Partner merytoryczny: Eleven Sports

Kuriozum w PZPN. Media: Kulesza był wściekły. Dziekanowski ujawnia kulisy. "Prezesowi brakuje szacunku"

- Pojawiasz się i znikasz – śpiewał zespół „Bajm” o słynnym „Józku” w jednej ze swoich piosenek. Bohaterem podobnych perturbacji – choć nie z własnej inicjatywy – został Dariusz Dziekanowski, który od 2012 roku dzierżył miano przewodniczącego Klubu Wybitnego Reprezentanta. No właśnie – dzierżył czy wciąż dzierży? Ostatnio na tym polu doszło do sporych zawirowań. O kulisach całego zamieszania opowiedział nam sam zainteresowany, otwarcie krytykując przy tym zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej na czele z prezesem Cezarym Kuleszą. I wytykając jego błędy.

Na zdjęciu Dariusz Dziekanowski (w kółku) prezes PZPN Cezary Kulesza oraz Wojciech Szczęsny
Na zdjęciu Dariusz Dziekanowski (w kółku) prezes PZPN Cezary Kulesza oraz Wojciech Szczęsny/Wojciech Olkusnik/East News / Pawel Wodzynski/East News/East News

Pod koniec zeszłego tygodnia w mediach głośno zrobiło się o furii, w jaką wpaść miał prezes PZPN Cezary Kulesza. A wszystko z powodu Klubu Wybitnego Reprezentanta, który ponownie wybrał na swojego przewodniczącego Dariusza Dziekanowskiego.

- Jeden z członków klubu poszedł porozmawiać z prezesem. Wrócił i oświadczył nam, że prezes powiedział, że jeśli znów wybierzemy Dziekanowskiego to on to wszystko rozpier***i - przekazał anonimowo redakcji "Faktu" uczestnik spotkania. Co aż tak rozsierdziło szefa piłkarskiej federacji?

Omówmy całą sprawę po kolei.

Wybitny rozgardiasz w Klubie Wybitnego Reprezentanta

Klub Wybitnego Reprezentanta został utworzony w 1999 roku. Należą do niego piłkarze, którzy w barwach naszej kadry narodowej rozegrali przynajmniej 80 meczów (kiedyś "próg wstępu" wynosił 60 spotkań). Dodatkowo uhonorowani mogą w nim zostać także zawodnicy, którzy nie spełnili tego kryterium, ale - tu cytat za portalem PZPN - "wyróżnili się szczególnymi osiągnięciami sportowymi oraz postawą poza boiskiem".

W ciągu 25 lat działalności Klub miał tylko trzech przewodniczących. Pierwszym był mający na koncie - w chwili powstania organizacji - najwięcej występów w reprezentacji Polski Grzegorz Lato. Po wybraniu go na szefa piłkarskiej centrali, stery w KWR przejął Władysław Żmuda, a ten w 2012 roku przekazał pałeczkę wspomnianemu już Dariuszowi Dziekanowskiemu, który sprawował funkcję przewodniczącego aż do czerwca tego roku.

Dariusz Dziekanowski/Zbigniew Czyż/INTERIA.PL

Wówczas zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej opublikował komunikat o odwołaniu 63-krotnego reprezentanta Polski z zaszczytnego stanowiska. O swojej decyzji... nie raczył jednak poinformować samego przewodniczącego Klubu.

- Nie dostałem wówczas żadnej informacji ze strony PZPN-u. O wszystkim dowiedziałem się z prasy - mówi w rozmowie z Interią Dariusz Dziekanowski.

A wspomniana prasa rozpisywała się o tym, że powodem jego odwołania nie były jakiekolwiek zastrzeżenia co do pracy Klubu czy samego przewodniczącego, lecz krytyka, wymierzona w prezesa Cezarego Kuleszę oraz selekcjonera Michał Probierza po ogłoszeniu powołań na Euro 2024 na słynnej imprezie golfowej.

- Moje wypowiedzi były krytyczne co do samego prezesa Cezarego Kuleszy, ale i bierności osób zgromadzonych wokół niego, które zasiadają w zarządzie i powodują, że prezesowi brakuje szacunku. Nie chce brać pod uwagę krytyki, która jest wypowiadana dla dobra polskiej piłki. Nie są to ataki personalne. Wszyscy z chęcią przyklaskiwaliby działaniom federacji i chwalili ją, gdyby tylko mieli ku temu podstawy. Jeżeli zdarza się krytyka, to zarząd czy sam prezes powinni brać to pod uwagę. To nie jest złośliwe. Władze PZPN nie powinny więc tak nerwowo reagować. Każdemu zależy na dobru polskiej piłki. A później my, jako osoby związane z futbolem, musimy tłumaczyć dziennikarzom czy kibicom, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Choćby to, dlaczego kadra reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy została ogłoszona na polu golfowym. Później czytamy, że to wszystko dlatego, iż wcześniej skład reprezentacji wyjawił sam prezes - tłumaczy Dariusz Dziekanowski.

A odnosząc się do samego ogłoszenia kadry na Euro, dodaje: - Jeżeli powoływanie zawodników na tak ważną imprezę, jaką są mistrzostwa Europy, odbywa się na polu golfowym, gdzie być może przypadkowo obecny jest trener i trwa to 10 minut... No to przepraszam, ale coś tu jest nie tak. Odbieramy temu rangę ważnej uroczystości. Nie było tam prezesa, nie odbyła się konferencja z prawdziwego zdarzenia. Ja nie chciałbym, by tak doniosłe wydarzenia wyglądały śmiesznie. A niestety tak było. To niepoważne. Sam pamiętam, jak czekałem na powołania na mistrzostwa świata w Meksyku. To wielkie przeżycie dla kibiców, ale i samych piłkarzy. To święto, bo ktoś będzie reprezentował cały kraj na wielkiej imprezie. Tymczasem w tym przypadku to był żart zrobiony przez PZPN z fanów i zawodników.

Dziekanowskiego ma zastąpić... Dziekanowski

Wróćmy jednak do najświeższych wydarzeń, bo odwołując Dariusza Dziekanowskiego ze stanowiska, PZPN postawił przez Klubem Wybitnego Reprezentanta jedno zadanie - wybrać jego następcę już podczas najbliższego zjazdu. I tak członkowie - z resztą jednogłośnie - zdecydowali, że nowym przewodniczącym powinien zostać... tak, tak - sam Dariusz Dziekanowski.

- Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej na czele z prezesem wysłał do nas prośbę, abyśmy wybrali nowego przewodniczącego. My - jako Klub - po prostu wywiązaliśmy się z naszego obowiązku. Podczas zebrania obecnych było 14 członków. Poza mną byli to - Władysław Żmuda, Paweł Janas, Stefan Majewski, Marek Dziuba, Michał Żewłakow, Jacek Krzynówek, Tomasz Kłos, Mariusz Lewandowski, Roman Kosecki, Piotr Świerczewski, Lesław Ćmikiewicz, Jerzy Dudek oraz Jacek Bąk. Inni mieli dołączyć do nas za pośrednictwem jednej z platform, ale ostatecznie nikt nie uczestniczył w spotkaniu online. Na przewodniczącego obrad z powyższego grona wybrany został Michał Żewłakow. I wszyscy jednogłośnie zagłosowali za moją kandydaturą - opowiada nam kulisy spotkania Klubu, do jakiego doszło przed ostatnim meczem z Portugalią, nasz były reprezentant.

Nie oznacza to jednak, że Dariusz Dziekanowski został na nowo przewodniczącym. Bo wybór przewodniczącego Klubu musi przyklepać jeszcze PZPN. Tymczasem jak doniósł cytowany wyżej "Fakt", reakcja Cezarego Kuleszy miała być dość nerwowa. Sam stary-nowy przewodniczący, nie wie natomiast na czym stoi.

- Nie mam żadnych informacji na ten temat - stwierdza.

I zaznacza: - Chcę dodać, że nigdy, przez 12 lat mojej kadencji, nie pojawiły się jakiekolwiek głosy, które domagałyby się nowych wyborów i zmiany władz. A myślę, że każdy by to uszanował. Którykolwiek z członków mógł powiedzieć: "Słuchajcie, może coś zmienimy? Może potrzebujemy nowego przewodniczącego?". Przeważnie spotykaliśmy się we własnym gronie i nie pojawiały się jakiekolwiek zastrzeżenia co do mojej osoby.

Szacunek przede wszystkim

No właśnie, Klub Wybitnego Reprezentanta - jak informuje sam Dariusz Dziekanowski - chciał wychodzić poza swoje grono, zapraszając władze federacji na swoje spotkania, lecz prezes Cezary Kulesza nigdy ostatecznie na żadne z nich nie dotarł.

- Nie miałem kontaktu z prezesem Kuleszą, choć wielokrotnie namawialiśmy go na to, by był uczestnikiem obrad Klubu. Chcieliśmy z nim porozmawiać na pewne tematy, zapraszaliśmy go, ale on pokazał się może raz na 10 minut. Ostatnio doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, gdy prezes znajdował się piętro niżej, ale nie przyszedł do nas, na nasze spotkanie, by chociaż się przywitać. Byłaby to miła oznaka szacunku, którym przecież darzymy prezesa, choć się z nim nie zgadzamy. I nie lekceważymy go. Mówimy mu "dzień dobry". A jego - choć dobrze wie o naszych spotkaniach - nie stać na to, by przyjść się przywitać i porozmawiać choćby z Władysławem Żmudą czy Pawłem Janasem. Z takimi postaciami, o których wzgląd powinien zabiegać sam prezes - mówi Dariusz Dziekanowski.

- Czy Cezary Kulesza czuje do mnie osobistą urazę? Nie wiem. Sądzę, że prezes w ostatnich latach poczuł się zbyt pewny siebie, choć nie ma ku temu podstaw. Jak piłkarz, który mimo mizernych umiejętności, wmawia sobie, że jest najlepszy na placu gry. Prezes ma chyba zbyt dużo na głowie i nie radzi sobie z czymś tak prostym, jak współpraca z Klubem Wybitnego Reprezentanta. Przecież to tak zwany "samograj". Nasze grono jest bardzo pozytywnie nastawione, chciałoby jak najlepiej wypowiadać się na temat pracy PZPN i samych meczów. Ale czasami krytyka jest ważniejsza niż sztuczne słodzenie. Pan prezes moim zdaniem zbyt bardzo uwierzył w to, że jest osobą, która może lekceważyć polskich piłkarzy. Piłkarzy, którzy mają swoje zasługi dla naszej piłki. I nie chcą pomników, chcą tylko normalnego traktowania. Spotkania się wspólnie od czasu do czasu. Takie sprawy można by załatwiać w inny sposób. Jeśli prezes ma jakieś uwagi i nie zgadza się z pewnymi opiniami poszczególnych członków Klubu, my regularnie gromadzimy się przed meczami międzynarodowymi reprezentacji Polski. Drzwi przed prezesem Kuleszą stoją otworem. Ale on nie przychodzi, a tyle razy o to prosiliśmy. Nigdy nie znajduje na to czasu. To dla nas przykre i niezrozumiałe. Ale prezes czuje się bardzo niekomfortowo, gdy popełnia kolejne błędy, a ktoś zwraca mu uwagę, że tak nie powinno być. Szacunek jest potrzebny dla wszystkich - dodaje.

Cezary Kulesza/AFP

Z perspektywy Dariusza Dziekanowskiego współpraca Klubu Wybitnego Reprezentanta z Polskim Związkiem Piłki Nożnej nie wyglądała ostatnio najlepiej także na innych płaszczyznach.

- Podam prosty przykład. Wróćmy do ostatniego pożegnania Wojciecha Szczęsnego i Grzegorza Krychowiaka, którzy przecież należą do Klubu Wybitnego Reprezentanta - wszak przekroczyli granicę 80 występów w kadrze. Ale nie było zaproszenia dla żadnego z naszych członków, by wziąć udział w tej skromnej uroczystości. A czy nie ładnie wyglądałoby, gdyby Wojciech Szczęsny otrzymał pamiątkową koszulkę od Józefa Młynarczyka, Jerzego Dudka czy Jana Tomaszewskiego? Tak samo Krychowiak, spokojnie mógł odebrać trykot od Zbigniewa Bońka, Andrzeja Buncola, Jacka Krzynówka czy któregokolwiek z byłych reprezentantów. Nic by się nie stało, gdyby nasi przedstawiciele brali udział w tego typu ceremoniach. Tak samo było też przy okazji oficjalnego przyjęcia do Klubu Kazimierza Kmiecika. Prezes Kulesza ewidentnie chce przy tego typu okazjach promować samego siebie, podobnie jak sekretarz generalny PZPN Łukasz Wachowski. Wygląda to komicznie. Ale w gruncie rzeczy to smutne. To tak, jakbyśmy my udawali, że zastępujemy prezesa lub zarząd, choć oczywiście absolutnie nie chcemy tego robić. Prezes popełnia tu duży błąd. Nie tak to powinno wyglądać. Za czasów prezesa Zbigniewa Bońka funkcjonowało to zdecydowanie lepiej. Byliśmy zapraszani przy różnych okazjach. Sam brałem udział w pożegnaniu Jerzego Dudka przy okazji jego ostatniego, 60. występu w barwach naszej reprezentacji. Ta współpraca dobrze się wówczas miała. Ale teraz jest inaczej - tłumaczy nasz rozmówca.

- Chcę powiedzieć jeszcze jedno - my nie korzystamy z żadnych profitów. Przewodniczący, czy też członkowie klubu nie pobierają jakichkolwiek pieniędzy za swoją działalność. Mieliśmy tylko jedną prośbę, która jak dotąd przez wiele lat nie została spełniona. Chcieliśmy otrzymywać po dwa zaproszenia na mecze reprezentacji Polski. Obecnie otrzymujemy po jednym bilecie pierwszej kategorii. Jeżeli chcemy pójść na mecz z żoną, musi ona siedzieć w innym sektorze. To trochę śmieszne. Na całym świecie działa to inaczej. Dla przykładu, gdy zapraszasz kogoś na galę, zawsze uwzględniasz przy tym osobę towarzyszącą. Prosiliśmy więc o drugie zaproszenie imienne, by było wiadomo, że drugi bilet trafi do rąk żony, córki lub syna. Większość członków Klubu ma przecież po 60-70 lat, a przynajmniej jest po 50-tce. Więc to chyba normalne, że przyjeżdżając do Warszawy, chcemy mieć obok osobę bliską naszemu sercu - kontynuuje.

Podkreśla przy tym, że na sercu leży mu - tak jak pozostałym członkom klubu - tylko i wyłącznie dobro polskiej piłki.

- Jesteśmy od tego, żeby obiektywnie oceniać piłkarską rzeczywistość. Sercem jesteśmy z reprezentacją. Chcielibyśmy, aby Polski Związek Piłki Nożnej by federacją, którą każdy kibic oraz zawodnik może pochwalić za jej działalność i organizację. Bo to wizytówka polskiego futbolu. Zależy nam na tym, by cieszyć się nią i wyrażać się o niej w samych pozytywach. Ale gdy to niemożliwe, nie jesteśmy od tego, by słodzić, lecz otwarcie wyrażać swoje zdanie. Wszystkim nam w Klubie zależy, by PZPN dobrze funkcjonował. I by polscy zawodnicy osiągali sukcesy. To naprawdę leży nam na sercu. Przyjemnie jest przecież chodzić na mecze i cieszyć się grą. Nawet w przypadku porażek jesteśmy w stanie doceniać ciężką pracę czy to PZPN-u, czy to naszych kadrowiczów - podsumowuje całą sprawę Dariusz Dziekanowski.

Tomasz Brożek

Szkolenie przyczyną wyników reprezentacji? Dyskusja w Cafe Futbol. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport
Cezary Kulesza, prezes PZPN/NurPhoto / NurPhoto via AFP/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem