Mecz rozegrany w ramach Ligi Narodów z Włochami był dziesiątym spotkaniem reprezentacji Polski w Gdańsku. Dziewięć ostatnich zostało na Stadionie Energa, a jedynie pierwsze z nich na starym obiekcie Lechii, przy ulicy Traugutta 29. Był to aż do dziś jedyny mecz o punkty eliminacyjne. W pierwszym w 1987 roku Polska w kwalifikacjach mistrzostw Europy bezbramkowo zremisowała z Cyprem, co było ogromną sensacją i pierwszym w historii wyjazdowym punktem piłkarzy z Wyspy Afrodyty. Niezbyt dobrze ten mecz wspominał ówczesny gwiazdor Hamburgera SV, Mirosław Okoński, któremu przed spotkaniem ktoś skradł luksusowe auto. Kadra "Azzurrich" już raz grała w Gdańsku i ma z obiektu na Letnicy nie najgorsze wspomnienia. To tu remisem 1-1 z Hiszpanią rozpoczęła marsz po srebrny medal polsko-ukraińskich Mistrzostw Europy w 2012 roku. Mecz kadry Jerzego Brzęczka z Włochami był na trybunach zupełnie inny niż ten z Finlandią. W środowy wieczór według naszych informacji przez kołowrotki przeszło zaledwie 1640 widzów.Mecz z Italią, i to nie towarzyski, a w ramach Ligi Narodów, to zupełnie inny ciężar gatunkowy. Choć co do rywala Polaków przed meczem były niemałe kontrowersje. Prezydent Gdańska wyraźnie antycypowała co wydarzy się na stadionie Aviva w Dublinie 23 czerwca przyszłego roku w finałach mistrzostw Europy. To będzie ostatni mecz Polaków w grupie, miejmy nadzieję, że nie o honor, o ile oczywiście COVID-19 pozwoli na przeprowadzenie turnieju. Przed Stadionem Energa tworzyły się spore korki, a sopockie Molo mimo czerwonej strefy uginało się od gości. Przed meczem na oko dziewięciotysięczna publika z całych gardeł odśpiewała hymn, ale potem sytuacja wróciła do normy, jeśli chodzi o mecze reprezentacji, doping zrywał się tylko, gdy Polacy gościli pod bramką gości. Aż do wejścia na boisko najgłośniej przebijały się okrzyki domagające się wejścia na boisko Kamila Grosickiego. Gdy wreszcie "Grosik" w 60. minucie pojawił się na placu gry otrzymał aplauz jakby padła właśnie bramka. Podobny hałas eksplodował, gdy tuż po zakończeniu pierwszej połowy Robert Lewandowski trafił z połowy boiska do pustej bramki. To był tzw. "gol do szatni", szkoda że już po gwizdku. Mecz bez wielkiej historii zarówno na boisku jak i na trybunach. Drugi w historii eliminacyjny w Gdańsku i drugi bezbramkowy. Maciej Słomiński, Gdańsk