Lubię piłkę nożną, bo choć przed meczem można opowiadać niestworzone niedorzeczności, to wszystko na końcu i tak zweryfikuje boisko. A weryfikację polskiej kadry otrzymaliśmy w niedzielny wieczór w albańskiej Tiranie. Degrengolada. Rozkład polskiej kadry trwa od lat Kilkanaście godzin po zakończeniu meczu media obiegła wiadomość, że Fernando Santos zostanie zwolniony z funkcji selekcjonera reprezentacji Polski. I nie może być inaczej. Projekt z portugalskim trenerem nie wypalił zupełnie. Santos zapłaci głową, ale wina za obecny stan rzeczy nie spada na jego jednego. Rozkład polskiej kadry rozpoczął się wraz z odejściem ze stanowiska Adama Nawałki. Wszechwiedzący Zbigniew Boniek zobaczył błysk w oku Jerzego Brzęczka i swoim kaprysem mianował go selekcjonerem. Po meczu z Albanią próbował wspominać, jak genialne rezultaty mieliśmy pod jego wodzą. Zapomniał tylko o jednym - sam zwolnił Brzęczka mimo wywalczonego awansu na Euro. I żeby nie było niedomówień - Brzęczek do roli selekcjonera się nie nadawał. Drużyna pamiętała jeszcze sporo z kadencji Nawałki, kolanem przepychaliśmy kolejne mecze. Ale złe ziarno już zostało zasiane. Później nastąpił kompletny rozkład. Początek panowania Kuleszy sprawił, że kadencja Zbigniewa Bońka zaczęła zdawać się złotymi czasami i wzorem zarządzania związkiem. Przyszła dezercja Paulo Sousy. Przyszły kwasy za kadencji Czesława Michniewicza. Afera premiowa. Coraz słabsza gra. Coraz gęstsza atmosfera wokół kadry. Ogromne błędy związku. Brak profesjonalizmu, brak klasy, afera ze Stasiakiem, afera ze sponsorami, cała plejada pomniejszych niedociągnięć i skandali. Chaos. Wreszcie totalnie nieudana kadencja Santosa. Piłkarze, którzy przestali się wzajemnie lubić. Reprezentacja, która przestała tworzyć drużynę. Okropne wyniki. Równie okropna gra. Głośny wywiad Roberta Lewandowskiego. Obrażanie się na siebie wzajemnie. Oblężona twierdza na konferencji prasowych. Robienie z nas wariatów. Porażki w Kiszyniowie i w Tiranie. Słowem - degrengolada. Mamy tego dość. Mamy dość takiej reprezentacji. Mamy dość takiego związku. Mamy dość takiego selekcjonera. Ale wszystkich zwolnić się nie da. Dlatego za obecny stan zapłaci Fernando Santos. Lewandowski zapytany wprost, czy chce zwolnienia Santosa. Wymowne słowa Wszystkich zwolnić się nie da, więc zapłaci Santos To będzie dobra decyzja, która nie rozwiąże jednak wszystkich problemów. Trzeba ufać, że tym razem Cezary Kulesza wybierze mądrze i kolejny selekcjoner poprawi chociaż aspekt sportowy oraz oczyści atmosferę wewnątrz piłkarskiej reprezentacji. Fernando Santos był koszmarnym selekcjonerem naszej kadry. Po dziewięciu miesiącach okazało się, że nie wie nic o naszej reprezentacji. Była 70. minuta meczu z Albanią. W tirańskim kotle fani urządzali polskim piłkarzom piekło. Przegrywaliśmy 0-2, a Santos miał 20 minut, by odwrócić losy spotkania, uratować sytuację w tabeli i swoją posadę. I posłał na boisko Karola Linetty’ego. Linetty’ego, który pod presją jest najgorszy ze wszystkich. Linetty’ego, który od 10 lat jest częścią reprezentacji i ostatni dobry mecz zagrał w niej osiem lat temu. Jeśli w takiej sytuacji posyłasz na boisko Karola Linetty’ego, to znaczy, że nie wiesz nic o reprezentacji Polski. Desperacja dziwacznego selekcjonera. Nie będziemy tęsknić Parę minut wcześniej Santos na boisko posłał też Kamila Grosickiego. To akurat był wyraz skrajnej desperacji. Selekcjoner wcześniej skreślił "Grosika", uznał go za zbyt starego i niepotrzebnego naszej kadrze. I nie powoływał go nawet, gdy ten odbierał nagrodę dla najlepszego piłkarza Ekstraklasy. Teraz, gdy decydowały się losy posady Santosa, sprzeniewierzył się wszystkim swoim wcześniejszym postanowieniom i postawił właśnie na Grosickiego. Choć ten jest w formie dalekiej od wiosennej. To była czysta desperacja - znak, że Santos wcześniej próbował już wszystkiego. I też nie działało. Podobnie zresztą trzeba odbierać przywrócenie do kadry i wystawianie w pierwszym składzie Grzegorza Krychowiaka. Szkoda, że kadencja Santosa nie trwała dłużej, bo na powołanie może mogliby liczyć Krzysztof Mączyński albo Michał Pazdan. A kto wie, może rękawice ze ściany musieliby odwiesić Artur Boruc albo Jerzy Dudek? Santos miotał się od ściany do ściany. Raz graliśmy na czterech obrońców, raz na trzech. Raz na dwóch napastników, raz na jednego. Wystawiał piłkarzy na dziwnych pozycjach. Matty’ego Casha posłał na skrzydło, Tomasza Kędziorę na środek obrony, Jakuba Kiwiora na lewą obronę. O Pawle Wszołku mówił, że jest prawym obrońcą. Niby chciał rozmawiać o piłce, ale gdy zapytaliśmy o atuty naszej kadry, okazało się, że nie zna żadnych. I nawet mu wierzymy. Cała kadencja Santosa wyglądała tak, jakby prowadził drużynę pozbawioną atutów. Z jego kadencji zapamiętamy tylko umęczoną twarz, zrezygnowaną mowę ciała, karykaturalną mimikę, dziwaczne gesty i strzelanie minami. Może też nerwowe popalanie papierosów. Santosa też mamy już dość. Do widzenia. Nie będziemy tęsknić. Z Tirany Wojciech Górski, Interia