7 września 2014 roku Klich wystąpił w wyjazdowym, wygranym 7:0, eliminacyjnym meczu ME 2016 z Gibraltarem i... wypadł z kręgu zainteresowań Adama Nawałki. "Reaktywował" go Jerzy Brzęczek i dokładnie po czterech latach 28-letni piłkarz zagrał w drużynie narodowej w Bolonii w zremisowanym 1:1 spotkaniu Ligi Narodów z Włochami."Nie byłem zaskoczony tym powołaniem, bo uważam, że zasłużyłem na to, aby dostać kolejną reprezentacyjną szansę. W drużynie narodowej mam podobne założenia jak w klubie i wierzę, że formę z Leeds przeniosę na reprezentacyjny grunt, bo z trzech swoich wcześniejszych występów w kadrze nie jestem zadowolony" - powiedział.Za kadencji Brzęczka biało-czerwoni jeszcze nie wygrali. Klich wystąpił w trzech z tych czterech meczów, z Irlandią w końcówce nawet uratował remis, a zabrakło go w ostatniej przegranej 0:1 konfrontacji z Włochami w Chorzowie."Nie mogę powiedzieć, że jest dobrze, ale wiele osób dramatyzuje, że nie ma zwycięstw i nasza gra nie wygląda tak, jakby sobie tego wszyscy życzyli. Trzeba jednak pamiętać, że nie rywalizowaliśmy z Kazachstanem, tylko z Włochami i Portugalią, które są lepszymi drużynami od nas. W tym drugim zespole grają piłkarze, którzy są o kilka klas lepsi ode mnie i od większości naszych zawodników. Zgadzam się też z Robertem Lewandowskim, że nasza grupa Ligi Narodów to dla nas za wysokie progi"- dodał.28-letni środkowy pomocnik przekonuje, że w czwartek w towarzyskim meczu w Gdańsku z Czechami i we wtorek w spotkaniu Ligi Narodów w Guimaraes z Portugalią Polacy nie stoją na straconej pozycji."Piłka nożna ma to do siebie, że nie zawsze lepsza drużyna wygrywa. Można mieć posiadanie piłki na poziomie 20 procent i zwyciężyć. Sytuacje do strzelenia gola zawsze się znajdą, kluczowe jest to, aby samemu nie stracić bramki. Jeśli będziemy grali bardziej agresywnie niż u siebie i będziemy bardziej skoncentrowani z tyłu, możemy przywieźć z Portugali jakieś punkty. Z automatu na pewno nie można nas skreślić. Mamy wiele rzeczy do udoskonalenia, ale wierzę, że poprawimy zgranie i będziemy spisywać się coraz lepiej" - zauważył.Reprezentant Polski nie ukrywa, że duży wpływ na jego rozwój miał klubowy trener Marcelo Bielsa."Ten szkoleniowiec powiedział mi jak postrzega moją karierę, bo kiedy zobaczył, w jakich byłem klubach i co potrafię zrobić, to te rzeczy w ogóle mu się nie pokrywały. I na początku sezonu od razu dostałem od niego pozytywnego kopa. Trener wyciska z nas maksimum, jest bardzo ciężko i intensywnie, ale dzięki temu nigdy nie byłem w tak dobrej dyspozycji jak obecnie. Argentyńczyk otworzył mi oczy na wiele rzeczy, chociażby jak poruszać się po boisku i robić wszystko na większej intensywności. Jak ktoś przyklei komuś łatkę, to ciężko ją oderwać. Ja mam w Polsce łatkę zawodnika, który nie pracuje w defensywie, ale jakoś radzę sobie w Championship" - zauważył Klich.Nie ukrywał, że z tego typu szkoleniowcem nie miał jeszcze okazji pracować."Jest jedyny w swoim rodzaju i nie widziałem trenera, który tak żyłby futbolem jak on. Piłka pochłania go całkowicie, ma nawet przeanalizowane moje mecze w kadrze. Jeśli widzi, że ktoś chciał dobrze podać, a stracił piłkę, nigdy nie ma pretensji. Uwzględnia ryzyko i nawet nas do niego zachęca, bo uważa, że bez ryzyka nie da się grać w piłkę na najwyższym poziomie. Najlepsze drużyny na świecie stale ryzykują, ale popełniają przy tym mało błędów. W Niemczech miałem takich trenerów, że wiedziałem, że jeśli popełnię błąd, to w następnym meczu wyląduję na trybunach, dlatego grałem asekuracyjnie" - podsumował.