INTERIA.PL: Skąd pomysł na taki skład na Serbię? Na przykład do środka pomocy wstawił Pan rezerwowego lewego obrońcę Legii Warszawa, Jakuba Wawrzyniaka. Leo Beenhakker: To akurat jest proste. Wzięło się z tego, że drugi napastnik Serbów, grający z numerem "22" (Zdravko Kuzmanović - przyp. red.) czaił się za plecami tego wielkiego faceta Żigicia i ciągle schodził na prawą stronę. Tymczasem "Brono" (Grzegorz Bronowicki) schodził do środka, by pilnować swojego skrzydłowego, więc musieliśmy mieć w tamtym rejonie boiska jeszcze jednego dobrego w defensywie zawodnika. Wybór padł na Wawrzyniaka, bo zobaczyłem go w jednym z meczów Legii, gdy Urban ustawił go na środku obrony. A co za różnica grać 20 m wyżej? Żadna. Kontuzja Kosowskiego była dla Pana sporym problemem? - Tak, oczywiście. Zwłaszcza z uwagi na fatalny stan murawy. Gdy oglądałem rano murawę, to było dla mnie jasne, że po pół godzinie gry na niej zamieni się w pobojowisko, na którym gra w piłkę będzie niemożliwa. Dlatego potrzebowałem trzech silnych i biegających facetów z przodu. Gdy wypadł mi Kosowski, wstawiłem dysponującego podobnymi zaletami Zahorskiego. Na boisku miałem też Murawski, a to też biegający zawodnik. Zahorski zadebiutował na lewym skrzydle i nie zawiódł. To chyba niespodzianka? - Gra tego chłopaka nie jest dla mnie niespodzianką. Mówiłem wam już wcześniej, że ten chłopak może grać o wiele, wiele lepiej. Ma wielki talent. Nawet na lewej stronie? - Ebi Smolarek gra na lewej pomocy i strzela gole! Dlaczego z Serbią nie zagrał Garguła? - Nie potrzebowałem go w tym meczu. To chłopak, który potrafi rozdzielać dobrze piłkę w środku pola. Ale akurat w tym spotkaniu nie było mowy o szybkiej wymianie podań w tej strefie. Dlatego, że murawa była okropna. Powiedział Pan, że z uwagi na stan płyty to była walka o przetrwanie, a nie normalny mecz piłkarski. - Tak, bo przy normalnej nawierzchni, gdy wygrywasz 2:0 i kontrolujesz posiadanie piłki, Serbowie nie byliby w stanie zrobić tego, co udało im się w ostatnich 20 minutach. Ale my nie mogliśmy grać w piłkę, więc próbowaliśmy chociaż ich zatrzymać. Wywalczenie awansu było skomplikowaną sprawą? - Bardzo. Mamy 16 najlepszych drużyn, które się zakwalifikowały na Euro, ale zobaczcie na te, którym się to nie udało. W Austrii i Szwajcarii nie będzie wielu potęg. Wystarczy wymienić Anglię, Serbię, Danię, Norwegię. To chyba wystarczające argumenty. Mieliśmy większą grupę, ale byli w niej wielcy rywale. I okazaliśmy się od nich lepsi. Co teraz? Jak będą wyglądały najbliższe miesiące? - Od jutra skupiamy się na tym, żeby bardzo dobrze zorganizować przygotowania do finałów Euro 2008. Poczekamy oczywiście do następnej soboty, kiedy poznamy przeciwników w grupie. Od tego zależeć będzie choćby dobór sparingpartnerów. Będziemy musieli zadbać o wszystko. O przygotowania, zakwaterowanie. Mam kilka pomysłów na rozbudowanie mojego sztabu, ale nie chcę teraz o tym mówić. Potrzebujemy czegoś ekstra, by właściwie przygotować się do gier w Szwajcarii i Austrii. Kiedy tak naprawdę uwierzył Pan, że awansujemy? - Po pokonaniu w Chorzowie Portugalii. I nie dlatego, że wygraliśmy, ale ze względu na sposób, w jaki to zrobiliśmy. Weszliśmy wtedy na wyższy poziom. Kto był najlepszym pańskim piłkarzem tych eliminacji? - Trudno wskazać tego jednego. Ebi Smolarek strzelił najwięcej goli. - Ale bez innych chłopaków nie mógłby zdobyć ani jednego. Na jego sytuacje musiał pracować cały zespół. Wiem, że tak się przyjęło, że ci, którzy strzelają po cztery gole w meczu są uznawani za najlepszych, zna ich cały świat. Ale bez facetów, którzy zatrzymują rywali nigdy nie wygra się meczu. Dlatego potrzebuję ich tak samo, jak łowców goli. Po meczu z Serbią nasz rezerwowy bramkarz Tomasz Kuszczak był niezwykle rozczarowany. Powiedział, że nie może pojąć tego, bo im więcej gra w Manchesterze, tym dalej jest od występów w reprezentacji. - Rozmawiałem z nim w Warszawie przed rozpoczęciem zgrupowania. Powiedziałem mu: "Boruc jest pierwszy, Fabiański drugi, a ty trzeci". Wiem, że to niełatwe dla niego, ale ja musiałem dokonać wyboru. To sytuacja z gatunku tych bez wyjścia. Gdybym Kuszczaka zrobił numerem "dwa", niezadowolony byłby Fabiański. Tak to już jest. I mam nadzieję, że Kuszczak czuje się rozczarowany, że nie gra w kadrze, bo to wyzwoli u niego chęć jeszcze większej rywalizacji o miejsce, a zdrowa rywalizacja pomoże zespołowi. Czy obecna reprezentacja różni się od tej sprzed roku? - Oczywiście, że się różni. Totalnie i we wszystkim. Pod względem organizacji gry. Teraz każdy już wie , co ma robić na boisku. Ważne też, że chłopaki stali się mentalnie bardzo silni. Nawet gdy mecz nie układa im się tak, jakby chcieli nie opuszczają rąk, tylko walczą dalej. Mają wiele mentalnej siły, takiego "poweru". I zawsze wykonują swoją robotę na zgrupowaniach. Awans z Polską do Euro 2008 z pierwszego miejsca to większy sukces, niż wprowadzenie Trynidadu i Tobago do finałów mistrzostw świata w Niemczech? - Raczej nie. Sukces z Trynidadem był niewiarygodny. Dlaczego? Bo zanim tam przyszedłem oni zdążyli rozegrać trzy mecze, w których nie zdobyli żadnego punktu! A rywali nie mieliśmy byle jakich: USA, Meksyk, którego pokonaliśmy u siebie, czy również nie słaba Kostaryka. To było prawie niemożliwe wywalczyć awans. Ale się udało tego dokonać. Dokonał Pan cudu wtedy, my w Polsce nie do końca rozumiemy rzeczy, które działy się podczas ostatnich eliminacji, że graliśmy tak skutecznie. Zwycięzca, to chyba pański zawód? - Wygrałem wiele w moim życiu. Całe życie staram się wygrywać. Oczywiście nie da się wszystkiego wygrać, ale dopóki mam więcej zwycięstw, niż porażek, wszystko jest w porządku. Martwi coś Pana po awansie? - Chciałbym rozwiązać nasz problem z atakiem. Potrzebuję więcej piłkarzy, którzy strzelają gole. Ale prędzej czy później ich znajdziemy! Podobno chodził Pan po hotelu i zaczepiał piłkarzy taką historią: "Są tacy ludzie, którzy jadą do Lucerny (tam odbędzie się losowanie grup finałów ME - przyp. red.). Uśmiechnijcie się! To wy nimi jesteście!". - Tak sobie tylko żartowaliśmy, żeby rozładować stres i napięcie przed meczem z Serbią. Dostrzega Pan potrzebę odmłodzenia zespołu przed finałami ME? - Wiek piłkarzy nie gra żadnej roli. Liczą się tylko umiejętności. Jeśli ktoś je ma, to ja w metrykę nie zaglądam. A nie chciałby Pan w składzie takiego 20-latka, jakim jest Belg Kevina Mirallas? - Z tego, co pamiętam, to Belgowie nie jadą na Euro. To jest właśnie wybór, jakiego musicie dokonać: albo odmładzamy zespół i myślimy o przyszłości, albo budujemy zespół, który odnosi sukcesy tu i teraz. Jak Pan zareagował na wiadomość, że Anglików nie będzie na Euro? - Strasznie mnie to zaskoczyło. Z drugiej strony jednak cieszę się, że na mistrzostwa awansował mój przyjaciel Guus Hiddink i jego Rosja. Muszę mu pogratulować. Razem z Marco van Bastenem będzie nas trzech holenderskich trenerów na Euro. Rozmawiał w Belgradzie: Michał Białoński, INTERIA.PL