymazały z pamięci heroicznych parad Jana Tomaszewskiego fruwającego do piłki ze złamanym palcem. Nie dało się zapomnieć kółek Kazimierza Deyny, dryblingów Roberta Gadochy, dziesiątków powietrznych starć wygranych przez twardszego od skały Jerzego Gorgonia. Choć zespół Górskiego grał osłabiony brakiem swojej najjaśniejszej gwiazdy Włodzimierza Lubańskiego, choć zastępujący go Jan Domarski zdobył dla reprezentacji zaledwie dwa gole, ten drugi, w boju na Wembley dał mu miejsce w historii. Tak jak im wszystkim, którzy nie ulękli się jednej z najsilniejszych drużyn tamtych lat. "Gdybyśmy wtedy przegrali, pewnie nigdy byśmy nie zaistnieli" - mówił kiedyś skromnie Antoni Szymanowski, przypominając jak tuż przed końcem gry wybijał piłkę z pustej bramki. Mimo iż drużyna Górskiego była już mistrzem olimpijskim z Monachium, mimo iż w eliminacjach mundialu’74 pobiła Anglików w Chorzowie 2-0, tamten remis na Wembley z 17 października 1973 roku uznajemy za początek drogi ku wielkości piłkarskiej reprezentacji Polski. Przez 40 lat wielokrotnie próbowaliśmy postawić znak równości między dokonaniami kadry Górskiego i jej następców. Na początku było to nawet realne, brązowy medal mistrzostw świata polscy piłkarze zdobyli drugi raz w 1982 roku. Ojczyzna futbolu mogła wtedy tylko marzyć o pozycji tak eksponowanej, jaką miała reprezentacja Polski. Wszystko zaczęło się walić 11 czerwca 1986 roku na mundialu w Meksyku, gdy w Monterrey Anglicy pokonali Polaków 3-0. Od tamtej pory reprezentanci Polski mierzyli się z Anglikami aż 13 razy, nigdy towarzysko, zawsze o punkty w eliminacjach mistrzostw świata lub Europy. Nie zaznali już więcej smaku zwycięstwa, co więcej, nigdy nie zdobyli nawet punktu w meczu wyjazdowym. Reprezentacja Anglii, choć jej pozycja w światowej hierarchii systematycznie spada, stała się dla naszych graczy prawdziwym upiorem. Stąd, mimo iż zespół Waldemara Fornalika już cztery dni temu w Charkowie pogrzebał szanse awansu na brazylijski mundial, mecz z Anglią na Wembley nie przestaje być znaczący. W grę wchodzi prestiż, rehabilitacja w oczach kibiców, czyli sprawy nie do przecenienia w przypadku obecnych reprezentantów kraju. Jeśli polskim piłkarzom faktycznie zależy na dalszej pracy z Fornalikiem, niech to pokażą na Wembley. Dość paplaniny w mediach, niemającej żadnego znaczenia. Anglicy biją się o bezpośredni awans, rzucą do gry wszystkie siły, jeśli goście z Polski nie odpowiedzą tym samym, to znaczy, że zawodowa duma jest im zupełnie obca. Nie ma dla naszych graczy meczów bez stawki, zwłaszcza z takim przeciwnikiem jak zespół Roy’a Hodgsona. Od 1986 roku polscy piłkarze grali na wielkich turniejach tylko cztery razy. Na mundialach w 2002 i 2006 roku powtarzał się dokładnie ten sam schemat: porażki w dwóch meczach, a potem zwycięstwo w pojedynku bez stawki, o zachowanie twarzy. Podczas Euro 2008 i Euro 2012 szansa na awans z grupy tliła się, co prawda do ostatnich meczów, ale oba turnieje polscy piłkarze zakończyli bez zwycięstwa. Stąd ironiczny scenariusz mówiący o tym, że nasi grają najpierw mecz kluczowy, potem o wszystko i na koniec o honor. Walka o honor stała się więc w ostatnich latach niechlubną tradycją polskiego futbolu, tym razem chcielibyśmy jednak przekonać się, że ten górnolotny termin jest zrozumiały dla graczy Fornalika. Gdyby dziś na Wembley nie rzucili do walki wszystkich sił, to by znaczyło, że nie tylko ich trener, ale także oni nie zasługują na kolejną szansę w biało-czerwonym stroju. INTERIA.PL zaprasza na tekstową relację na żywo z meczu Anglia - Polska. Początek 15 października o 21 Relację na żywo można też śledzić na urządzeniach mobilnych Anglia - Polska! Orły pokrzyżują plany rywalom? Dyskutuj