38,6% posiadania piłki - zaledwie tyle mieli Polacy w pierwszej połowie spotkania. A że napastnicy są zazwyczaj przy piłce najrzadziej, to nie może dziwić, że Lewandowski miał zaledwie dwuprocentowe posiadanie piłki. Jednym słowem - był przy niej od święta. Rzadziej od kapitana polskiej kadry w pierwszej połowie piłkę miał jedynie Kuba Kamiński - 1,1%, co jest szokująco niskim rezultatem skrzydłowego. W pierwszych minutach Lewandowski dość chętnie włączał się do walki o piłkę między strefą pomocy a obrony Meksyku. Dwukrotnie udało mu się ją ładnie opanować, raz jego akcja skończyła się faulem. Jedno uderzenie Lewandowskiego przed przerwą. Niegroźne W 7. minucie "Biało-Czerwoni" mieli doskonałą okazję, żeby wyjść z kontratakiem. Lewandowski otrzymał piłkę na środku boiska, zobaczył wychodzącą prawą stroną Kamińskiego i posłał mu podanie. Skrzydłowy Wolfsburga doszedł do piłki, ale "Lewy" wypuścił go nieco za bardzo do boku i skończyło się jedynie na rzucie rożnym. To właśnie po tym kornerze Lewandowski oddał jedyne uderzenie w pierwszej połowie. Piłka odbiła się rykoszetem od obrońcy i wyszła poza plac gry. W dalszej części pierwszej połowy napastnik Barcelony był już pod grą rzadko. Po stracie Meksykanów raz przytomnie przejął piłkę Kamińskiego, ale Lewandowski nie opanował jego podania. Przy innej kontrze Zalewski podał do "Lewego" tak mocno, że ten nie był w stanie przyjąć piłki. Pod sam koniec pierwszej połowy Lewandowski wrócił się na własną połowę, by odzyskać piłkę. Udało mu się to, ale po chwili sam podał niecelnie do Zalewskiego. Na szczęście za moment sędzia zakończył połowę. Zmarnowany rzut karny Lewandowskiego Druga połowa mogła zacząć się dla Lewandowskiego w wymarzony sposób. Wpadł w pole karne, starł się z obrońcą i choć sędziemu musiał pomóc VAR, to w końcu wskazał na jedenasty metr. Lewandowski podszedł do karnego, ale waga spotkania i ostatni zmarnowany z Almerią widocznie odcisnęły na nim piętno. Zmienił sposób wykorzystywania "jedenastek", zrezygnował z charakterystycznego nabiegu i uderzył bardzo słabo. Strzał niemal w środek bramki obronił Ochoa. Ten niewykorzystany karny wyraźnie podciął skrzydła Lewandowskiemu, choć od tego momentu mecz się otworzył. Nasz kapitan był daleki od swojej najlepszej wersji, a w jego poczynania wkradał się nieznany dotychczas chaos. Pozostaje mieć nadzieję, że najgorszy mecz na tych mistrzostwach Lewandowski ma już za sobą. Wszystko wciąż dopiero przed nami. Z Dohy Wojciech Górski, Interia