Olimpijczyk z Barcelony, były napastnik m.in. Legii i Betisu Sevilla - Wojciech Kowalczyk zniknął z anteny Polsatu Sport na przełomie roku. W styczniu trwały nawet spekulacje, że nie zobaczymy go w tym, ani żadnym innym kanale. - Prawdą jest, że Wojtek się nie stawił, zaginął, nie odbiera naszych telefonów, ale jeszcze go nie przekreślamy - powiedział nam 4 stycznia Marian Kmita, szef Polsatu Sport. - Jak się już okaże, z której gawry wyszedł, to się będziemy zastanawiać co dalej. Być może istnieją ważne powody, które uzasadniają jego nieobecność. Wojciech Kowalczyk kilka dni temu wrócił i grzechy zostały mu odpuszczone. W perspektywie najbliższego programu Cafe Furtbol (niedziela, godzi. 11 w Polsacie Sport) powiedział: "Godzina mnie martwi. Wiem, że nie ma przesunięcia czasu, ale ostatnio dużo oglądam na żywo hokeja NHL". Przy okazji meczu Irlandia - Polska "Kowal" ciekawie i ostro komentował tę porażkę: "Trappatoni na mecz towarzyski wpuścił młodych zawodników, którzy mają po dwa-trzy występy, a niektórzy debiutują. U nas Waldemar Fornalik się pogubił, bo nie dał szansy tym młodym chłopakom, tym ewentualnym następcom. Zamiast nich wchodzi Wasilewski, a przecież wiemy na co go stać. I przede wszystkim - kiedy on ostatnio zagrał na prawej obronie? Chyba w tym meczu, co mu nogę złamali w Belgii" - mówił Wojciech Kowalczyk. "Boję się, że nasz selekcjoner będzie brnął tą samą ścieżką, co Franciszek Smuda. Gramy cały czas tą samą ‘jedenastką’" - nie kryje obaw "Kowal". "Najgorzej z tego wszystkiego dla samego selekcjonera jest to, że on sam się nawet nie dowiedział, kto w razie kontuzji Piszczka może zagrać na prawej obronie. Mało tego, nie wie, jak Boenisch wygląda na lewej obronie, bo tego też nie sprawdził" - rozkłada ręce Kowalczyk. - "Można zatem powiedzieć, że sam selekcjoner zawalił i stracił ten mecz. Stracił 90 minut czegoś, co mogło mu przynieść pożytek."