Jesienią 2012 roku po objęciu stanowiska sekretarza generalnego PZPN mówił pan, że dobrze byłoby stwierdzić po czterech latach, iż udało się zmienić polską piłkę. Dzisiaj można tak powiedzieć? Maciej Sawicki: Tak. Z całą świadomością można stwierdzić, że to się udało. W ciągu czterech lat zostało dokonanych wiele zmian usprawniających polską piłkę, powstało wiele nowych projektów i dokonano niezbędnych inwestycji w rozwój naszego futbolu. To był ogromny skok jakościowy. W czasie kampanii wyborczej na prezesa PZPN wasza opozycja miała inne zdanie. Poza wynikami reprezentacji, nie wspominano o innych sukcesach związku. - Kampania wyborcza zawsze rządzi się swoimi prawami. Ja merytorycznych argumentów tzw. opozycji, niestety, nigdzie nie znalazłem. Mogę natomiast powiedzieć, że po tych czterech latach ciężkiej pracy możemy być bardzo zadowoleni z osiągnięć. Oczywiście reprezentacja jest najbardziej medialnym tematem, skupia najwięcej uwagi. Ale oprócz tego jest codzienna praca organiczna, te wszystkie reformy i projekty, które wymiernie służą rozwojowi piłki. Ponadto zupełnie odmieniliśmy wizerunek PZPN. W 2012 roku trzy czwarte ludzi postrzegało związek negatywnie, teraz trzy czwarte pozytywnie. A sam prezes Boniek jest jedną z najbardziej rozpoznawanych osób w naszym kraju, w dodatku z największym zaufaniem społecznym, co pokazały badania CBOS z czerwca. Kiedy podsumowywano ostatnie cztery lata PZPN, w punkcie "minusy" pojawiały się m.in. sprawy szkolenia oraz kwestie dotyczące trenerów. Chodzi zwłaszcza o trudny dostęp do zawodu i wysokie koszty. - Wiadomo, że jeżeli ktoś chce krytykować, to najłatwiej mówić o szkoleniu. Ale najczęściej słyszałem tylko ogólniki. My stworzyliśmy m.in. nową formułę Szkoły Trenerów, kładąc nacisk na jakość oraz praktyczny aspekt kursów jako główny element edukacji, Narodowy Model Gry, Pro Junior System, Centralną Ligę Juniorów, Akademię Młodych Orłów, turniej z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku. Wprowadziliśmy unifikację organizacji współzawodnictwa oraz szkolenia dzieci i młodzieży. Nasza piłka ma bardzo mocne podstawy, a system szkolenia w niczym nie odstaje od zagranicznych. Ale oczywiście chcemy iść dalej, np. pracujemy nad projektem, aby jeszcze bardziej otworzyć zawód trenera i wesprzeć tych, którzy chcą się dokształcać. Podczas niedawnego posiedzenia sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki przedstawiciel PZPN Janusz Basałaj zapowiedział, że to jeden z celów federacji na kolejne lata - zwiększenie liczby trenerów, ułatwienie dostępu do zawodu. - Chcemy, aby finanse lub zbyt wygórowane wymagania nie były żadną barierą do wejścia w zawód trenera. Uprościmy i dofinansujemy kształcenie dla osób, które chcą zostać trenerami. Niebawem przedstawimy cały koncept tego projektu. Jaką notę, w skali uczniowskiej 1-6, wystawiłby pan polskiej piłce za 2016 rok? - Pięć i pół. Ta brakująca połówka wynika z tego, że człowiek jest ambitny i zawsze chciałby troszeczkę więcej osiągnąć, szczególnie jak patrzy się na to z perspektywy czasu. Wciąż bolą te rzuty karne w ćwierćfinale Euro 2016 z Portugalią? - Wtedy bolały, nawet łezka się w oczach zakręciła, ale teraz patrzę na to jak na historyczne osiągnięcie. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Trzy lata temu byliśmy w zupełnie innym miejscu. Mamy zespół, którego wiele krajów może nam pozazdrościć. Oczywiście są wyzwania - najpierw awans do mistrzostw świata 2018, a później... zobaczymy. Do końca eliminacji daleko, ale pierwsze miejsce w grupie pozwala snuć optymistyczne plany. Czynicie już wstępne rozeznanie logistyczne, jeśli chodzi o mundial w Rosji? - Na razie wszystkie siły skupiamy na tym, aby awansować. Zostało sześć kolejek. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. Spokojnie sobie poradzimy. W połowie grudnia władze PZPN spotkały się w Szwajcarii z nowym prezydentem UEFA Aleksandrem Ceferinem. O czym rozmawialiście? - M.in. o wyzwaniach, które stoją teraz przed europejską i światową piłką. Poruszyliśmy także kilka tematów ważnych dla naszej federacji. Pan Ceferin to osoba bardzo inteligentna, ceni sobie szczerą wymianę poglądów. Była też zapewne mowa o tym, że szef PZPN Zbigniew Boniek będzie kandydował do Komitetu Wykonawczego UEFA w kwietniu w Helsinkach? - Tak, ale decyzja zapadła już wcześniej. Prezes Boniek sam zadeklarował, że jeżeli wygra ponownie wybory, to będzie kandydował do tego gremium. Jednym z wydarzeń 2016 roku był awans Legii do Ligi Mistrzów, a później - po zajęciu trzeciego miejsca - prawo występu w 1/16 finału Ligi Europejskiej. - Ten rok był bardzo dobry dla polskiej piłki także dlatego, że w końcu nasza drużyna awansowała do LM. W pierwszych meczach Legia przekonała się, że to bardzo wymagający poziom, ale najważniejsze, że się dobrze zakończyło. Legia dojrzewała w tych rozgrywkach, a ostatni mecz ze Sportingiem Lizbona był jej najlepszym w grupie, być może w całym sezonie. Jakie ma szanse w starciu z Ajaksem Amsterdam w LE? To chyba dobre losowanie? - Tak, szanse oceniam 50 na 50. Zadecydują detale w dniu meczu. Ajax ma większy budżet, ale sportowo nie widzę wielkiej różnicy. Kilka tygodni temu podczas gali UEFA Kiss Marketing Awards 2016 w Grecji odebrał pan w imieniu PZPN nagrodę w kategorii "The Best Commercial Partnership". Co to za nagroda? - Za najlepszy projekt komercyjny spośród wszystkich 55 federacji. To stworzenie od zera kolekcji oficjalnych gadżetów związanych z reprezentacją Polski. Obecnie to już ponad 250 różnego rodzaju produktów skierowanych głównie do dzieci. Ponadto UEFA poprosiła nas o zaprezentowanie jako tzw. best practices dla wszystkich federacji koncepcji portalu "Łączy nas piłka". Pokazaliśmy, jak promuje on piłkę w Polsce, jak wpływa na budowanie więzi pomiędzy reprezentacją i kibicami, a także w jaki sposób można ocieplić wizerunek kadry i samej federacji. Mijający rok obfitował w wydarzenia, ale kolejny też będzie bogaty. W lutym Legia gra w LE, w marcu kadra wznowi występy w eliminacjach MŚ, a w czerwcu czeka was wielkie wyzwanie - mistrzostwa Europy do lat 21 na sześciu polskich stadionach. - To było w naszej strategii - najpierw ubiegaliśmy się o organizację finału Ligi Europejskiej 2015. Z powodzeniem. Następnie, skoro nie możemy zorganizować w najbliższych latach kolejnego dorosłego Euro, walczyliśmy o młodzieżowe mistrzostwa, drugie pod względem ważności na kontynencie. To będzie znakomita promocja naszego kraju, futbolu i miast. Przyjedzie wielu wspaniałych piłkarzy. Arkadiusz Milik też? - Wyraża deklarację, że będzie grać. Oczywiście do czerwca może się wiele zdarzyć, ale z tego co wiem, wszyscy nasi piłkarze z kadry U-21 bardzo chcą wystąpić w turnieju. Pokazać się kibicom i coś osiągnąć z tą drużyną. Co było najtrudniejsze dla pana w ciągu minionych czterech lat? - Początki, ponieważ musieliśmy przejść przez niezbędną reorganizację biura PZPN, ciężko pracować nad odbudową negatywnego wizerunku federacji. Trzeba było podjąć wiele niemiłych i bolesnych decyzji, w tym kadrowych. Później mogliśmy już myśleć o tym, jak rozwijać i promować futbol. I jak w niego skutecznie inwestować. Gdyby cofnąć czas o cztery lata, zgodziłby się pan znów objąć funkcję sekretarza generalnego? - Oczywiście, rozmowa z prezesem Bońkiem trwałaby dwie minuty. Tak jak wtedy. Robię to, co jest moją pasją i na czym się znam. Z jednej strony piłka nożna, a z drugiej szeroko rozumiane zarządzanie, organizacja. Zakończył pan karierę piłkarską w wieku 23 lat. Później były wspólne studia MBA Uniwersytetu Warszawskiego i University of Illinois. Następnie Program For Leadership Development na Harvard Business School, a ostatnio Master of European Sports Governance organizowany przez cztery europejskie uniwersytety... - Studia były dla mnie zawsze tylko inspiracją do dalszego osobistego rozwoju. Czymś, co może pozwolić być lepiej przygotowanym do kolejnych wyzwań zawodowych. Najważniejsza jest jednak praktyka, doświadczenie i umiejętność, aby ważne rzeczy zostały skutecznie wprowadzone w życie. Grał pan m.in. w Legii, z którą wystąpił w Pucharze UEFA, w Stomilu Olsztyn, juniorskich drużynach narodowych. Nie chciał pan, mimo kontuzji, kontynuować kariery piłkarskiej? - W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie będę wielkim piłkarzem. Wiedziałem, iż będę musiał się w inny sposób odnaleźć w życiu zawodowym. Dlatego dość szybko skończyłem przygodę z piłką i w następnych 10 latach odnalazłem się w tzw. biznesie, gdzie zyskałem menedżerskie doświadczenie. Ale bardzo się cieszę, że wróciłem do futbolu w nowej roli. Funkcja sekretarza generalnego PZPN, za sprawą głównie Zdzisławy Kręciny, kojarzyła się z działaczem nieco jowialnym, misiowatym, ale też krytykowanym pod koniec kadencji. Pan tę funkcję objął już w wieku 33 lat. Nie miał pan obaw, że będzie porównywany z poprzednikami? Ta posada nabrała w oczach kibiców trochę humorystycznego rysu... - Ja generalnie nie boję się wyzwań. Wiedziałem, że jestem kompletnie inną osobą od poprzedników. Mam inny styl zarządzania, cenię inne wartości życiowe i mam inne postrzeganie swojej roli w środowisku piłkarskim. Na wszystko zawsze musiałem zapracować ciężką pracą. Myślę, że przez cztery lata wypracowałem własny styl i inne kojarzenie pracy sekretarza generalnego PZPN. Ma pan trzy córeczki. Pana funkcja w PZPN oznacza liczne wyjazdy zagraniczne. Nie cierpi na tym życie rodzinne? - Jestem trochę pracoholikiem, ale w taki sposób organizujemy sobie życie, że jestem odpowiedzialny za pewne rzeczy i moja żona również. Dobrze czujemy się w swoich rolach. Oczywiście czasami brakuje mi najbliższych, bo bardzo często nie ma mnie w domu, a dzieci szybko dorastają. Niemniej jednak to świadomy wybór i nie mam prawa na nic narzekać. Teraz wreszcie jest możliwość spędzenia czasu z bliskimi. - Rzeczywiście, święta w domu pod Warszawą, a później wyjazd z rodziną na krótki urlop. Będziemy mieć czas tylko dla siebie, a przy okazji możliwość naładowania baterii na 2017 rok, w którym czeka dużo ciekawych wyzwań. Rozmawiał: Maciej Białek