Nie sposób zliczyć, ilu młodych polskich piłkarzy wyjechało z kraju z nadziejami na wielką karierę, a odbiło się od ściany. To prawda, że w futbolu o przyszłości młodego zawodnika bardzo często decyduje przypadek, jednak porównując rozwój karier Piątka i Milika widać prawidłowości, z których wnioski powinni wyciągnąć ich następcy. Sam talent nie wystarczy. Arkadiusz Milik miał wielkie szczęście, że los postawił na jego drodze Sławomira Mogilana. Wówczas piłkarz, potem trener, a dzisiaj prezes Rozwoju Katowice nastawił życie małego chłopaka z tyskiego osiedla na sport. Gdy w wieku 16 lat Milik dostał szansę gry w trzeciej lidze, w debiucie strzelił dwa gole. Już kilka tygodni później przeszedł testy w Górniku Zabrze, a pół roku później został jego piłkarzem. W pierwszym sezonie w Ekstraklasie strzelił cztery gole, a w drugim po ośmiu kolejkach miał na koncie już sześć bramek. Trener Adam Nawałka dostrzegł w nim potencjał i wiedział, jak wprowadzić go do seniorskiej piłki. Milik już jesienią 2012 roku dostał powołanie do kadry od ówczesnego selekcjonera Waldemara Fornalika, a w grudniowym meczu z Macedonią strzelił pierwszego gola. W tym samym czasie finalizowano jego transfer do Bayeru Leverkusen. Zarówno Nawałka, jak i Fornalik byli przeciwni. Obaj uważali, że 18-latek jeszcze nie jest gotowy na transfer do Bundesligi. Gwiazdą w ataku Bayeru był wtedy Stefan Kiessling (z 25 golami został królem strzelców Bundesligi), a ofensywne trio uzupełniali Gonzalo Castro i Andre Schuerrle. Mając taką konkurencję Milik nie mógł liczyć na grę i w całej rundzie wiosennej niemieckiej ekstraklasy spędził na boisku tylko 55 minut. Szansą na odbudowę miało być wypożyczenie do Augsburga, ale w całym sezonie strzelił tylko dwa gole i nie rozegrał ani jednego meczu w pełnym wymiarze czasowym. Odżył dopiero w słabszej lidze, gdy trafił do Ajaksu Amsterdam. Już w pierwszym sezonie, grając na zasadzie wypożyczenia, strzelił 23 goli i zaliczył 10 asyst w 35 meczach. Holendrzy wykupili go z Bayeru i kolejny sezon był dla niego jeszcze lepszy (24 gole i 12 asyst). Gdy latem 2016 roku przechodził do Napoli, Włosi zapłacili za niego 32 mln euro. Rozpoczął wyśmienicie. To dzięki jego trzem golom i asyście Napoli rozpoczęło rozgrywki w Lidze Mistrzów od dwóch zwycięstw. Z kolei w Serie A zaliczył dublety w meczach z Milanem i Bologną. Kto wie, w jakim grałby dziś klubie, gdyby nie koszmarny pech - zerwanie więzadeł krzyżowych najpierw w lewym, a potem w prawym kolanie. Gdy jednak Milik odzyskał zdrowie, Napoli odzyskało snajpera - po 17 kolejkach ma na koncie już 11 goli. Kariera Krzysztofa Piątka rozkręcała się wolniej, ale nie musiał, tak jak o rok starszy kolega z kadry, robić kroku wstecz, żeby zrobić kolejne dwa do przodu. Miał 17 lat, gdy przebił się do składu trzecioligowej Lechii Dzierżonów. Kiedy Milik przechodził do Bundesligi, Piątek zamieniał Dzierżoniów na Lubin, gdzie jeszcze długo miał czekać na szansę gry w Ekstraklasie. W tym samym czasie, gdy Napoli wyłożyło za Milika 32 mln euro, Piątek przeszedł z Zagłębia do Cracovii za pół miliona euro. W Krakowie spędził dwa sezony i w 65 meczach strzelił dla "Pasów" 32 gole. Mógł odejść już po pierwszym sezonie, ale trener Michał Probierz przekonał go, że jeszcze jest za wcześnie. Decyzja nie była łatwa, ale okazała się strzałem w dziesiątkę. Piątek został, strzelił 21 goli, a przede wszystkim wykorzystał czas, aby przygotować się na większe wyzwania w silniejszej lidze. Gdy zdecydował się na zagraniczny transfer, miał na koncie 105 spotkań w polskiej lidze. Dla porównania Milik wyjechał na Zachód, choć rozegrał tylko 38 meczów w Ekstraklasie. Nasz reprezentacyjny napastnik odbudował formę na Zachodzie i zapracował na wielki transfer. To jednak ewenement, bo najczęściej spełnia się zupełnie inny scenariusz: albo szybki powrót do Polski, albo grzanie ławy i zesłanie do klubów niższych lig. Tak jak w przypadku Bartosza Kapustki, który po transferze za pięć milionów euro do ówczesnego mistrza Anglii - Leicesteru City ugrzązł w drugiej lidze belgijskiej. Mirosz