Prezes Cezary Kulesza znalazł się w niełatwym położeniu. W styczniu po długich wyborach w końcu postawił na Fernando Santosa, oferując mu rekordowo gigantyczną pensję. Portugalczyk za prowadzenie reprezentacji Polski dostaje około 400 tysięcy złotych miesięcznie. Trudno było przypuszczać, że wybór mistrza Europy z 2016 roku okaże się tak spektakularną klapą. Owszem, niektórzy wskazywali na sygnały ostrzegawcze przy zatrudnieniu Santosa, jednak wydawało się, że tak uznany selekcjoner gwarantuje przynajmniej przyzwoity poziom. Zwłaszcza, że grupa eliminacyjna w teorii wydawała się wyjątkowo łatwa. Rzeczywistość okazała się inna. Santos przegrał trzy z pięciu eliminacyjnych meczów i we wrześniu Polska w tabeli wyprzedza jedynie Wyspy Owcze. Media nie mają wątpliwości: Fernando Santos zwolniony Kulesza pożegna Santosa i jednocześnie szuka następcy Prezes Cezary Kulesza nie ma wyjścia. Widzi, że współpraca między Santosem a reprezentacją Polski nie ma sensu. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest pożegnanie Portugalczyka i znalezienie następcy, który oczyści atmosferę w kadrze i uratuje awans na Euro 2024. W tej sytuacji prezes federacji musiał działać błyskawicznie i to w niełatwych warunkach. Rozwiązanie kontraktu z Santosem, starym negocjacyjnym wygą, nie należało do najłatwiejszych. Kwestią sporną był ogromny finansowy bonus dla selekcjonera w przypadku awansu na mistrzostwa Europy. 68-latek wskazywał, że Polska ma jeszcze szanse na awans - bezpośrednio w eliminacjach lub przez baraże ścieżką Ligi Narodów. Jak jednak przekazał Piotr Koźmiński ze "Sportowych Faktów", strony doszły do porozumienia i niebawem Santos oficjalnie przestanie pełnić funkcję trenera reprezentacji Polski. Teraz przed Kuleszą zadanie jeszcze trudniejsze. Decydując się na zwolnienie Santosa, prezes PZPN jednocześnie musiał, pod sporą presją, szukać jego następcy. A jak pokazały ostatnie wybory selekcjonerów, niewłaściwa decyzja może kosztować nas bardzo drogo - tak w kontekście sportowym, jak i finansowym. Kulesza zwrócił się do Nawałki. To jedna z opcji Jak można było usłyszeć jeszcze w Tiranie, jedną z pierwszych opcji na jaką zdecydował się Kulesza, było sondowanie powrotu Adama Nawałki. Trener, który osiągał z Polską największe sukcesy w ostatnich latach, prowadził kadrę od 2013 do 2018 roku. Od tamtego czasu - nie licząc krótkiej przygody w Lechu Poznań - pozostaje bezrobotny. Nawałka chęć ponownej pracy z reprezentacją zgłaszał już na początku 2022 roku przed barażem ze Szwecją. Wówczas obie strony były właściwie dogadane, ale Kulesza w ostatniej chwili zrobił zwrot ku Czesławowi Michniewiczowi. Teraz sondowanie, czy Nawałka wciąż byłby zainteresowany objęciem kadry, jest naturalnym ruchem szefostwa PZPN. Nie jest jednak tajemnicą, że Kulesza już wcześniej miał wątpliwości co do powrotu Nawałki. Obecna kadra mocno różni się od tej, prowadzonej poprzednio przez 65-latka. Poza tym były selekcjoner jest osobą autokratyczną i wymagającą ogromnego profesjonalizmu. Nawałka to niejedyny kandydat Zwrócenie się do Nawałki nie oznacza wcale, że jest on faworytem w wyścigu o fotel selekcjonera. Kulesza musi obecnie sondować kilka opcji, by w razie niepowodzenia opcji A, natychmiast mieć dogadaną opcję back-upową. Medialnym numerem jeden wciąż pozostaje Marek Papszun, będący na topie po sukcesach w Rakowie Częstochowa. On także nie ukrywał, że jego ambicją jest prowadzenie kadry. Pytanie jedynie, czy Papszun i Kulesza będą w stanie dojść do porozumienia. Były trener Rakowa w wielu aspektach jest osobą równie trudną co Nawałka i żądającą niezależności i sprawnego funkcjonowania "gabinetów". Siłą jego pracy w Rakowie była dobra współpraca z właścicielem Michałem Świerczewskim. Obecny chaos w PZPN-ie może skutecznie odstraszyć Papszuna. Z drugiej strony - podobna szansa na objęcie stanowiska selekcjonera może już się nie powtórzyć. Innym kandydatem do objęcia reprezentacji ma być Michał Probierz, a więc zaufany człowiek Kuleszy, z którym współpracował w Jagiellonii, a tuż po objęciu teki prezesa, uczynił go selekcjonerem kadry U21. Kuleszy imponuje, że Probierz jest gotowy na każdego jego wezwanie i w każdej chwili może przedstawić raport i swój plan na objęcie kadry. Mniejsze szanse na zatrudnienie są w przypadku pracującego w Japonii Macieja Skorży. W tle, ponownie, przewija się nazwisko Jana Urbana, choć zwrot w tę stronę byłby mało prawdopodobny. Tym razem, także z uwagi na naglący czas, faworytów upatruje się w polskich szkoleniowcach. Chyba że Kulesza znów na ostatniej prostej wyciągnie królika z kapelusza, zaskakując wszystkich. Tak, jak było to z Santosem. Taki rozwój zdarzeń nie jest jednak szczególnie prawdopodobny. Powołania na październikowe zgrupowanie trzeba wysłać już do 24 września. Do tego czasu zostało więc 11 dni, w ciągu których Kulesza musi wybrać selekcjonera, by ten zdążył ustalić, których piłkarzy potrzebuje na zgrupowaniu. Najbliższe spotkania Polacy zagrają 12 października z Wyspami Owczymi i 15 października z Mołdawią. Brak sześciu punktów w tych dwóch meczach będzie ogromną katastrofą.