Dochodziła godzina 17 miejscowego czasu, kiedy syn mołdawskiego robotnika i kazachskiej imigrantki zdezelowanym, przynajmniej 25-letnim Renault Laguną, podwiózł nas pod stadion Zimbru w Kiszyniowie, gdzie we wtorek reprezentacja Polski zagra mecz eliminacji mistrzostw Europy z Mołdawią. Przewóz zamówiła nam uprzejma pracowniczka kawiarni, korzystając z aplikacji Yandex - rosyjskiego odpowiednika Ubera. W kraju, który jest kandydatem do Unii Europejskiej, wciąż najłatwiej porozumieć się w języku rosyjskim i korzystać z aplikacji opartych na tamtejszym rynku. Wysiedliśmy więc przed podniszczoną bramą stadionu i podrapaliśmy się po głowach. "Zimbru 1947" - witał nas napisem stadion, przed zamkniętą czarną bramą. Obdarte budynki nie zachęcały do wejścia do środka, ale co zrobić - przyjechaliśmy tutaj na konferencję prasową selekcjonera Fernando Santosa i bramkarza Wojciecha Szczęsnego. Zresztą, aby być szczerym - dookoła niewiele który budynek wyglądał lepiej. A właściwie niemal każdy wyglądał, jakby groził zawaleniem. Mocne słowa Szczęsnego o stylu reprezentacji. "W naszym DNA jest cierpienie" - Żurnaliści z Polski - przedstawiliśmy się, podając nazwiska, wysokiemu mężczyźnie w czapce z daszkiem i czarnym dresie, strzegącemu wejścia na stadion. Teraz to on podrapał się po głowie, przejrzał jakąś listę i wydukał kilka słów po rosyjsku. Czy może nas wpuścić? Nie wie. Gdzie możemy odebrać akredytacje? Nie wie. Gdzie odbędzie się konferencja? Tego też nie wie. No tak. Dobrze, że przyjechaliśmy wcześniej. Konferencja w sali, dziura w ścianie Kiedy udało nam się uporać ze strzegącym wejścia "bramkarzem", pozostało jedynie znaleźć drogę do sali konferencyjnej. "Press Conference Room, Mixed Zone" - pomagały nam znane z europejskich stadionów kartki, opatrzone logiem Euro 2024. Wywieszone na barakach, czy pomieszczaniach ze zbiornikami gazowymi, przed którymi zasadzono rzędy róż - sprawiały cokolwiek dziwne wrażenie. Tak jakby mecz eliminacji ME miał odbyć się na którymś z polskich A klasowych obiektów. Niezrażeni przeszliśmy obok dwóch boisk treningowych - tych akurat w całkiem niezłym stanie; jednym ze sztuczną, drugim z naturalną trawą o pełnych wymiarach - i znaleźliśmy budynek, w którym miała odbyć się konferencja prasowa. Jeszcze tylko wejść po schodach, złapać za klamkę i... Znaleźliśmy się w opuszczonej sali gimnastycznej. Na ścianach farbą wymalowane bramki, na podłodze drewniany parkiet. Na moment znów "znaleźliśmy się" w wiejskiej szkole podstawowej. Porozstawiane wszędzie krzesła także obudziły wspomnienia. "Za chwilę rozpocznie się apel szkolny z udziałem selekcjonera Fernando Santosa" - żartowaliśmy między sobą. Najbiedniejszy kraj Europy. Co czwarty mieszkaniec żyje poniżej granicy ubóstwa Dwie wiadomości dotyczyły zaś sieci wifi, czyli rzeczy, wydawałoby się, niezbędnej do pracy korespondentów z odległego kraju. Dobra wiadomość - mołdawski organizator zapewnił sieć o nazwie "Press". Zła - sieć nie działała. Ratowały nas kupione na lotnisku mołdawskie karty SIM. Te akurat okazały się wyjątkowo tanie. Za około 11 zł można kupić pakiet gwarantujący 20 GB mobilnego internetu. Problem w tym, że utworzone z telefonów komórkowych hotspoty, działające w sieci 4G, pracowały uciążliwie wolno. To jednak nie koniec atrakcji związanych z konferencją. Jak się okazało - niektóre korytarze, choć budynek został wzniesiony dopiero w 2006 roku, były już dość mocno "zużyte". Dziury w ścianach, to tylko jeden z przykładów. Dokładniejszego opisu toalet na obiekcie może lepiej darować naszym czytelnikom... Bloki wielkiej płyty nad trybunami. Znaczące graffiti O wiele lepiej prezentuje się za to samo wnętrze stadionu, gdzie we wtorek reprezentacja Polski zmierzy się z Mołdawią. Murawa, co do której sam Fernando Santos miał spore obawy, przyspieszając nawet przylot na oficjalny trening, wyglądała naprawdę przyzwoicie. Podobnie jak małe, ale zadbane i sprawiające urokliwe wrażenie trybuny. "Urokliwe. Ale w komunistycznym stylu" - przyszło mi do głowy, jakby to stwierdzenie samo w sobie nie było oksymoronem. Z niemal każdego miejsca na obiekcie widać bowiem górujące nad trybunami wielkie bloki, urządzone w typowo komunistycznym, postradzieckim stylu. One także nadają stadionowi Zimbru niesamowitego klimatu, pewnej niepowtarzalnej duszy, trwale związanej ze specyfiką tego miejsca - jakby od razu zdradzając każdemu obecnemu na stadionie przytłaczającą i trudną historię tego ubogiego państwa. Organizatorska klapa w Mołdawii. Santos zmuszony do zmiany planów. "Nie ma co wierzyć" Na jednej z wielkich białych - a właściwie kiedyś białych, bo dziś przede wszystkim brudnych - ścian widnieje ogromne graffiti. Do bólu kolorowe, w aż boleśnie kontrastujący sposób. Przedstawia dziewczynę, spoglądającą w górę i wyciągającą rękę, jakby chciała w ten sposób poderwać się do góry i polecieć ponad otaczające ją miasto. I w pewien sposób najlepiej oddaje ono ducha młodych mołdawskich mieszkańców. Tych, których siła woli całą mocą chciałaby przebić sufit postkomunistycznej, smutnej twarzy miasta. A jednocześnie pokazujące, że jest to niemal niemożliwe. Z Kiszyniowa Wojciech Górski, Interia