Tomasz Brożek, Interia: - Po Euro 2024, na którym wspólnie śledziliśmy bacznie to, co działo się z ekipą Zlatko Dalicia, długo przebywałeś w swojej drugiej ojczyźnie - Chorwacji. Tamtejsi kibice długo płakali po niepowodzeniu na niemieckich boiskach? Łukasz Gikiewicz: - Czy płakali? Raczej nie, choć Euro rzeczywiście nie było dla Chorwatów udane. Oglądaliśmy to wszystko z bliska i wiemy, jak to wyglądało. Dlatego też po turnieju pojawiły się wątpliwości co do dalszej pracy trenera Zlatko Dalicia z drużyną narodową. Krytykowano go za to, że jest "życzliwym tatą", który powołuje poszczególnych piłkarzy ze względu na przyzwyczajenia, a nie bieżącą formę. W tym kontekście padało wiele nazwisk. Na przykład? - Głośno było chociażby o Marcelu Brozoviciu. Pojawiło się mnóstwo głosów mówiących o tym, że nie nadaje się, by we wszystkich trzech meczach grupowych wychodzić w wyjściowym składzie. A trener Dalić uparcie powtarzał, że nie jest w stanie znaleźć lepszego zawodnika. Mówił wręcz dziennikarzom, by sami wskazali go palcem, a on go powoła. Po głowie obrywał także za Ivana Perisicia. Którego imiennie chwalił wczoraj na konferencji prasowej, mówiąc o tym, że na swojej pozycji jest bezkonkurencyjny. W skrócie? Perisić - TOP. - Tak, no i powtarza to już od roku. Każdy jest TOP i nie ma lepszych alternatyw. Dlatego też rozważano czy zwolnić go, czy zostawić. Ostatecznie zachował stanowisko, a jego kontrakt obowiązuje do zakończenia kolejnej wielkiej imprezy - mistrzostw świata. I musi sobie radzić. Cztery mecze bez zwycięstwa to niepokojąca dla Chorwatów passa. Przed meczem w miejscowej prasie sporo pisze się jednak także o pozasportowych problemach, trapiących tutejszą piłkę... - I nie ma się czemu dziwić. Poważny problem stanowi infrastruktura... której w zasadzie nie ma. Stadiony zawalają się - w przenośni i dosłownie. Tak jak trybuna w Zagrzebiu, która stoi już kilka lat i nikt nic nie robi. Więc jak na takie warunki, których Chorwaci mogą pozazdrościć Polsce, produkują kapitalnych zawodników. A są to chociażby Martin Baturina, Luka Sucic czy Igor Matanović, których być może będziemy mogli dziś zobaczyć w akcji. A co do chorwackich stadionów... Szkoda, że mecz odbywa się w Osijeku, a nie w Splicie, gdzie atmosfera jest nieporównywalnie lepsza. Warto zaznaczyć, że Chorwacja jeszcze nie wygrała w Osijeku, więc dzisiaj będzie na musiku. Trener Dalić powiedział: "Musimy wygrać z Polską". I taki jest cel narzucony przez samego selekcjonera. Co do przedmeczowych zapowiedzi obu trenerów, trener Michał Probierz stwierdził, że zobaczymy dziś na murawie w Osijeku zobaczymy starcie dwóch ofensywnych ekip. Co ty na to? - Nie zapominajmy o tym, że mimo ostatnich wyników i zmiany pokoleniowej Chorwacja jest groźna. Nie możemy zapominać, że w czwartek w Glasgow to Szkoci prowadzili grę. My za to raz oddaliśmy celny strzał i padła bramka. A później mieliśmy dwa karne. Szkocja tymczasem nas gniotła, zabierając nam piłkę. I spodziewam się, że dziś Chorwacja zrobi podobnie. W reprezentacji Chorwacji doszło po Euro do sporej rewolucji. Trener Zlatko Dalić kompletnie zmienił formację, przechodząc na grę z trójką środkowych obrońców. Czy trener Łukasz Gikiewicz uważa, że to optymalne rozwiązanie, biorąc pod uwagę personalia w chorwackiej kadrze? - Nowe ustawienie zadebiutowało w ekipie Dalicia w meczu z Portugalią. To było takie "czary-mary". Wcześniej Chorwacja ciągle trzymała się ustawienia 1-4-3-3, to w środku pola miała Brozovicia, Kovacicia i Modricia. Zmiana nastąpiła jednak po to, by z każdego zawodnika wyciągnąć maksimum. Uwolnić potencjał poszczególnych piłkarzy. Korzysta na tym chociażby Josko Gvardiol. Który jako pół-lewy stoper może zejść do środka i rozegrać piłkę. A robi to fenomenalnie. Ta formacja uwydatnia też zalety innych piłkarzy. Chorwacja jednak musi jednak jeszcze znaleźć napastnika, a nie potrafi tego zrobić od czasów Mario Mandzukicia i Ante Rebicia. A może nową chorwacką "dziewiątką" zostanie wspomniany już Igor Matanović? W ostatnim meczu z Portugalią zanotował swój debiut w narodowych barwach. I zebrał świetne recenzje. Chorwaccy dziennikarze nazwali go nawet "Pit Bullem", który w dodatku "skacze jak koszykarz". I walczy o każdą piłkę, co przy jego warunkach - 194 cm wzrostu - pozwala mu sprawiać trudności rywalom. Czy Polacy powinni się go obawiać? - Wydaje mi się, że dla naszych zawodników gorzej, jeśli od pierwszej minuty zagra Kramarić. Chociaż... on będzie cofał się po piłkę, a wtedy nasi obrońcy będą mieli mniej pracy. A tak, na tego "wielkoluda" z Chorwacji trzeba będzie uważać. Po meczu z Portugalią spłynęła na niego masa pochwał - czy to ze strony selekcjonera, czy to kibiców. Zrobił swoje. Szukał przestrzeni, stał między stoperami i walczył o piłkę po dośrodkowaniach. Polska defensywa będzie musiała uważać, zwłaszcza gdy Borna Sosa będzie miał ułożoną piłkę do centry z lewej nogi. Ślady wojny, dziury po kulach i auto miażdżące czołg. To tu zagrają Polacy Zaczepmy teraz o wątek prywatny... Jesteś dziś całym sobą za Polską czy część serca będzie jednak wspierała Chorwatów? - Jestem właśnie na lotnisku, lecę do rodziny. Bo pierwszy raz od narodzin mojego syna - Lucasa, Polska będzie grała z Chorwacją. No tak, czekamy na to od 2008 roku. - A wtedy Lucas na swoje nieszczęście jeszcze się nie urodził. Teraz jestem więc w drodze do Splitu by obejrzeć wspólnie z nim i moją żoną to spotkanie. Jestem ciekaw, jak będzie reagował, bo tego nie wiem. Anja opowiadała mi, jak skakał z radości po bramkach Portugalii w meczu z Chorwacją. Bo ma koszulki Cristiano Ronaldo. I gdy on trafił do siatki, był w tamtym momencie najszczęśliwszym Chorwatem na świecie. Zobaczymy, co powie dzisiaj tuż przed pierwszym gwizdkiem.