Fernando Santos to trener z najwyższej europejskiej półki, z dużym doświadczeniem na międzynarodowej arenie i wielkimi sukcesami, z mistrzostwem Europy wywalczony z reprezentacją Portugalii na czele. Wielu kibiców dziwiło się, że przyjął ofertę z Polskiego Związku Piłki Nożnej, ale on sam tłumaczy, że zdziwienie jest zupełnie niepotrzebne. Kulisy zatrudnienia Santosa. Wizyta przedstawicieli PZPN - Jestem przekonany, że z tym zespołem mogę wiele zdziałać i będziemy w stanie osiągnąć sukces - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Nie powinniście mieć kompleksów, nie powinno wam brakować wiary. Polska to dobre miejsce do pracy, macie piłkarzy wysokiej klasy, nie brakuje talentów - dodał doświadczony szkoleniowiec. Przyznał, że tuż po tym, jak rozwiązał swój kontrakt z Portugalią otrzymał ofertę z PZPN. Nie był nią zaskoczony, bo w swojej karierze otrzymał wiele takich propozycji, ale Cezary Kulesza i jego ludzie zdołali przekonać go do tego, by pracował z "Biało-Czerwonymi". Przyjechali do niego, ustalono szczegóły i tak Fernando Santos został następcą Czesława Michniewicza. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" zdradził również, kiedy zamierza ogłosić kadrę na najbliższe spotkania eliminacji do mistrzostw Europy, a także czym będzie kierował się podczas powołań. Padły również pierwsze nazwiska w kontekście najbliższych powołań. Czytaj także: Ważna obietnica selekcjonera reprezentacji Polski Santos zdradził pierwsze nazwiska Szeroka lista powołanych, ponieważ tego wymagają przepisy FIFA, została już wysłana do centrali, jednak nazwiska 25 graczy, którzy pojada na zgrupowanie, poznamy dopiero 17 marca. Santos tłumaczył, że zawsze zostawia sobie czas do samego końca, bowiem w futbolu coś może się wydarzyć w ostatniej chwili i wtedy trzeba korygować plany. Zaznaczył także, że zamierza kierować się tylko i wyłącznie umiejętnościami piłkarzy. Ich wiek czy fakt, że akurat nie grają w klubie nie jest aż tak istotny. I w tym kontekście wymienił Jakuba Kiwiora, który niedawno przeszedł do Arsenalu i na razie w Londynie głównie ogląda popisu kolegów, a także Bartosza Bereszyńskiego, grającego w Napoli zdecydowanie mniej, niż wcześniej w Sampdorii. Oni maja dostać szansę, choć ostatnie tygodnie spędzają na ławce. Co jednak nie oznacza, że mają duży kredyt zaufania. - To, że ktoś teraz dostanie powołanie nie oznacza, że znajdzie się w kadrze także w czerwcu i później. W reprezentacji nie obowiązuje karta stałego klienta. Będę obserwował i patrzył - powiedział Santos w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".