Sebastian Staszewski, Interia: - Pomyślałeś kiedyś, że z reprezentacją Polski pożegnałeś się zbyt szybko? Łukasz Piszczek: - Nie, wszystko zrobiłem w odpowiednim czasie. Mam teraz nowe życie. Ale mecze reprezentacji oglądasz? - Oglądam, chociaż mam sporo zajęć i czasem nie zdążę. Ale staram się być na bieżąco. Widziałem domowy mecz z Anglią, z Albanią. Byłem też na pożegnaniu Łukasza Fabiańskiego z San Marino. Muszę powiedzieć, że z Anglią zagraliśmy bardzo fajnie. Od razu przypomniał mi się mecz z Niemcami w 2014 roku. W oczy rzucało się zaangażowanie całego zespołu. Fajnie walczyliśmy, widać było ogień. W Albanii natomiast zagraliśmy dojrzale. Wiedzieliśmy, że będzie walka na noże i byliśmy na to gotowi. Za to drużynę na pewno trzeba pochwalić, bo takie spotkania nie są proste. Nie nosi cię, kiedy patrzyłeś na kolegów? - Reprezentację oglądam już jako kibic. W trakcie Euro 2020 trochę się denerwowałem, ale generalnie mam do tego dystans. A na prawych obrońców albo stoperów czasem spoglądasz? - Nie mam takiej potrzeby, bo w kadrze są moi godni następcy: Tomek Kędziora, Bartek Bereszyński... Niedługo będzie także Matty Cash. - Nie znam go, nie widziałem jak gra. Od razu cię uprzedzę: nie chcę wchodzić w dyskusję o tym, czy Cash powinien grać w naszej kadrze, czy nie. Nie jestem gościem, który będzie mówił ostre czy pikantne rzeczy tylko po to, żeby dziennikarz miał chwytliwy tytuł. Piszczka w kadrze już nie ma, Łukasz Fabiański też niedawno zakończył reprezentacyjną karierę... - Ze sceny zszedł jeden z ostatnich "dinozaurów". I zapisał kawałek fajnej historii. "Fabian" w kadrze zawsze walczył o swoje, chociaż nigdy nie miał łatwo. Po transferze z Arsenalu do Swansea, a później do West Ham, Łukasz stał się bramkarzem dużego formatu. I chociaż nie grał w najbardziej medialnych klubach Europy, to zawsze prezentował wysoki poziom. Także w reprezentacji. Sebastian Staszewski, Radosław Majewski i Sławomir Peszko o polskiej Ekstraklasie - Oglądaj teraz! Decyzja Fabiańskiego była dla ciebie zaskoczeniem? - Jesteśmy przyjaciółmi, mamy kontakt przez cały czas. Tak jak on wiedział, że ja zakończę grę w kadrze po mistrzostwach świata, tak ja wiedziałem, że on nosi się ze swoją decyzją... I co o niej myślisz? Bo wielu kibiców uważa, że to błąd, że kadra wciąż potrzebuje Fabiańskiego... - U każdego piłkarza przychodzi moment, gdy zaczyna odczuwać się zmęczenie. U każdego - na różnym etapie życia. Ale jest taki czas, gdy trzeba z czegoś zrezygnować, żeby pograć jeszcze w piłkę na wysokim poziomie. Ja też tak miałem. Podjąłem pewne kroki, aby mieć czas na odpoczynek czy regenerację, i dzięki temu mogłem dalej grać w Borussii Dortmund i czerpać z tego radość. Myślę, że "Fabian" zrobił podobnie. Łukasz Piszczek o Jakubie Błaszczykowskim Został jeszcze Jakub Błaszczykowski, ostatni z "trzech muszkieterów". Porozmawiamy o nim? - Wiesz, że temat Kuby w reprezentacji nie jest łatwy. Kiedyś powiedział, że nigdy z niej nie zrezygnuje. Ma prawo do takich słów, wyznaje pewne wartości, patrzy na to na swój sposób. Jako jego przyjaciel zabolało ciebie to, jak wyglądały ostatnie lata? Zarzuty, że jest powoływany tylko dzięki wujkowi Jerzemu Brzęczkowi, później kolejne kontuzje... - Życie szybko weryfikuje różne plany. Krystian Bielik miał jechać na mistrzostwa Europy, w kadrze miał znaczyć dużo. Ale dwa razy zerwał więzadła krzyżowe i od półtora roku nie było go na zgrupowaniu. Przeżyłem to samo, kiedy miałem operację biodra. Kuba też miał różne plany, ale przechodzi ciężki okres. Mam jednak wrażenie, że ludzie wracają do wątku jego reprezentacyjnej gry w zły sposób. Mówią, że Kuba "nigdy z kadry nie zrezygnuje" i robią z tego zarzut. Ale po co on ma to robić, jeśli kiedyś samoistnie wypadnie z orbity zainteresowania trenera? Wielu piłkarzy zakończyło przygodę z reprezentacją bez oficjalnego komunikatu. Trener przestawał ich powoływać i to wszystko. Ja pożegnałem się z kadrą, kiedy mogłem jeszcze w niej grać. Ale czułem, że nie byłem w stanie dać takiego Piszczka, jakiego bym chciał. Nie doradzałeś mu, żeby postąpił tak samo jak ty, jak Łukasz... - Ale drążysz ten temat. Drążę. - Po co? Żeby Kuba dał sobie spokój z reprezentacją? Nie. Ale uważam, że przyszedł czas by godnie się pożegnał z kadrą. Zasłużył na to jak mało kto. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ktoś zorganizował Kubie mecz pożegnalny. Przecież kiedyś Jurek Dudek też nie grał już w kadrze, ale z reprezentacją pożegnał się godnie. Nie chcę jednak wypowiadać się za Kubę. Niektórzy niepotrzebnie szukają wokół niego sensacji. Nie zarzucam ci złych intencji, ale nie podoba mi się ta nagonka. Słuchałem fragmentu wywiadu Jerzego Brzęczka z Małgorzatą Domagalik w "Kanale Sportowym". Trener powiedział tam, że Kuby potrzebował nie tylko jako piłkarza, ale także jako człowieka, osobowości. Selekcjoner korzysta z różnych doświadczeń. Adam Nawałka stawiał na przykład na Sławka Peszkę, chociaż byli ludzie, którzy to krytykowali. Ale on go potrzebował, a Sławek był nie tylko Atmosferoviciem, jak nazywano go żartobliwie, ale po prostu dobrym zawodnikiem. A Brzęczek potrzebował Kuby. Mnie też namawiał, żebym nie kończył kariery w kadrze, chciał żebym wciąż grał, bo mnie potrzebował. Jak więc oceniasz kadrę bez waszego tria? Czy trener Paulo Sousa rozwinął reprezentację? - Życie nie znosi próżni. Zawsze ktoś kogoś zastępuje. Trudno jednak mówić o kadrze w kontekście "rozwijania". W reprezentacji od zawsze było tu i teraz. Pojawiają się kontuzje, tak jak na ostatnim zgrupowaniu, i za chwilę musisz zmieniać koncepcję. Dlatego nie lubię mówienia, że ktoś "buduje zespół na lata", albo że "powołuje piłkarzy po to, żeby ci przydali się za kilka sezonów". Przez ten czas może przydarzyć się sto spraw. Dobrze, to zapytam inaczej: jak oceniasz krótkoterminowy projekt, jakim były mistrzostwa Europy? Zbigniew Boniek powiedział niedawno w Polsacie, że jego zdaniem do awansu z grupy zabrakło lepszych 10 minut w meczu ze Słowacją. Odważna ocena. Twoja jest podobna? - Mecz z Hiszpanią był fajny, ale mecz ze Słowacją na pewno fajny nie był. Natomiast ze Szwecją było emocjonująco. Szkoda, że się skończyło porażką, bo mogło być całkiem inaczej. Najbardziej bolesna była szybko stracona bramka na 0-1. Później mieliśmy przewagę, także w posiadaniu piłki, ale i tak nie wygraliśmy. Tak samo jak ze Słowacją. To kolejny turniej, który niestety nam nie wyszedł. Po strzale Róberta Maka mignęły ci przed oczami mistrzostwa świata i mecz z Senegalem? - Tam byłem na boisku, a teraz przed telewizorem. To całkiem inna perspektywa. Ale mimo to wiem, że dla piłkarza to ciężki moment. Byliśmy faworytem, graliśmy z teoretycznie słabszą drużyną, ale jeden kontratak, jeden błąd, sprawił, że wpadliśmy w tarapaty. Od razu po meczu sporo było opinii, że ten się nie nadaje i tamten też. Ludzie, na tym polega piłka! Błędy są wpisane w ten sport. Przecież każdy z zawodników pojechał na Euro, żeby wygrywać. To pytanie z dziedziny futbol fiction, ale czy na miejscu Bereszyńskiego i Kamila Jóźwiaka sfaulowałbyś dryblującego Maka? - Ja nie patrzę na futbol w ten sposób. Jesteś już ekspertem, pojawiasz się w tej roli na platformie Viaplay. - Mimo to nie zamierzam biczować piłkarzy. Nie pasuje mi rola gościa, który będzie krytykował swoich kolegów. Nawet kiedy jestem zawiedziony porażką, taką jak ze Słowacją. Bo masz problem z obiektywizmem? Czy masz zbyt dużą empatię? - To drugie. Jestem chyba jeszcze zbyt blisko tego wszystkiego, potrzebuję czasu, żeby spojrzeć na kadrę z innej perspektywy. Jeszcze niedawno byłem tam w środku, też przeżywałem trudne chwile. Jako piłkarz usłyszałem kilka opinii byłych reprezentantów i zacząłem się zastanawiać, czy oni sami grali kiedyś w piłkę... Nie żałujesz, że nie udało ci się dołączyć do sztabu Brzęczka i pojechać na Euro 2020 jako trener? - To był bardzo krótki temat. Rozmawiałem raz z trenerem Brzęczkiem, zapytał, czy byłbym sobie w stanie coś takiego wyobrazić. Wtedy odpowiedziałem, że dopóki będę zawodnikiem, to trudno byłoby mi podjąć taką decyzję. I kontynuacji nigdy nie było. Ktoś trzeci powiedział jednak to w mediach i zaczęła się dyskusja. A to była zwykła, prywatna rozmowa. Później przyszła pandemia, trenera Brzęczka zwolniono i ten temat umarł śmiercią naturalną. Boniek skrzywdził Brzęczka decyzją o zwolnieniu? - Odbyło się to w momencie, w którym wszyscy byli zaskoczeni. Czy trener został skrzywdzony? Na pewno nie poczuł się fajnie, bo nikomu nie było miło, gdyby pół roku przed turniejem został pożegnany. Wywalczył awans i miał prawo skonsumować go na Euro. Należało mu się to? - Tak. Rozmawialiście kiedyś o tym? - Spotkaliśmy się kilka razy. Dłużej porozmawialiśmy przy okazji spotkania w Warszawie. Znam przecież trenera, znam rodzinę jego i Kuby. Ale nie ma to żadnego znaczenia. Potrafię oddzielić relację prywatną od zawodowej. Prywatnie to dla mnie Jurek, ale teraz rozmawiamy o trenerze Brzęczku. I trenerowi ktoś zabrał prawo startu na Euro. Gdyby dotyczyło to trenera Nawałki lub jakiegokolwiek innego selekcjonera, miałbym takie same zdanie. Rozmawiał w Katowicach Sebastian Staszewski, Interia