Tomasz Brożek, Interia: - Reprezentacja Polski zagra dziś w Glasgow ze Szkocją. Lata spędzone właśnie tym mieście w barwach Celticu to najlepszy okres pana kariery? Łukasz Załuska, trener bramkarzy Wisły Kraków: - Na pewno był to zdecydowanie największy klub, w jakim występowałem. Spędziłem tam sześć lat. Graliśmy wówczas w Lidze Mistrzów i w Lidze Europy, sięgnęliśmy po wiele trofeów. Poświęciłem tej drużynie bardzo dużo. I przyznaję szczerze, że jestem dumny z reprezentowania Celticu przez tak długi okres. Co ciekawe, w sobotę po raz kolejny będę miał okazję zagrać w koszulce tego klubu. Zostałem zaproszony na mecz legend z Manchesterem United, organizowany na Old Trafford. Spotkam się więc po latach z moimi kolegami z zespołu. Zapowiada się fajne widowisko. Na pewno miło będzie zobaczyć znajome twarze. A co najbardziej zapadło panu w pamięci z lat spędzonych wraz z nimi w szatni Celticu? - Przez sześć lat wydarzyło się tam naprawdę bardzo, bardzo dużo. Rozegraliśmy wiele legendarnych spotkań. Choćby to z Barceloną w Lidze Mistrzów, gdy wygraliśmy 2:1. Do tej pory kibice wspominają, że udało nam się zwyciężyć mimo zaledwie 11 procent posiadania piłki. Wszystkie derby z Rangersami także zapisały się na dobre w moich wspomnieniach. Sporo się tego nazbierało. No właśnie, "Old Firm Derby" - jak nazywa się starcia Celticu z Rangersami - to mecze, przy okazji których w powietrzu unoszącym się nad Glasgow czuć niezwykle napiętą atmosferę? - Tak, zdecydowanie. Zwłaszcza, że tam nie chodzi tylko o piłkarskie emocje i prym w mieście. Chodzi tu też o kwestie wiary i religii. To mecz protestanci kontra katolicy, co skutkuje podwójną dawką adrenaliny. Już przy okazji samego przyjazdu przed meczem na nasz autokar czekało kilka tysięcy fanów. Było widać, że to mecz sezonu dla kibiców z obu stron. Poważny problem Szkotów. A na Wyspach głośno o jednym z Polaków. "Nieoczywisty bohater" Czy gorąco będzie także w czasie czwartkowego meczu Polaków ze Szkocją? Jakiego przyjęcia naszej kadry należy spodziewać się na Hampden? Stadion "zapłonie"? - Pamiętam, że jeszcze jako zawodnik Celticu podczas przerwy reprezentacyjnej postanowiłem zabrać syna na mecz, który wyjątkowo odbywał się nie na Hampden, a na naszym stadionie. To było spotkanie Szkocja - Anglia. Muszę powiedzieć, że hymn Szkotów, kibice w kiltach... To robi ogromne wrażenie. Tam będzie piekło. To będzie tak niezwykle gorąca atmosfera, że Polacy muszą się wcześniej na to po prostu odpowiednio przygotować. Ale takie jest też typowe wyspiarskie kibicowanie. Trybuny żyją coraz bardziej wraz z każdą groźną sytuacją, czy nawet wślizgiem. Aura jest naprawdę niepowtarzalna. Nasza kadra będzie więc miała ciężkie przetarcie ze Szkotami. Także pod względem piłkarskim. Wspomniał pan o Anglikach. Ta powszechnie panująca niechęć, jaką pałają do nich Szkoci, przejawia się w życiu codziennym? - Ta niechęć rzeczywiście jest ogromna. Przecież Anglia to ich największy wróg. Ale generalnie funkcjonuje to trochę tak, jak u nas. My także mamy nacje... za którymi nie przepadamy. Tak samo tutaj Szkoci mają Anglików, a Anglicy - Szkotów. To jest zakorzenione w historii, a teraz przechodzi z pokolenia na pokolenie. Więc gdy podczas wspomnianego meczu odgrywany był hymn Anglii, gwizdy i buczenie były tak przeraźliwe, że sam dawno czegoś takiego nie widziałem. Mówi się, że wśród Szkotów można żartować na temat ich pogody i kuchni, ale nigdy na temat futbolu. Piłka nożna rzeczywiście jest dla nich "rzeczą świętą"? - Tak, w Szkocji futbol ma właśnie taki status. Mieszkałem tam łącznie osiem lat. Gdy pozna się tam lepiej jakąś szkocką rodzinę i pójdzie do niej na kolację, czasem trudno jest wejść na jakikolwiek inny temat przy stole. Oni wszystko analizują i przeżywają. Dochodziło to nawet do tego stopnia, że wśród fanów Celticu i Rangersów jedni nie mogli ubierać nic, ale to kompletnie nic niebieskiego, a drudzy nic zielonego. Bo to byłaby już zdrada. Pamiętam swój pierwszy spacer, gdy przyjechaliśmy z rodziną do Glasgow. Miałem na sobie niebieską bluzę. Kompletnie nieświadomy. Zaczepił mnie wówczas jeden kibic i spytał: "Łukasz, ty nie masz innych kolorów w szafie?". Ja popatrzyłem i zorientowałem się, o co chodzi. Ale nikt w klubie nie uświadomił mnie, że właśnie tak to tutaj funkcjonuje. To był mój początek w tym klubie. Na szczęście wszystko odbyło się kulturalnie. - Tak. Pamiętam też, że pewnego razu dołączył do nas zawodnik z Korei Południowej - Cha Du-ri. I przyszedł na trening w koszulce, na której znajdowała się podobizna Paula Gascoigne’a. Ikony Rangersów... - Ale on nie był tego świadomy. Dlatego podszedł do niego kapitan Scott Brown i powiedział mu, że ostatni raz założył tą koszulkę. On tylko mu przytaknął i pokiwał głową. I rzeczywiście już nigdy nie pojawił się w tej koszulce. Przejdźmy do polskich wątków. Wojciech Szczęsny zakończył ostatnio karierę w wieku 34 lat. Pan zdecydował się na taki ruch będąc o cztery lata starszym od niego. Wiemy, jaki jest Wojciech Szczęsny, ale ... chyba trudno nie mówić tu o zaskoczeniu. - Na pewno. Myślę, że zaskoczył wszystkich. Pewnie kiełkowało to już w jego głowie wcześniej i osoby z jego najbliższego otoczenia o wszystkim wiedziały. Ale świat piłkarski mógł doznać szoku. Zwłaszcza, że mówimy o stosunkowo młodym bramkarzu. Łukasz Fabiański ma 39 lat i wciąż występuje w Premier League. Więc Wojtek przy swojej budowie ciała spokojnie mógł jeszcze rozegrać kilka dobrych sezonów. Był przecież w życiowej formie. Potwierdził to nawet podczas Euro 2024. Ba, sam stwierdził nawet, że ma za sobą najprawdopodobniej swój najlepszy sezon, jeśli patrzyć na aspekty czysto sportowe... - Ale też powiedział, że powoli tracił przyjemność z gry w piłkę. Więc być może ta iskierka trochę zagasła, potrzebuje teraz kilku miesięcy wyciszenia, a potem zatęskni za codzienną rutyną, treningami, meczami i podejmie decyzję o powrocie. Trener Michał Probierz musi teraz zarządzić całą sytuacją, decydując o obsadzie między słupkami. Ma pan swojego faworyta do miana numeru jeden? Łukasz Skorupski czy Marcin Bułka? - Faktem jest, że Łukasz Skorupski zawsze, gdy tylko dostawał szansę, dawał sobie radę i był pewnym punktem drużyny. Myślę więc, że zasłużył na to, by po odejściu Wojciecha Szczęsnego otrzymać zaufanie. A później tylko od niego będzie zależało, czy to wykorzysta. Ale potencjał Marcina Bułki jest niesamowity. On też na pewno "poczuł krew" i nie odpuści. Osobiście uważam, że polska piłka może się cieszyć, mając takiego fachowca, jakim jest trener Andrzej Dawidziuk - szkoleniowiec bramkarzy w naszej reprezentacji. I także dzięki niemu na koniec zostanie ostatecznie podjęta dobra decyzja. Olbrzymi problem Polaków, aż trudno uwierzyć. Właśnie tego chciał uniknąć Probierz Rozmawiamy o wspomnianym duecie, bowiem wśród powołanych nie znalazł się Kamil Grabara. Nie razi to pana? - Sportowo na pewno zasłużył sobie na powołanie, będąc pierwszym bramkarzem Wolfsburga na boiskach Bundesligi. Ale nie wiem, czy charakterologicznie pasuje do tej grupy. Trudno to jednak stwierdzić. Ja nie jestem w środku. Nie mam pojęcia, o co tam chodzi. Mówimy o nieobecności Wojciecha Szczęsnego. Z kadrą pożegnał się także Kamil Grosicki. Kolejni weterani odchodzą, a tymczasem Robert Lewandowski wciąż błyszczy, strzelając gole na najwyższym poziomie, co nie jest oczywiste wśród napastników w jego wieku. Co jest w nim tak wyjątkowego? - Etos pracy, genetyka, świadomość, mentalność na najwyższym światowym poziomie... Można by wymieniać i wymieniać cały dzień. Kombinacja tych wszystkich czynników sprawia, że Robert Lewandowski w wieku 36 lat wciąż strzela gole i gra w jednym z największych klubów na świecie. Oby trafił do siatki także w najbliższych meczach naszej kadry.