O znaczeniu rankingu, jego wiarygodności oraz innych problemach polskiej piłki nożnej, mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Michał Listkiewicz. - Panie prezesie, proszę się przyznać. Czy zna pan zasady obliczania punktów w rankingu FIFA? - Tak, tak, znam. Ale nigdy się nim nie podniecałem. Dla mnie głównie liczą się punkty zdobyte w meczach eliminacyjnych. To jest podstawa. - Sprawdzimy, czy zna pan te zasady. Ile lat obejmuje ranking FIFA? - Chyba ostatnie dwa lata, tak? - Nie, ostatnie osiem - to podstawowy punkt regulaminu punktowania. Może lepiej nie będziemy już pana męczyć tym rankingiem... -... może rzeczywiście nie zadawajcie mi więcej pytań tego typu, bo nie mam teraz możliwości sięgnięcia do pomocy naukowych. - Czy zgodzi się pan z opinią, że miejsce naszej reprezentacji w rankingu zupełnie nie oddaje stanu polskiej piłki? - Na pewno tak, ale nie dotyczy to tylko Polski. Niedawno gościł w naszym kraju Lennart Johansson i mówił to samo. W krajach takich jak Polska, czy Szwecja jeszcze przez jakiś czas tylko reprezentacja będzie miała szansę odnieść spektakularny sukces. Bo na tym poziomie pieniądze odgrywają mniejszą rolę niż w piłce klubowej, co potwierdza przykład Chelsea Londyn. - Postawa reprezentacji to tylko mała iskra w ogólnie panującej ciemności, czy też coś więcej? - Uważam, że polska piłka nie jest w tak złym stanie, jak się mówi. Oczywiście, kluby powinny grać lepiej na arenie międzynarodowej, ale bariera ekonomiczna ma tutaj ogromne znaczenie. Za to w piłce młodzieżowej radzimy sobie już całkiem dobrze. Seryjnie gramy w mistrzostwach Europy różnych kategorii wiekowych. Później zawodnicy albo się zatrzymują w rozwoju, albo wyjeżdżają za granicę. - Gdyby oceniano federacje piłkarskie za całokształt, na którym miejscu byłby PZPN? Bliżej 20 - tego, czy 120 -tego? - W Europie bylibyśmy na ok. 20 miejscu. - Reprezentacja jest dzisiaj ewenementem w polskiej piłce, jej wizytówką. O to chyba chodzi? - Idziemy taką drogą, jak Szwedzi, czy Duńczycy. Mam nadzieję, że już niedługo kapitał skoncentruje się w dwóch, trzech najsilniejszych klubach i będziemy mieli "polską Spartę Praga". - Z drugiej strony postawa kadry Janasa nie powinna być wymówką, lekiem na całe zło polskiego środowiska piłkarskiego? - Oczywiście, że nie powinna. Tym bardziej, że składa się w większości z piłkarzy klubów zagranicznych. Ale reprezentacja musi stanowić zachętę. Gdy na jej mecz przychodzi 45 tysięcy ludzi, to się później przekłada na zainteresowanie polską piłką. Spotkanie kadry jest świętem, a rozgrywki ligowe to codzienność. - Czy zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że jedynym czego nie musimy się wstydzić w polskiej piłce, jest gra i wyniki reprezentacji? - Jest w tej opinii trochę populizmu. Uważam, że sędziowanie stoi na naprawdę dobrym poziomie, odkąd Andrzej Strejlau zrobił tam porządki. Widać to na arenie międzynarodowej - nasi sędziowie są obsadzani do meczów tej rangi i dostają dobre oceny. Poza tym - dbamy piłkę młodzieżową. Niedawno odbył się turniej im. Marka Wielgusa, gdzie zagrało 18 tysięcy dzieci. Ale o tym się nie pisze, bo to nie jest sensacyjne, modne. - Gry reprezentacji na pewno nie wstydzą się nasi kibice. A czy PZPN wstydzi się, że poprzez umowy sponsorskie zwykły kibic miał do minimum ograniczony dostęp do obejrzenia spotkania Polska - Walia na Łazienkowskiej? - Nie jest to winą PZPN, że w stolicy kraju mamy stadion na 14 tysięcy ludzi! To nie związek buduje stadiony. - Ale to PZPN wybiera obiekt, na którym gra reprezentacja. - Zawodnicy i trener chcieli grać na stadionie w Warszawie. W tym wypadku PZPN uznał, że punkty są najważniejsze. Atmosfera na Legii i wynik końcowy świadczą o tym, że było warto. - Czy przy dystrybucji biletów na mecz z Anglią w Manchesterze PZPN nie ma sobie nic do zarzucenia? - Kompletnie nic. Dostaliśmy 27 tysięcy zamówień, a tylko 6 tysięcy biletów do rozdania. Musieliśmy zrobić redukcję - każdy podmiot, który się zwrócił o bilety, dostał je - jednak nie w takiej ilości, jaką chciał. - Po wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" przez Piotra Dziurowicza wydaje się, że wizerunek polskiej piłki nie może być już gorszy. Mimo to reprezentacja gra coraz lepiej. - Nie ma to ze sobą związku, reprezentacja jest organizmem niezależnym. Jeśli już wspomnieliście to nazwisko, to proszę zwrócić uwagę, że na razie nikt nie jest zatrzymany, nikomu nie postawiono zarzutów. Pan Dziurowicz zniknął za granicą i nie wiem czy kiedykolwiek wróci. Czynienie pozytywnej postaci z tego człowieka jest totalną manipulacją i nieuczciwością. - Pana zdaniem w polskiej piłce nie działo się nigdy nic złego?! - Nie wiem, poczekajmy. Gdy sąd wyda wyrok, to będziemy mogli powiedzieć, kto jest przestępcą, a kto nie. W Polsce bardzo łatwo rzuca się oskarżenia, feruje wyroki, a zapomina się, że jest taki dokument, jak konstytucja. Po tamtej aferze PZPN podjął szereg radykalnych działań. Nie wiem, czy jest na świecie drugi kraj, w którym sędziowie muszą składać oświadczenia majątkowe. Co więcej, pierwszy raz w historii polskiej piłki, szefem sędziów jest nie były arbiter, a wybitny trener - Andrzej Strejlau. Afera z panem Fijarczykiem w roli głównej, wymusiła na nas te działania. I okazały się one dobre. Rozmawiał Wojciech Szaniawski, "Tylko Piłka" Zobacz czołówkę najnowszego RANKINGU FIFA