Polscy piłkarze długo nie opuszczali stadionu po ostatnim gwizdku sędziego, bowiem selekcjoner Adam Nawałka zdecydował, że zanim wyruszą w drogę do Grodziska Wlkp., gdzie mają zgrupowanie, zjedzą kolację. Kamiński, mimo słabego występu, jako jeden z pierwszych wyszedł do dziennikarzy.- Jestem zły na siebie, na swoją postawę. Wyjazdu na młodzieżówkę nie traktuję jako ucieczki od problemów. Postaram się tam zaprezentować jak najlepiej, ale długo nie zapomnę tego, co się wydarzyło we Wrocławiu - powiedział 21-letni zawodnik Lecha Poznań, który zanotował czwarty w karierze występ w zespole narodowym, ale pierwszy od półtora roku.- Popsuliśmy debiut trenerowi. Staraliśmy się realizować jego wskazówki, założenia, ale był z tym kłopot. Możemy być źli tylko na siebie, nasza gra, szczególnie w pierwszej połowie, nie wyglądała dobrze - dodał.Jak przyznał, kłopoty zaczęły się po stracie pierwszego gola.- Jeden błąd i wszystko się rozsypało. Dostaliśmy bramkę, a w nasze szeregi wkradła się nerwowość, dekoncentracja i ponieśliśmy tego konsekwencje - analizował Kamiński.Choć najmłodszy w drużynie, po męsku zmierzył się z krytyką, przyjął ją - jak radził Nawałka - "na klatę".- Ani gra, ani wynik nie mogły nikogo zadowolić. Trudno w ogóle szukać pozytywów, nie wyglądało to dobrze, błędów było dużo. Mimo tylko trzech dni treningów spodziewaliśmy się czegoś więcej. Nic nie wskazywało, że tak słabo zaprezentujemy się jako drużyna - podkreślił. O tym, że po zmianie selekcjonera reprezentacji potrzeba czasu i więcej wspólnych treningów mówili wszyscy kadrowicze. Nie wiadomo, czy w to wierzą, czy tylko beznamiętnie powtarzali, szukając usprawiedliwienia.- Pierwszy raz graliśmy w takim ustawieniu, szwankowała komunikacja, ale to nie może być żadne usprawiedliwienie dla prostych błędów, jakie nam się przytrafiały - podkreślił Kamiński.Nawałka podczas zgrupowania w Grodzisku Wlkp. i w czasie gry nie szczędził głosu, by przekazać zawodnikom uwagi. Choć szkoleniowiec znany jest z ekspresji, to w przerwie i po meczu w szatni - jak poinformował Kamiński - było spokojnie.- Raczej analitycznie niż nerwowo. Zresztą krzyk trenera nic nie zmieniłby. Wszyscy wiedzieli, że zagraliśmy słabo, mieliśmy świadomość błędów - zauważył.Trener raczej dodawał otuchy piłkarzom. Inaczej reagowali w trakcie spotkania kibice, którzy nie oszczędzali "Biało-czerwonych". - Docierały do nas reakcje trybun. I gwizdy, i oklaski, gdy zagrywaliśmy piłkę do Artura Boruca. Na pewno to nam nie pomagało, choć i sami byliśmy wystarczająco zdołowani swoją postawą. Trudno się jednak dziwić kibicom. Musimy sobie radzić też w takich sytuacjach - dodał.Kamiński liczy, że mimo słabszego występu, selekcjoner o nim nie zapomni.- Teraz dam z siebie wszystko w młodzieżówce, postaram się pomóc w ważnym spotkaniu z Grecją, później powrót do ligi. Jeśli będę grał dobrze, to może trener znajdzie argumenty, by mnie powołać. Wszystko zależy ode mnie, od mojej postawy - podsumował.