Nic tak nie jednoczy narodu, jak sport. Choć od dłuższego czasu na wschodzie Ukrainy panuje wojna, to niemal każdy obywatel tego kraju z utęsknieniem czeka na kolejny mecz reprezentacji. Bo nie jest to już tylko wydarzenie sportowe, ale też chwila do zadumy i uczucie głębokiego patriotyzmu. I szansa na odbudowę wspólnoty. Jak na razie kadra Michaiła Fomienki w takiej roli odnajduje się bardzo dobrze. Choć eliminacje do mistrzostw Europy pokazały, że jeszcze dużo ma do poprawy. Miała trudną grupę, a z trzeciego miejsca trafiła do baraży. Wcześniej dwukrotnie przegrała z Hiszpanią, a także nie potrafiła pokonać Słowacji (remis i porażka). Baraże to jednak inna historia. Ukraińcy trafili na Słowenię, która wydawała się jednym z najsłabszych możliwych rywali. W pierwszym meczu nasi wschodni sąsiedzi pokonali ją 2-0, a w rewanżu zremisowali 1-1. Awansowali, w pełni zasłużenie. Gra podopiecznych Fomienki opiera się na dwóch motorach napędowych - Andrieju Jarmołence i Jewheniu Konopliance. Obaj skrzydłowi są w stanie zagrać niekonwencjonalnie i rozmontować niemal każdą linię obrony w Europie. To gracze, bez których Ukraina traci połowę swej wartości. W dodatku ma twardą i szczelną defensywę. I zgraną, bo od lat zmiany w tej formacji są jedynie kosmetyczne. Gdy dodamy do tego solidnego bramkarza i całkiem przyzwoitych defensywnych pomocników, to wychodzi nam naprawdę groźna drużyna.