Selekcjonerska kadencja Czesława Michniewicza toczyła się dwoma równoległymi torami. O jej sportowym aspekcie piszemy szeroko obok. W tym miejscu eksponujemy nie mniej zajmujący wątek pozaboiskowy. Poniżej zestawienie 10 cytatów z co bardziej barwnymi wypowiedziami szefa kadry. Nie są to frazy najważniejsze, przełomowe ani wiekopomne. Interesowały nas wyłącznie takie, które mimo upływu czasu będą niezawodnie kojarzone z ich rzeczywistym autorem. Stanowią skrócony zapis jego burzliwej kadencji od strony wizerunkowej. I w zasadzie układają się w kronikę wojenną. Czesław Michniewicz zwolniony! PZPN wydał komunikat 1. "Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury. I to z troszeczkę drugiej strony, niż pan myśli. To nie ja powinienem być oskarżony, tylko pan" Wszystko jeszcze się dobrze nie zaczęło, a już stało się jasne, że Michniewicz został wypuszczony na pole minowe. Formalnie - selekcjoner. Faktycznie - saper. Od samego początku musiał rozbrajać w mediach ładunki wybuchowe, które pojawiały się obok jego nazwiska regularnie. Do pierwszej "eksplozji" doszło już na powitalnej konferencji prasowej, 31 stycznia 2022 roku. Michniewicz został przedstawiony jako szef kadry, a zaraz potem red. Szymon Jadczak z rozmachem rozwinął temat afery korupcyjnej w polskiej piłce i rzekomego udziału w niej nowo mianowanego selekcjonera. Momentalnie doszło do awantury. "Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury. I to z troszeczkę drugiej strony, niż pan myśli. To nie ja powinienem być oskarżony, tylko pan" - powiedział wtedy Michniewicz, który nigdy nie usłyszał korupcyjnych zarzutów i w świetle prawa pozostaje niewinny. Wkrótce potem zapowiedział wytoczenie Jadczakowi procesu o zniesławienie. Na polecenie/prośbę władz PZPN odłożył tę sprawę na "po mundialu". Co ciekawe, trenera reprezentował będzie mec. Piotr Kruszyński, ten sam, który bronił swego czasu "Fryzjera". 2. "Mam wielką satysfakcją, że wbrew wielu ludziom, między innymi panu i pana kolegom, udało się zbudować drużynę, która awansowała na mistrzostwa świata" To bodaj najlepiej rozpoznawalne wystąpienie Michniewicza przed telewizyjną kamerą rejestrowane "na gorąco", krótko po końcowym gwizdku. W taki sposób szef kadry wypowiedział się w rozmowie z red. Jackiem Kurowskim po zwycięskim barażu ze Szwecją. Awans do katarskiego mundialu sprawił, że puściły hamulce. Emocje wzięły górę nad przytomnością umysłu. "Pamiętam dokładnie pana pierwszą rozmowę ze mną. Mówiłem, że jestem optymistą, a pan cały czas próbował mi wmówić, że na jakiej podstawie jestem optymistą. Szukał pan różnych rzeczy, żeby ten optymizm zdjąć z mojej twarzy, a ja dalej jestem optymistą. I mam wielką satysfakcję, że wbrew wielu ludziom, między innymi panu i pana kolegom, udało się zbudować drużynę, która awansował na mistrzostwa świata" - atakował wówczas Michniewicz. Stało się wtedy jasne, że wizja świata zrodzona w głowie selekcjonera idzie w bardzo złym kierunku: jestem "ja" i jesteście "wy". Reporter TVP był szczęśliwy z powodu wywalczonego awansu do MŚ i wyraźnie nie miał nieczystych intencji. Jego pytanie o zakładany plan gry zostało jednak odebrane jak bezpardonowy atak. 3. "Oceniaj mnie sportowo, ale nie oceniaj mnie jako człowieka, bo nie masz do tego prawa. Sam leżałeś w krzakach pod redakcją, pobity przez męża i tak dalej" Tego samego dnia Michniewicz został zaproszony do Kanału Sportowego i w programie emitowanym live nadal dawał upust frustracji. Tym razem nie tylko padły nazwiska "zgredów", ale częściowo odsłonięto również kulisy nieznanych nam bliżej spraw natury obyczajowej. Gdyby selekcjoner nie został w porę przystopowany przez prowadzących audycję, być może to on broniłby się dzisiaj w procesie o zniesławienie. "Wiadomo, grupa zgredów że tak powiem - Tuzimek i ta ekipa, Kołodziejczyk, czy ten Kurowski cały, ten Stefan, mokra koszulka, spocona. Oni mnie mogą oceniać na różne sposoby. Oceniaj mnie sportowo, ale nie oceniaj mnie jako człowieka, bo nie masz do tego prawa. Sam leżałeś w krzakach pod redakcją, pobity przez męża i tak dalej" - tak dokładnie brzmiała wypowiedź szefa kadry. 4. "I co krwiopijcy? Widzę, że już robicie aferę z tego, ile razy "Lewy" w trakcie meczu podchodził do bocznej linii" Te słowa padły podczas treningu polskiej kadry, między meczami z Holandią i Walią w Lidze Narodów. Selekcjoner podszedł z własnej woli do czekających na niego dziennikarzy i odezwał się w żartobliwym tonie. Dokładnie tak też został odebrany, nikt nie poczuł się w żaden sposób urażony. Humory generalnie dopisywały, bo przecież w Rotterdamie prowadziliśmy z "Oranje" 2-0. Mimo że skończyło się remisem, występ "Biało-Czerwonych" został uznany za dobry prognostyk przed majaczącym już na horyzoncie mundialem. Ale że w każdym żarcie jest ziarno czegoś realnego, słowo "krwiopijcy" raczej nie pojawiło się tu przypadkowo. Selekcjoner miał pełną świadomość, że w przypadku pierwszego potknięcia będzie musiał stoczyć z przedstawicielami mediów ciężką batalię. Potwierdziło się to rychło tam, gdzie emocje sięgały zenitu - na Półwyspie Arabskim. Czesław Michniewicz zwolniony! Lewandowski dzwonił w tej sprawie do Kuleszy 5. "Nie zamieniam wody w wino. Choć tu może by się to przydało" To już Katar i hasło rzucone off the record. Trudno rozstrzygnąć, ile było w tej wypowiedzi humoru, a ile złośliwości. Polscy dziennikarze obsługujący mundial nie odebrali jednak tych słów sympatycznie. Zarzucili selekcjonerowi, że robi z nich "wrogów kadry, manipulantów i pijaków". Michniewicz zbagatelizował ten incydent i wydawało się, że sprawa rozeszła się po kościach, ale... w zasadzie właśnie ten moment był dla niego początkiem końca, jeśli chodzi o relacje z mediami. Od tej pory klimat wokół kadry gęstniał w tempie jednostajnie przyspieszonym. Choć na kulminację takiego stanu rzeczy trzeba było jeszcze moment zaczekać. 6. "Na nikogo się nie obrażam, ale żarty się skończyły" Ciąg dalszy wątku poprzedniego. Po zaistniałym zgrzycie selekcjoner zrozumiał, że promienny uśmiech i błyskotliwy humor już nie wystarczy, by na katarskiej ziemi utrzymać zdrowe kontakty z przedstawicielami polskich mediów. W tym momencie mogły go bronić już tylko dobre wyniki kadry. Co szalenie istotne - poparte przyjemnym dla oka stylem gry. Jak wiemy, spełniony został tylko jeden z tych warunków. "Okazało się, że nie warto żartować, więc nie będziemy żartować. Na nikogo się nie obrażam, ale żarty się skończyły" - zakomunikował szef kadry dziennikarzom, zanim jeszcze spłynęła na niego lawina krytyki za ultradefensywny futbol w wykonaniu drużyny narodowej. Były reprezentant Polski zaskakuje. Stanął w obronie Michniewicza 7. "Przecież byliście na meczu. Chyba, że przesiedzieliście w cateringu. Plecami oglądałeś czy jak? Byłeś, widziałeś. Co ja mam tutaj opowiadać? Chcesz ze mnie durnia zrobić?" Tak Michniewicz zareagował na pytanie dziennikarza o brzydki styl gry po meczy z Argentyną. To koronny dowód na to, że gra pozorów naprawdę się skończyła. Szef kadry nie silił się na dyplomację. Irytację natychmiast przekuwał na kąśliwą ripostę. A działo się to przecież tuż po awansie reprezentacji do 1/8 finału MŚ, na co czekaliśmy 36 lat. Zamiast celebracji sukcesu były tylko żółć i coraz trudniej kamuflowana agresja. To wtedy furorę zaczęła robić przekazywana poczta pantoflową informacja, jakoby selekcjoner miał wykonać screen jednego z nieprzychylnych mu artykułów, a następnie opatrzyć go mocno obraźliwym komentarzem dotyczącym autora i... przez pomyłkę wysłać do tego właśnie autora. Sprawy wyraźnie wymknęły się spod kontroli, podczas gdy wszyscy czekaliśmy już na bój o ćwierćfinał z broniącą mistrzowskiego tytułu Francją. 8. "Żaden asystent nie chodził po pokojach i nie zbierał numerów kont. Chciałbym to stanowczo powiedzieć. To jest totalna bzdura, totalne kłamstwo" Punkt krytyczny. O ile utarczki Michniewicza z dziennikarzami polskiego kibica interesowały co najwyżej średnio, o tyle wieści o gigantycznej premii, jaką rzekomo mieli otrzymać członkowie mundialowej ekipy - nieoficjalnie sięgającej 50 mln złotych - rozsierdziły nawet tych, którzy futbolem nie interesują się na co dzień. Temperaturę podgrzewały kolejne okoliczności temu towarzyszące, ujawniane niemal każdego dnia. Zgoła sensacyjnie brzmiała historia o asystencie selekcjonera, Kamilu Potrykusie, który pod osłoną nocy miał krążyć po hotelowych pokojach i zbierać od zawodników numery kont. Byle tylko przelew pieniędzy (ostatecznie niewypłaconych) obiecanych przez rząd mógł zostać zrealizowany jak najszybciej. Michniewicz od razu stanowczo zaprzeczył temu incydentowi i trzyma się tej wersji do dzisiaj. Wedle jego relacji do pokojów zaglądała osoba odpowiedzialna za kwestie administracyjne, a chodziło jedynie o przygotowanie listy porządkowej. O numerach kont nie było mowy. Czesław Michniewicz odchodzi! Nie ma wątpliwości, co przesądziło 9. "Osiągnąłem sukces i nie wygumkujecie tego. Nie wygumkujecie tego, to wam się nie uda" Kolejne starcie z red. Kurowskim. Tym razem Michniewicz gościł w studiu TVP, trzy dni po powrocie z Kataru. Zasiadł w fotelu uśmiechnięty, wydawało się, że zrelaksowany. Zaznaczył, że nie ma tematów tabu, odpowie na każde pytanie. Z każdą minutą tracił jednak rezon i stawał się coraz bardziej nerwowy. Znów czuł się bezpardonowo atakowany - jestem "ja" i jesteście "wy". Nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt nie mówi o sukcesie, a zamiast tego wszyscy pytają o 50 mln złotych i domniemany konflikt spowodowany rozbieżnymi wizjami co do podziału niebotycznej kwoty. W przypływie irytacji wytknął prowadzącemu program małomiasteczkowe pochodzenie, nazywając go "dziennikarzem ze Świecia". "Osiągnąłem sukces i nie wygumkujecie tego. Nie wygumkujecie tego, to wam się nie uda" - oznajmił w końcowej fazie rozmowy. 10. "Dzwonią znajomi i mówią, że takiego linczu, takiego poniżania, to nie było nigdy w historii polskiej piłki" To już cytat z rozmowy z Robertem Mazurkiem na antenie RMF FM. Dla Michniewicza jeden z ostatnich wywiadów w roli selekcjonera. Kilka dni wcześniej PZPN oznajmił w oficjalnym komunikacie, że nie zamierza prolongować umowy szefa kadry wygasającej 31 grudnia. Można bez wielkiego ryzyka pomyłki stwierdzić, że dla 52-letniego szkoleniowca ostatnie paręnaście dni to jeden z najtrudniejszych etapów życia. Dla jego najbliższych również, co sam podkreśla. Dokonał czegoś, co nie udało się kilkunastu jego poprzednikom. Tymczasem zamiast ogólnonarodowego wiwatu doczekał się egzekucji. W obronnym odruchu zaczął blokować dziennikarzy na Twitterze. Kiedy dostrzegł, że był to tylko kolejny strzał w stopę, sam zlikwidował konto i zniknął z popularnego medium zupełnie. "Dzwonią znajomi i mówią, że takiego linczu, takiego poniżania, to nie było nigdy w historii polskiej piłki" - stwierdził we wspomnianym wywiadzie, dogorywając na stanowisku, które dla całej rzeszy jego kolegów po fachu pozostaje tylko marzeniem. Gdyby wziąć pod lupę wszystkie zdania, jakie w ostatnich tygodniach Michniewicz wypowiadał najczęściej, najprawdopodobniej prym wiodłoby to: "To jest totalna bzdura, totalne kłamstwo". Im częściej je jednak powtarzał, tym bardziej mglisty stawał się w powszechnym odbiorze czysto sportowy aspekt jego selekcjonerskiej kadencji. Michniewicz nie stracił posady z powodu mało zadowalającego stylu gry drużyny narodowej. Na tym polu - mimo że krytyka była uzasadniona - cały czas tarczę nie do przebicia stanowił dla niego wynik. Musiał odejść wskutek nieznośnego zgiełku, który w głównej mierze sam wokół własnej osoby wykreował. Jak zostanie zapamiętany w roli szefa kadry? Najnowsza historia uczy, że nie powinien liczyć na wiele. Kronika selekcjonerskich pożegnań w XXI wieku to przede wszystkim poczet ofiar i męczenników.