Na kanwie rodzinnej historii trenera Avrama Granta możnaby nakręcić serial, który miałby wielomilionową widownię. Ojciec znanego szkoleniowca, urodził się przed II wojną światową jako Meir Granat (tej formy nazwiska rodzina używała do lat 80. XX wieku) w mazowieckiej Mławie. Grant przyszedł na świat już w Izraelu, a po udowodnieniu korzeni swego ojca, w 2016 r. uzyskał polski paszport, w którym nazywa się "Abraham Grant". Izraelski trener prowadził m.in. kluby Premier League: Portsmouth, West Ham United i Chelsea, z którą doszedł do finału Ligi Mistrzów w Moskwie, gdzie uległ Manchesterowi United. Próżno szukać polskich trenerów z takim CV, dlatego z racji swych korzeni Grant był niemal dyżurnym kandydatem na selekcjonera naszej reprezentacji, zwłaszcza że zmiany na stanowisku następowały stosunkowo często. Wiemy już, że Czesława Michniewicza Avram Grant nie zastąpi. Dziś izraelski trener podpisał dwuletni kontrakt z federacją Zambii i jej kadrę będzie prowadził. Dla 67-latka to powrót do Afryki - w latach 2014-2017 prowadził zespół narodowy Ghany. Pierwszym zadaniem Granta będzie awans z drużyną do finałów Pucharu Narodów Afryki. Impreza odbędzie się w Wybrzeżu Kości Słoniowej w styczniu 2024 r. Zambia w grupie eliminacyjnej rywalizuje z gospodarzami turnieju (zespół "Słoni" ma zapewniony udział w finałach), Komorami i Lesotho. Maciej Słomiński, INTERIA