Polska Agencja Prasowa: Przyszły rok mógł być niezwykle intensywny dla PZPN. Nie dość, że w Polsce odbędą się w maju i czerwcu mistrzostwa świata do lat 20, to jeszcze - gdyby biało-czerwoni wygrali swoją grupę w dywizji A Ligi Narodów - organizowalibyście w czerwcu Final Four tych rozgrywek. Piłkarze Jerzego Brzęczka, po porażkach z Portugalią i Włochami, pozbawili jednak was tego prestiżowego "kłopotu". - To prawda. Wiadomo było, że Final Four odbędzie się w kraju, którego reprezentacja wygra naszą grupę. Trzy federacje - portugalska, włoska i nasza - złożyły aplikację. Teraz liczą się tylko dwie pierwsze. Prawdopodobnie turniej zorganizuje Portugalia, bo ona ma największe szanse na pierwsze miejsce w tabeli. To już wprawdzie nieaktualne, ale gdzie miały odbyć się mecze, gdyby Polska organizowała Final Four? - Zgłosiliśmy dwa stadiony w Warszawie - PGE Narodowy i Legii. Dlatego turniej w ogóle nie kolidowałby z MŚ do lat 20, ponieważ nasza stolica nie jest miastem-gospodarzem tego mundialu. Warszawa była mocną stroną naszej aplikacji ws. Final Four LN, bo wszystkie spotkania byłyby w jednym mieście, rozgrywane na nowoczesnych stadionach. Cóż, życie toczy się dalej... Przyszły rok to MŚ do lat 20 i eliminacje mistrzostw Europy pierwszej reprezentacji. No i miejmy nadzieję, że młodzieżówka Czesława Michniewicza awansuje do ME do lat 21, które w czerwcu odbędą się we Włoszech i San Marino. To się może rozstrzygnąć we wtorkowy wieczór. Wyniki i w efekcie spadek reprezentacji Brzęczka z dywizji A Ligi Narodów są dla pana dużym rozczarowaniem? A może braliście to pod uwagę, skoro miał być "poligon doświadczalny" przed kwalifikacjami Euro 2020? - Oczywiście wiedzieliśmy, że będziemy grać z najlepszymi drużynami w Europie, bo tylko takie są w dywizji A. Natomiast patrząc na oba październikowe mecze czujemy rozczarowanie, ponieważ w starciach z Portugalią i Włochami byliśmy drużyną wyraźnie słabszą. Nawet gdybyśmy osiągnęli korzystny wynik, szczególnie z Włochami, bo była taka szansa, to ten obraz byłby zamazany. Ale my traktujemy to jako pewien etap i te mecze październikowe idealnie do tego pasowały, bo wypunktowały nasze słabości. Wprawdzie mieliśmy nadzieję, że jesteśmy obecnie na trochę wyższym poziomie sportowym, ale boisko to brutalnie zweryfikowało. Niemniej jednak główny cel nie zmienia się - awans do mistrzostw Europy 2020, czyli pierwsze lub drugie miejsce w grupie. Oba mecze LN odbyły się w Chorzowie. Stadion Śląski zdał egzamin? To była dobra decyzja, żeby tam zorganizować spotkania kadry? - Bardzo dobra. Możemy mówić tylko z zachwytem o tym, czego doświadczyliśmy na Stadionie Śląskim. Organizacja, serdeczność ludzi, wsparcie kibiców, wzorowa murawa - to wyróżnia tamten obiekt. Pod względem organizacyjnym to były bardzo udane mecze. Wrześniowy mecz towarzyski z Irlandią we Wrocławiu oglądało tylko 25 tysięcy ludzi. Na ostatnim spotkaniu z Włochami w Chorzowie też nie było kompletu. Piłkarze przegrywają w tym roku często, tymczasem np. siatkarze zdobyli mistrzostwo świata. Nie obawia się pan, że kibice trochę odwrócą się od piłkarskiej kadry? - Nie. Wydaje mi się, że to bardzo naturalna rzecz. Trzeba oddzielić mecze towarzyskie i Ligi Narodów, która jeszcze nie jest dość popularna, od meczów eliminacyjnych. Oczywiście wiadomo, że poprzeczka wisi wysoko. Mimo rozczarowania na mundialu w Rosji nasza reprezentacja zbudowała szeroki krąg kibiców, którzy przychodzili na jej mecze. Myślę, że tak pozostanie. Ten zespół musi się w pewnym sensie zbudować na nowo, "złapać" swoje nowe DNA. Mamy nowego trenera, kilku bardzo dobrych piłkarzy, ale też kilku, którzy swoją dobrą grą muszą w końcu udowodnić przydatność do tej drużyny. No i mamy również kilku perspektywicznych graczy, którzy - miejmy nadzieję - zasilą reprezentację. Ja widzę w tej drużynie duży potencjał. Jeżeli będzie grała tak, jak nas do tego przyzwyczaiła w ostatnich czterech latach poprzedzających mundial w Rosji, to liczba kibiców pozostanie bardzo duża. A ze zwycięstwem siatkarzy bym tego nie kojarzył, bo oni często osiągają sukcesy, od dawna utrzymują pewien poziom sportowy. Nie wchodzimy sobie w drogę. Po niedzielnym meczu z Włochami prezes Zbigniew Boniek mówił, że UEFA być może pomyśli o zmianach w formacie Ligi Narodów. Przypomniał, że istnieje prawdopodobieństwo spadku np. Niemców do niższej dywizji i rozgrywania przez nich meczów z teoretycznie znacznie słabszymi rywalami. Rzeczywiście jest taka możliwość, że nowa Liga Narodów zostanie zreformowana? - To pierwsza edycja, więc jest nieuniknione, że będą pewne korekty na bazie doświadczeń, które już mamy. Zapewne po zakończeniu listopadowych meczów grupowych w LN nastąpi podsumowanie i wyciąganie wniosków, żeby dwa główne cele powołania Ligi Narodów - poziom sportowy, konkurencyjność, ale też wartość komercyjna - jakoś się ze sobą łączyły. Za wcześnie jednak mówić, w którą stronę to pójdzie. Na pewno jednak rozgrywanie meczów w grupie trzyzespołowej nie jest optymalne, bo narusza integralność rozgrywek, drużyny kończą rywalizację w różnych terminach. Uważam, że taki system nie spełnia swojej roli, układ w tabeli może sprzyjać spekulacjom, dlatego należy rozważyć powołanie grup czterozespołowych. Nie wypada szukać pomocy w momencie, gdy zdecydowanie przegrało się rywalizację na boisku, ale ewentualne powiększenie dywizji A do 16 zespołów oznaczałoby szansę dla Polski. To realne? - Jeżeli rzeczywiście grupy dywizji A byłyby czterozespołowe, to zapewne powstaną cztery takie grupy. To z kolei oznaczałoby, że 12 zespołów rywalizujących dotychczas w najwyższej dywizji pozostanie w niej i dołączą do nich cztery najlepsze z kolejnej dywizji. Ale mówię o tym nie dlatego, żebyśmy na siłę utrzymali się w najwyższej dywizji, tylko aby poprawić te rozgrywki na przyszłość. Po prostu uważam, że powinny być cztery zespoły w grupie, a ostatnie mecze powinny być rozgrywane o tej samej porze pomiędzy wszystkimi drużynami. Rzeczywistość polskiego futbolu w 2018 roku jest przykra, ale myślicie o przyszłości. Temu ma służyć m.in. Program Certyfikacji Szkółek Piłkarskich. - Najważniejszym zadaniem programu jest podniesienie i ujednolicenie poziomu szkoleniowego w szkółkach piłkarskich. Podjęcie się takiego zadania przez PZPN ma na celu weryfikację jakości szkolenia dzieci i młodzieży, bo mówimy o szkółkach dla dzieci w wieku 6-13 lat. A także przyznanie pewnej gwarancji dla rodziców i dzieci, że dana certyfikowana szkółka spełnia standardy szkoleniowe, jest bezpieczna, a jej trenerzy mają niezbędne kwalifikacje do szkolenia młodych zawodników. - Pamiętajmy, że wiek 6-13 jest kluczowy w rozwoju sportowym przyszłego piłkarza, bo wtedy kształtują się najważniejsze kwestie - technika, umiejętność dryblingu, sprawność ogólna, inteligencja piłkarska. Później już się tego nie nadrobi. Wysokie standardy przyjęte w Programie Certyfikacji Szkółek Piłkarskich gwarantują, iż szkółka, która otrzyma certyfikat PZPN, prezentuje odpowiedni poziom szkolenia. To będzie ją wyróżniać od innych komercyjnych podmiotów funkcjonujących na rynku. Spowoduje, że rodzice i dzieci chętniej będą wybierać szkółki z certyfikatem PZPN niż te, które tego nie posiadają. W ramach programu będziecie przyznawać szkołom gwiazdki: brązową, srebrną lub złotą. - Tak. To będzie zależeć od spełnienia kryteriów zawartych w programie. Czyli przede wszystkim jakości trenerów, ocenianej poprzez dyplomy trenerskie - Grassroots C w przypadku brązowej gwiazdki lub co najmniej z licencją UEFA B w przypadku srebrnej i złotej. Do tego kryteria infrastrukturalne, czyli odpowiednie boiska, piłki itd. Liczy się także liczebność trenerów. Np. na poziomie brązowym wystarczy jeden trener na grupę 20 zawodników, na srebrnym - jeden na 14, a złotym - na 12. Wiadomo, że im mniejsza grupa, tym trener może poświęcić więcej czasu danemu dziecku. Kiedy będziecie przydzielać pierwsze certyfikaty? - Zaczynamy od stycznia 2019 roku. Pierwsza ocena szkółek nastąpi między styczniem i czerwcem, więc od 1 lipca szkółki będą miały już swoje certyfikaty. Co ważne, będzie on ważny przez jeden rok, później trzeba ponownie przejść proces certyfikacji aby uzyskać certyfikat na kolejny rok. Dodam, że do certyfikacji mogą aspirować szkółki, które szkolą w tych kategoriach wiekowych co najmniej od dwóch lat. Mówimy o różnych szkółkach - przy klubach, prywatnych, różnych akademiach? - Tak. Program jest skierowany do wszystkich podmiotów gospodarczych prowadzących szkolenie dzieci w zakresie piłki nożnej. Mogą to więc być stowarzyszenia, fundacje, kluby piłkarskie, etc. Wszystkie podmioty szkolące dzieci w wieku 6-13 lat mogą więc aspirować i być szkółkami certyfikowanymi przez PZPN. Rozmawiał Maciej Białek (PAP)