- Nie jest ciekawie z naszą piłką, a obserwuję ją od kilkudziesięciu lat. Dawniej mieliśmy dobry zespół, ale nie było stadionów. Jak są wysokiej klasy obiekty, to nie ma porządnej drużyny. Są za to kibice, i to wierni narodowym barwom - powiedział 73-letni Bobowski. Warszawiak, który w charakterystycznym stroju (czerwony aksamitny płaszcz z obowiązkową koroną) wspierał zawodników na setkach światowych stadionów, wspomniał, że coraz więcej osób potrafi wspaniale zagrzewać piłkarzy do walki. - Od 1955 roku przychodzę na trybuny Legii i inne krajowe areny. Dawniej była nas garstka kibiców, na meczach czułem się jak w rodzinnym gronie, dopingowało się siedząc. Teraz więcej osób robi to bardziej aktywnie - ocenił "Bobo". Po ukończeniu kursu Bobowski przez 10 lat sędziował ponad 500 piłkarskich meczów różnych klas okręgu warszawskiego. Przez pięćdziesiąt lat widział 1100 pierwszoligowych spotkań, w tym około dziewięćset CWKS Legii i ponad 120 w ramach europejskich pucharów. - Dziewięćdziesiąt procent ludzi na stadionie pięknie dopinguje, ale w każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Mowa o kibolach, którzy potrafią zepsuć każdą imprezę - zaznaczył. Dodał, że z równowagi wyprowadza go widok, gdy na trybunach pojawiają się ludzie pod wpływem alkoholu, często porządnie pijani. - Wchodzi gość trzeźwy, a za 20 minut na nogach ustać nie może. To jest skandal! Serce pęka, gdy intonujemy hymn narodowy, a pijani nawet nie wstaną. To jest granda, z którą wymiar sprawiedliwości wciąż nie może sobie poradzić, tak jak udało się to zrobić w Anglii - powiedział Bobowski. Jak podkreślił, choć nie widzi szans na awans Polski do mistrzostw świata, to nie zamierza odpuszczać kibicowania. - W październiku wybiorę się na Wembley. Może i spotkanie z Anglią będzie meczem o pietruszkę, ale jak się jest kibicem, to na dobre i na złe. Dopingowałem Polsce w Argentynie, Hiszpanii czy Meksyku, ciesząc się ze zwycięstw, a smucąc z porażek. Dlatego do Brazylii też pojadę, jak nie z reprezentacją to... z żoną - wspomniał. Emeryt dodał, że będzie to jego dziesiąty wyjazd na mundial, a jeśli nie dane mu będzie dopingować rodaków, to chętnie obejrzy "wirtuozów futbolu z Brazylii, Argentyny, Holandii i Francji". - Czuję, że w Brazylii będzie wspaniale. Dopiero oni mogą przebić wyjątkową atmosferę, jaka panowała podczas mistrzostw świata w Argentynie w 1978 roku - zaznaczył. Spośród najmilszych wspomnień przywołał niezapomniany mecz w 1973 roku, kiedy to Polska pokonała 2-0 Anglię w Chorzowie oraz w 1957, gdy również na Śląsku wygrała 2-1 z ZSRR. Bobowski w latach młodości interesował się różnymi dyscyplinami: lekkoatletyką, żużlem, rugby, kolarstwem, koszykówką, futbolem. Trenował m.in. w szkole piłkę nożną, w wojsku biegi średnie, a w klubie CWKS Legia... boks. W piątek o godz. 20.45 "Biało-czerwoni" zagrają na Stadionie Narodowym w Warszawie z Czarnogórą, a cztery dni później z San Marino w Serravalle. Polska zajmuje obecnie czwarte miejsce w tabeli grupy H kwalifikacji. W sześciu spotkaniach wywalczyła dziewięć punktów, o dwa mniej niż Ukraina, trzy niż Anglia. Czarnogóra ma 14 punktów, ale w siedmiu występach i jest liderem. Sprawdź sytuację w grupie H! Zapraszamy na relacje NA ŻYWO z meczów Polska - Czarnogóra i San Marino - Polska Relacje z meczów dla urządzeń mobilnych