Sebastian Staszewski, Interia: Oglądał pan mecz reprezentacji Polski ze Szwecją, w którym nasza kadra wygrała 2-0 i awansowała do mistrzostw świata? Mateusz Morawiecki: - Niestety nie mogłem być w Chorzowie ze względu na sytuację która nas otacza, czyli wojnę na Ukrainie. Nie oznacza to jednak, że nie kibicowałem naszej reprezentacji, bo mecz oczywiście oglądałem. Jak się panu podobał? To był mecz dwóch całkiem różnych połów. - Muszę przyznać, że strasznie się denerwowałem. Pierwsza połowa nie była w naszym wykonaniu najlepsza, ale po przerwie złapaliśmy wiatr w żagle. Spora w tym zasługa Grzegorza Krychowiaka, który ostatnio był mocno krytykowany. Ja się z tą krytyką nie zgadzam, cenię jego umiejętności. To on wywalczył rzut karny, którego na gola zamienił Robert Lewandowski. Ta bramka dała nam oddech. I ruszyliśmy do ataku. - Po golu Lewandowskiego widać było, że uwierzyliśmy w siebie i zaczęliśmy kontrolować mecz. To było piękne widowisko. I spokojnie mogło się zakończyć wynikiem 4-0 dla nas. Mogło być też i 4-2, ale dziś to bez znaczenia. Najważniejsze, że awansowaliśmy na mundial. Bramki zdobyli Lewandowski i Piotr Zieliński. A panu gra którego piłkarza podobała się najbardziej? - Jestem pełen uznania dla Wojciecha Szczęsnego. Regularnie gram w tenisa stołowego, a to dyscyplina w której niezwykle ważny jest refleks. A Wojtek w Chorzowie ten refleks pokazał kilkukrotnie, bo to on uratował nas przed stratą bramki. Dla mnie to bohater. Podobali mi się też "Lewy" i Matty Cash, który miał niespożyte siły. No i Kamil Glik, wraz z całą defensywą. Proszę powiedzieć szczerze: od początku ufał pan selekcjonerowi Czesławowi Michniewiczowi? - Zawsze daję ludziom kredyt zaufania. Trenerowi Michniewiczowi również. Zdążyłem już mu pogratulować, umówiliśmy się także na kawę, żeby porozmawiać o nadchodzącym mundialu. Po meczu ze Szwecją prezes PZPN Cezary Kulesza powiedział w rozmowie z Interią: "Niesamowicie dopingowali nasi kibice (...) W Chorzowie historia pisana była wielokrotnie, odbywały się tu wielkie mecze reprezentacji. A my dziś zapisaliśmy kolejną piękną kartę. To nasz wspólny triumf". Był pan pod wrażeniem fantastycznego dopingu polskich kibiców? - O tak, to było niesamowite. Bardzo doceniam zachowanie naszych kibiców. Od lat sport nas łączy, pamiętam jak podczas Euro 2012 wszystkie spory poszły w niepamięć. W Chorzowie było podobnie. Ludzie z całej Polski, niezależnie od poglądów politycznych, pokazali wspaniałą jedność. I to w miejscu symbolicznym, na Stadionie Śląskim. - To wyjątkowe dla mnie miejsce, bo tam zrodziło się moje uczucie do futbolu. Może mi pan nie uwierzyć, ale jako dziecko zapamiętałem fragmenty meczów eliminacji mistrzostw świata z 1974 roku, których symbolem jest przecież pokonanie Anglii 2-0, właśnie na Śląskim. Siedziałem wtedy przed telewizorem, pamiętam dobrze jak Roy McFarland sfaulował Włodzimierza Lubańskiego, obok Lewandowskiego chyba największego polskiego piłkarza. W piątek odbędzie się losowanie mistrzostw świata. Jest reprezentacja, której życzy pan Polakom? - Uważam, że jesteśmy w stanie pokonać każdą drużynę. To w futbolu jest najpiękniejsze, pokazała to zresztą Macedonia Północna, mały kraj, który ograł potężnych Włochów. Natomiast nie ma co kryć, że im słabsi rywale w grupie, tym większa szansa na sukces, więc będę trzymał kciuki, żeby szczęście było po naszej stronie. I mam nadzieję, że w Katarze uda nam się w końcu wyjść z grupy, bo czekamy na to naprawdę długo. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia