Najlepszy na świecie? - Kto według pana jest aktualnie najlepszym napastnikiem świata? - spytałem Lewandowskiego. - A kogo pan oczekuje, żebym wskazał? - Nikogo, to pytanie otwarte... - A co to znaczy aktualnie? - Na stan 7 października 2024 roku. - Może pan sobie wybrać, moje zdanie nie ma żadnego znaczenia. - Na pewno większe znaczenie niż moje. - Zostawię to dla siebie. Kapitan reprezentacji Polski przyjechał na zgrupowanie wyluzowany. Żartował sobie z oprowadzania Wojciecha Szczęsnego po szatni Barcelony. Pytanie o Cristiano Ronaldo skwitował dowcipnymi, ale też pełnymi uznania słowa: „podziwiam, że w wieku 39 lat jeszcze mu się chce”. Lewy z zaskakującym dystansem mówił o wybuchu formy z początku sezonu 2024/25. W 11 meczach wszystkich rozgrywek strzelił do tej pory aż 12 goli. Trafiał po razie z Athletic Club, Realem Valladolid i Getafe. Dwukrotnie z BSC Young Boys, Valencią i Villarrealem. Trzy gole dołożył z Deportivo Alavés, to jego drugi hat-trick po transferze do La Ligi. Lewandowski jest więc w królewskiej formie: notuje najlepszą średnią zdobytych bramek na mecz, odkąd gra dla Barcelony. Ostatni raz tak dobrymi liczbami po dziewięciu kolejkach ligowych legitymował się jeszcze za czasów Bayernu. - Mam więcej sytuacji, dostaję więcej podań. Wszyscy lepiej wyglądamy. Cieszy forma chłopaków. Każdy gra na poziomie swoich umiejętności. Coś o sobie? Mam na imię Robert. Gram w Barcelonie. Atakuję, strzelam bramki czasami. Piłka się zmieniła, stała się bardziej fizyczna. Jestem zaskoczony, że moje gole robią jeszcze na was wrażenie, bo myślałem, że już zaskoczyć was się nie da, to miłe. Szczególnie ważny był dla mnie początek roku. Wiele rzeczy pozmieniałem. Nad formą zacząłem myśleć w trakcie wiosny. Jeszcze nic nie wygraliśmy, pamiętajmy o tym. Z Hansim Flickiem nie musimy dużo rozmawiać, wiem o co mu chodzi. Miał wpływ na wiele rzeczy w treningu motorycznym, taktycznym - mówił Lewandowski. Roli Flicka w renesansie formy Lewandowskiego nie da się nie dostrzec. Polak, pod wodzą Niemca, już raz wzniósł się na kosmiczny poziom. Był wówczas najlepszym piłkarzem świata: wygrał Ligę Mistrzów, pobił brodaty rekord bramkowy Gerda Müllera w Bundeslidze, zasłużył na zdobycie Złotej Piłki, której jednak w roku pandemicznym nie przyznawano. Bilans Lewego u Flicka, śrubowany najpierw w Bayernie, potem w Barcelonie? 95 goli i 24 asysty w 82 występach. Wow, po prostu. Mało tego, licznik bije. Czy Lewandowski w formie z początku sezonu znów może konkurować o miano najlepszego napastnika na świecie? Ma 36 lat, złote czasy już za nim, ale... tak. Odpowiedź brzmi: tak. Oczywiście, jest Erling Haaland. Norweg to maszyna: gole władowuje z niszczycielską siłą bomby atomowej. Jest młodszy od Lewego o 12 lat, a system ataków Manchesteru City rozpisany jest wprost pod niego. Gdyby spytać prezesa czy dyrektora sportowego któregokolwiek klubu na świecie, czy wolałby mieć w składzie Lewandowskiego, czy Haalanda, 99% naturalnie odpowiedziałaby, że młodszego Haalanda. Polak z Norwegiem idą łeb w łeb: po 20 punktów w klasyfikacji Europejskiego Złotego Buta dla najlepszego strzelca kontynentu. 10 goli Lewandowskiego w La Lidze. 10 goli Haalanda w Premier League. Dwa gole Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Gol Haalanda w Champions League. Gol Lewandowskiego podczas wrześniowych meczów Ligi Narodów. Gol Haalanda podczas wrześniowych meczów Ligi Narodów. Minimalnie na plus wychodzi... kapitan reprezentacji Polski! Żaden dziadek W wieku 36 lat Ronaldo Nazario, Luis Suarez, Thierry Henry, Samuel Eto'o, Andrij Szewczenko, Edinson Cavani, David Villa, Radamel Falcao, Fernando Torres, Sergio Aguero byli już po drugiej stronie rzeki. Rzecz jasna, w silnych ligach na piłkarską starość regularnie strzelać potrafili często dojrzewający jak wino Włosi, a także Miroslav Klose, Olivier Giroud, Edin Dżeko czy Zlatan Ibrahimović, ale relatywnie daleko im do statystyk Lewandowskiego. Bliżej byłby Karim Benzema, ale on wyjechał na emeryturę do Arabii Saudyjskiej. Cristiano Ronaldo i Leo Messi naturalnie grają w innej lidze. Nieprzypadkowo jednak Lewandowski coraz częściej wymieniany jest jako ten trzeci w erze XXI wieku. W ligach top 5 i Lidze Mistrzów strzelił do tej pory 460 goli. Benzema - 371. Suarez - 272. Inna liga, tym bardziej że Francuz i Urugwajczyk tych wyników nie poprawią, a Polak - tak. W Champions League coraz bliżej jest bariery 100 goli, przekroczonej tylko przez Messiego i Ronaldo. Uleciały toksyny Rok temu nad reprezentacją Polski unosił się smród afer. Niewyjaśnionej afery premiowej z MŚ 2022, błędów PZPN-u, grymasów Fernando Santosa, sprawy Gruchy, sromotnej wpadki z Mołdawią, zabrania na pokład samolotu do Kiszyniowa umoczonego w korupcję Mirosława Stasiaka. Lewandowski wyglądał na zmarnowanego, publicznie krytykował brak klasy ludzi rządzących futbolem w Polsce. Zbiegło się to też z jego najgorszą formą od lat na boiskach Barcelony. Kapitan Biało-Czerwonych wyglądał, jakby stracił radość z przyjeżdżania na zgrupowania kadry. Minął rok. I toksyny uleciały. Grzegorz Krychowiak opowiadał kiedyś w Foot Trucku, że gdy Lewandowski wyrażał niezadowolenie po wygranym meczu reprezentacji w przeciętnym stylu, odbierał tym samym radość z wyniku całej reszcie drużyny. W 2024 roku Lewy wciąż jest szalenie wymagający wobec kolegów z kadry, ale już nie tak nieprzejednany. Bardziej skłonny do zaakceptowania pewnych ograniczeń swoich kolegów. Doradzania, pomagania, instruowania, ale też tolerowania. Widzi, że jego światowa kariera była pewnego rodzaju błędem w Matriksie, wyjątkiem w marności polskiego futbolu przełomu XX i XXI wieku. Reprezentację opuszczają jego starzy przyjaciele: Wojciech Szczęsny i Grzegorz Krychowiak. Żegnać będą się przed meczem z Portugalią. Lewandowski będzie wtedy na boisku. Po drugiej stronie, w drużynie rywali - Cristiano Ronaldo. I to, obiektywnie rzecz biorąc, Polak, a nie Portugalczyk, będzie pod kątem czysto piłkarskim największą gwiazdą na Stadionie Narodowym.