Zgodnie z tym, o czym Interia informowała jako pierwsza - Przemysława Frankowskiego oraz Karola Linetty'ego zabrakło w kadrze meczowej na niedzielny mecz z Walią. Choć jeszcze cztery dni temu obaj w wyjściowej jedenastce rozpoczynali spotkanie z Holandią. Ten sam los spotkał zresztą Mateusza Klicha, który z "Oranje" na placu gry zameldował się w drugiej połowie. Selekcjoner uznał, że w niedzielę piłkarz Leeds nie będzie mu już potrzebny. Ta decyzja selekcjonera może trochę dziwić, bowiem Klich dość regularnie pojawia się na boiskach Premier League - zagrał we wszystkich dotychczasowych ligowych spotkaniach, nawet jeśli pojawiał się na nich z ławki rezerwowych. Zwłaszcza, że jeśli spojrzymy na konkurencję w środku pola - na papierze Klich wydaje się mocnym kandydatem do podstawowego składu. Selekcjoner wyżej ocenił jednak przydatność grającego w Arabii Saudyjskiej Krychowiaka i głębokiego rezerwowego Fiorentiny Szymona Żurkowskiego. Cztery razy z czwórką, trzy raz z trójką. Jak będzie dzisiaj? Ostatnie ruchy Michniewicza pokazują, że - niestety - selekcjoner sam nie jest przekonany co do tego, jak ma wyglądać skład i ustawienie reprezentacji. Sytuacji nie ułatwiają mu rzecz jasna urazy - zwłaszcza w środku pola (Jacka Góralskiego i Jakuba Modera), problemy lewych wahadłowych (Arkadiusza Recy i Tymoteusza Puchacza), czy nieobecność Krystiana Bielika. Niemniej - kadra co mecz wychodzi w innym ustawieniu taktycznym i personalnym. W siedmiu meczach pod wodzą Michniewicza czterokrotnie zaczynaliśmy spotkania z czwórką obrońców i trzykrotnie - z trójką. I jeśli punktowaliśmy, to tylko w ustawieniu z czterema defensorami. Co więcej - równie szybko w kadrze zmieniają się personalia, a droga z boiska na trybuny (czy nawet poza obszar powołanych) jest naprawdę krótka. Przykłady Linetty'ego, Frankowskiego, czy Klicha są tego najlepszym dowodem. Jeszcze cztery dni temu cała trójka była szykowana do gry, dziś - jest uznana za niepotrzebną. Wcześniej przekonał się o tym m.in. Puchacz, który po zmianie w przerwie meczu z Belgią (1-6) w kolejnych czerwcowych spotkaniach poszedł w odstawkę selekcjonera. To samo po blamażu z Belgią spotkało zresztą Roberta Gumnego. Gracz Augsburga resztę czerwcowego zgrupowania oglądał z trybun. Co gorsza wszystko wskazuje na to, że sztab sam do końca bił się z myślami, czy zdecydować się na trójkę czy czwórkę defensorów. Przekonania co do tego, jak powinna wyglądać wyjściowa formacja kadry - nie ma. A każda zmiana ustawienie pociąga za sobą zmianę personaliów - przy trójce obrońców pewny miejsca w składzie był Jakub Kiwior, a z przodu robi się miejsce dla drugiego napastnika - Arkadiusza Milika lub Karola Świderskiego, bądź kolejnego środkowego pomocnika (Sebastiana Szymańskiego). Przy czwórce z tyłu - szykowany na grę z lewej strony był Bartosz Bereszyński, co otwierało miejsce do składu Kędziorze lub Gumnemu. I stawiało selekcjonera przed kolejnym dylematem - czy postawić na trzech środkowych pomocników kosztem drugiego napastnika. Na usta ciśnie się wyświechtany slogan, porównujący kadrę do placu budowy. Problem w tym, że mecz z Walią jest już ostatnim prawdziwym sprawdzianem przed listopadowymi mistrzostwami świata. Z Cardiff Wojciech Górski