Michał Białoński, Interia: Kogo z polskich trenerów widziałby pan w roli selekcjonera? Grzegorz Lato, król strzelców MŚ 1974 r.: - PZPN powinien porozmawiać z trenerem Markiem Papszunem, który w Rakowie radzi sobie znakomicie. Wolny jest Janek Urban. Nie brakuje nam dobrych polskich trenerów, którzy spokojnie by sobie poradzili. Jeśli PZPN znowu się wpakuje w zagranicznego trenera, to zobaczy pan, co się będzie działo. Lato: Piechniczek chciał posadzić Bońka, ale zainterweniowaliśmy z Władkiem Żmudą A może nadeszła pora, by wymagać także od piłkarzy, a nie tylko trenerów? - Proszę spojrzeć na historię naszych sukcesów. Kaziu Górski po igrzyskach w Monachium wymienił niemal całą kadrę, by postawić na tych piłkarzy, których prowadził w młodzieżówce, gdzie błyszczeli: Jan Tomaszewski, Antek Szymanowski, Adam Musiał, Jurek Gorgoń, Mirek Bulzacki, Leszek Ćmikiewicz, ja, Kaziu Kmiecik, później wskoczył jeszcze Andrzej Szarmach. Ze starszego pokolenia zostawił tylko Roberta Gadochę i Kazia Deynę, wprowadził też Henia Kasperczaka. Tymczasem my holujemy na MŚ grzejącego ławę w Anglii Bednarka, zamiast wziąć młodego chłopaka nawet z polskiej ligi, który gra regularnie. Natomiast ma pan rację, że wszystko się powinno zaczynać i kończyć na harowaniu na boisku, to piłkarze mają wypluwać płuca. Pamiętam, jak po pierwszych dwóch meczach na MŚ w Hiszpanii, remisach z Włochami i Kamerunem, Antek Piechniczek zastanawiał się, czy nie posadzić na ławce Zbyszka Bońka. Były na selekcjonera nawet naciski w tej sprawie. - Ale ja z Władkiem Żmudą na spotkaniu z trenerem porozmawialiśmy o tym. Uznaliśmy, że jest nieźle, przed nami mecz z Peru, w którym zwycięstwo daje nam awans. W ostatnim meczu mieszać cokolwiek to bezsensowne posunięcie. Okazało się, że mieliśmy rację, bo zaskoczyło. Zbyszek strzelił trzecią bramkę, wygraliśmy 5-1. Od tego się zaczął nasz marsz po medal. Później Boniek strzelił Belgii trzy bramki, wygraliśmy 3-0. W meczu z ZSRR dostał drugą żółtą kartkę i straciliśmy go na półfinał z Włochami, który przegraliśmy 0-2. Za to wygraliśmy mecz o trzecie miejsce w z Francją, w którym piękną bramkę strzelił Andrzej Szarmach: przyjął sobie na klatkę piersiową i z woleja "dmuchnął" po długim rogu. Tuż przed przerwą głową trafił Stefan Majewski, a na początku drugiej połowy bramkę na wagę srebrnego medalu zdobył śp. Janusz Kupcewicz, strzałem z rzutu wolnego w krótki róg. I tak zdobyliśmy medal, trzecie miejsce na świecie. Na turnieju, przed którym nikt z nami nie chciał grać sparingów, z uwagi na stan wojenny. Grzegorz Lato o przedwczesnych transferach: Problem tkwi też w rodzicach Czy dzisiaj problemem naszej piłki nie jest to, że menedżerowie młodych piłkarzy za wcześnie wypychają za granicę? Najświeższy przykład Kacpra Kozłowskiego, który grając w Pogoni był wystawiany przez Paulo Sousę na Euro 2020, a po wyjeździe za granicę, stracił rytm gry. Dopiero po przeprowadzce do Vitesse go odzyskał. - Problem tkwi nie tylko w menedżerach, ale też w rodzicach, którzy myślą, że już mają supergwiazdę, która pojedzie na Zachód i będzie zarabiała setki tys. euro rocznie. Później się okazuje, że giną ci nasi zawodnicy. Tak jak po Euro 2016 zginął nam Bartosz Kapustka, który się pięknie zapowiadał. Zamiast poczekać jeszcze ze dwa lata, aż dojrzeje, zmężnieje, od razu wyjechał. I zginął. Jeden klub, drugi klub i powrót do kraju. Byłem tam, więc wiem - na Zachodzie panuje jedna zasada: nie liczy się nazwisko. Gdy w 1980 r. trafiłem do Lokeren, to wszyscy wiedzieli, kto przyszedł. Gdy grałem tam pierwszy mecz i wypadłem dobrze, to wszyscy mnie klepali po plecach. Ale tylko do poniedziałku, bo wtedy zaczynała się rywalizacja o miejsce w składzie na następny mecz. I tam nie na "przebacz"! Czy to będzie pan Lato, Lubański, Szarmach, Gadocha. Musiał pan udowadniać, że panu to miejsce się należało. Gdy trener na Zachodzie ma dwóch równorzędnych - młodego swojego, czy obcokrajowca, to bez wahania postawi na tego pierwszego. I przez to nasi przepadają. "Stranieri" musi być wyraźnie lepszy, jeśli chce grać! Trzeba przyznać, że miał dobrych mistrzów. - Byłem zaproszony na galę z okazji stulecia piłki nożnej w Lokeren. To małe miasteczko. Zaprosili wszystkich najlepszych piłkarzy, jacy tam grali, cała plejada gwiazd z trójką panów "L", Arnorem Gudjohnsenem i innymi. Każdy z 10-osobowych stołów był sponsorowany przez innego mecenasa, byliśmy tam z małżonkami. Wystawna impreza, na ok. 600 osób. Gdy wywołali jedenastkę marzeń, prowadzący zastanawiał się, czy dziś Lokeren byłoby w stanie utrzymać takich zawodników. W latach 80. nie było tak szalonych apanaży, jak teraz, gdy grube miliony euro kosztuje transfer zawodnika, a kolejnych kilka milionów kosztuje jego roczne utrzymanie. "Czy byłoby nas stać na utrzymanie zwłaszcza takiego ataku, jak Larsen, Lubański, Lato" - zastanawiał się prowadzący. Ja na to: "Stop, stop, stop!", odebrałem mu mikrofon i powiedziałem: "Przepraszam państwa, ale Lato, Lubański, Larsen". Ryk śmiechu był jak cholera (śmiech)! Grzegorz Lato: Cristiano Ronaldo pojechał dorobić do emerytury A’ propos tych zarobków piłkarzy, czy granica absurdu nie została już przekroczona, skoro Cristiano Ronaldo w Al-Nassr będzie otrzymywał rocznie 200 mln dolarów? - Jeśli w piłce pieniądz by gwarantował sukces, to Arabia Saudyjska i Katar byłyby na zmianę mistrzami świata. Sprowadziliby sobie najlepszych trenerów i naturalizowali zawodników, których nie wykorzystały macierzyste kraje. Ronaldo pojechał do Arabii Saudyjskiej na dorobienie do emerytury. Natomiast wysokie zarobki w Niemczech, Anglii, Hiszpanii, gdzie są komplety na niemal każdym stadionie i bilety nie kosztują po 10 zł, są uzasadnione. W takiej Barcelonie trzeba kilka lat czekać w kolejce na karnet, nie ma po znajomości, a u nas? Na mecze Ekstraklasy przychodzi po 3-3,5 tys. ludzi. Frekwencja na poziomie 15 tys. jest już powodem do dumy. To już nie tak, jak za naszych czasów, gdy na Legii i Górniku zawsze był komplet, a u nas, na meczach Stali Mielec ludzie wychodzili na drzewa, bo nie mieścili się na stadionie. Dzisiaj to wygląda mizernie, a większości meczów nie da się oglądać. Grzegorz Lato: Tak trener Górski budował potęgę reprezentacji Polski Tak, tyle że za pana czasów w polskiej lidze grali piłkarze z trzeciej drużyny na świecie. - Na tym polegało współzawodnictwo, które przekładało się na poziom. Gdy graliśmy z Legią, czy z Górnikiem, to miał pan w Stali trzech kadrowiczów - ja, Heniu Kasperczak i Jasiu Domarski, a połowa reprezentantów rekrutowała się z Legii czy z Górnika. Wielu dostarczała ich też Wisła Kraków. Mój przełomowy mecz w reprezentacji, z Bułgarią w Warnie, gdzie strzeliłem dwie bramki i wygraliśmy 2-0, pokazał, jak Kaziu Górski budował reprezentację. Wykorzystał klubowe trójki. Deyna-Ćmikiewicz-Gadocha z Legii, Kasperczak-Lato-Domarski ze Stali, z tyłu byli wiślacy Antek Szymanowski i Adam Musiał, a także Jurek Gorgoń z Górnika i Mirek Bulzacki z ŁKS-u. I tak podbijaliśmy turnieje MŚ, w których nie uczestniczyły 32, tylko 16 najlepszych na świecie drużyn. A w ME brały udział najpierw cztery, a później osiem zespołów i dlatego nie mogliśmy awansować. Tymczasem za cztery lata w MŚ w USA, Kanadzie i Meksyku uczestniczyć będzie aż 48 zespołów. - W ten sposób awansują tam takie zespoły jak Katar i Polska, powiem panu. Nie za ostre porównanie? - Można przegrać na MŚ, jak słowo daję. Ale trochę honoru, ambicji i zaangażowania powinno być! Zgodzi się pan ze mną? Grzegorz Lato o garstce piłkarzy, którzy wrócili do Polski po MŚ: To kwestia trenera Nikomu się nie spodobało, że do Polski po MŚ w Katarze wróciło tylko 14 spośród 26 piłkarzy. Czy PZPN nie powinien wprowadzić odgórnie zasady, że zgrupowanie rozwiązywane jest po powrocie do kraju? Zwłaszcza po tak ważnej imprezie? - To kwestia trenera, nie zawodników! Pamiętam moje pożegnanie z kadrą po MŚ w 1982 r. Po ostatnim meczu z Francją podziękowałem w szatni trenerowi Piechniczkowi i zawodnikom: "Panie trenerze, koledzy, chciałem was poinformować, że był to mój ostatni mecz, zamykam rozdział związany z reprezentacją, oddaję miejsce młodszym zawodnikom. Dziękuję za współpracę i wspaniałą atmosferę. Mam już zaklepany kontrakt w Meksyku, a stamtąd nie jestem w stanie podróżować na zgrupowania reprezentacji, to siedem godzin różnicy w strefie czasowej, mam 32 lata skończone, takie obciążenia są ponad moje siły" - powiedziałem. Poprosiłem też trenera Piechniczka, o zgodę, bym z Hiszpanii mógł lecieć prosto do Brukseli, by spakować się i pożegnać z Lokeren. Selekcjoner odpowiedział: "Nie ma szans, czekają na nas wszyscy w Warszawie, mamy spotkanie z władzami". Jak pan zareagował? - Cóż mogłem zrobić? Ogon pod siebie, w samolot z kadrą i do Warszawy! Później, gdy w końcu z Polski trafiłem do Belgii i menedżer Lokeren, który odbierał mnie z lotniska w Brukseli, na mój widok powiedział tylko: "Oooo! Ooooo!". Ślady fety były aż tak bardzo widoczne? - Dokładnie. Na pożegnanie w Lokeren zrobili mi jeszcze większą imprezę, mimo że z reprezentacją Polski pokonaliśmy ich 3-0, ja Bońkowi wystawiłem piłkę na dwie bramki, pierwszą i trzecią. Siedzę w domu, aż tu nagle ktoś puka do drzwi. Patrzę, pół miasteczka przyszło z orkiestrą! Sekretarz miasta z życzeniami, zabrali mnie na główną ulicę, na zwiedzanie znajdujących się tam 20 barów. Skończyło się w największym. Piwo lało się strumieniami. Na koniec ja zafundowałem kolejkę wszystkim zebranym. Oni leją piwo na okrągło! Do szklaneczek 200-250 mililitrów. Ten na setkę już znaliście! Grzegorz Lato zdradził swój rekord na dwieście Pański rekord świata na setkę, wynoszący trzy sekundy, jest hitem internetu, ale jaki jest ten na dwieście? - Cztery sekundy, połknięte jednym haustem (śmiech). Dobrze, że mi pan przypomniał ten rekord na setkę. Człowiek miał zawsze poczucie humoru. Dostałem pytanie, jaki mam rekord na setkę. Od razu odpowiedziałem, że trzy sekundy i na potwierdzenie kazałem nalać wody mineralnej do mierzącej sto mililitrów szklaneczki i pokazałem "raz-dwa-trzy"! Bo nie chcieli uwierzyć, mówili, że ponad dziewięć sekund. Powinno dojść do zmiany pokoleniowej w kadrze? Wielu kibiców utyskuje na Grzegorza Krychowiaka. Czesław Michniewicz powie panu, że nie miał kim ich zastąpić. - W takim razie mógł zrezygnować ze stanowiska. "Do widzenia, ja rezygnuję, bo nie mam kim grać". To pitolenie kotka! Ale z drugiej strony, problem w tym, że nasi młodzi wyjeżdżają za granicę i tam giną, bo jest konkurencja. Tymczasem sami ściągamy na pęczki Czechów, Słowaków, Słoweńców, Serbów, Chorwatów i to nie najwyższych lotów. Nasza młodzież nie ma gdzie grać. Siedzi na ławce w Ekstraklasie, albo gra w trzeciej lidze, bo nie ma miejsca. Wie pan, jak ja zaczynałem? Miałem 18 lat, gdy wstawiano mnie do składu Stali w III lidze. Byłem 19-latkiem, gdy jesienią wygraliśmy z Wawelem Kraków 1-0 i to ja strzeliłem bramkę, podobnie jak w następnym meczu z Unią Tarnów. Później grałem wszystkie mecze, również w drugiej lidze i po awansie do pierwszej w 1970 r. W meczu z Zagłębiem Wałbrzych, wygranym po moich bramkach 2-0, Kaziu Górski mnie wypatrzył i wprowadził do młodzieżówki, a później do pierwszej reprezentacji. To co by pan doradził Cezaremu Kuleszy w sprawie wyboru selekcjonera? Może uda mu się znaleźć Górskiego naszych czasów? - Nie chce się mieszać, ale ja bym postawił na Polaka. Mają Urbana, Papszuna, mogą sięgnąć po Skorżę. On zajęty. Podpisał kontrakt w Japonii z Urawa Reds. - No to się nasi spóźnili. Jest jeszcze możliwość powrotu do Adama Nawałki. Zobaczymy, co oni zrobią w tym PZPN-ie. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia\ Czytaj też: Legenda mundialu nie ma litości dla Lewandowskiego! "Grał słabo na MŚ, jest za wysoko w plebiscycie"