Czy to są już wakacje? - zastanawiali się kibice zgromadzeni na stadionie Polonii Warszawa, obserwując grę polskiej młodzieżówki. Reprezentacja Polski U-21 zaprezentowała się bowiem fatalnie, a mecz z niżej przecież notowaną Finlandią przypominał kanikułę. A przecież to istotny etap przygotowań do eliminacji Mistrzostw Europy w tej kategorii wiekowej, które ruszą we wrześniu. Rywalami Polaków będą: Niemcy, Izrael, Bułgaria, Kosowo, Estonia. Biało-czerwoni rozpoczną walkę meczem z Kosowem. Awans z eliminacji wywalczą wszyscy zwycięzcy poszczególnych grup, czyli dziesięć drużyn. W turnieju zagrają też trzy najlepsze drużyny z drugich miejsc oraz trzy kolejne wyłonione z baraży. Na razie brak powodów do optymizmu, bo w starciu z Finami polscy piłkarze zaprezentowali się bardzo źle. Powolni, bez umiejętności tworzenia sytuacji i wychodzenia na pozycje, wyraźnie ustępowali bardziej zadziornym i skuteczniejszym Finowi. Na dodatek Polacy zawiedli przy stałych fragmentach gry. To po jednym z nich stracili gola. Sufit przebity. Zainteresowanie mundialem przeszło pojęcie Polska ruszyła na Finlandię po godzinie gry Polacy nie dawali rady rywalom szybkościowo. Gdy wydawało się, że wyjdą na drugą połowę z nastawieniem na odrobienie strat, na dzień dobry nadziali się na fińską kontrę i omal nie stracili bramki. W 58. minucie dopiero dośrodkowanie z rzutu rożnego pozwoliło stworzyć zagrożenie. Co prawda, Finowie wybili piłkę z pola karnego, ale przejął ją Arkadiusz Pyrka z Piasta Gliwice. Dobrze dośrodkował i bardzo słabo grający w tym meczu Aleksander Buksa (Standard Liege) uderzył, a piłkę próbował jeszcze skierować do siatki Filip Marchwiński z Lecha Poznań. To był jednak najlepszy okres gry Polaków, bo chwilę potem stworzyli kolejne zagrożenie. Marcel Wędrychowski z Pogoni Szczecin groźnie uderzył na bramkę. Gol jednak nie padł, a mecz szybko wrócił do poprzedniego stanu. Jedną z ostatnich szans na wyrównanie Polacy mieli w doliczonym czasie, gdy po rzucie rożnym mocno głową uderzał nawet bramkarz Kacper Tobiasz. Obok bramki jednak. Gdy już sędzia miał gwizdać koniec meczu, wpadł w pola karne Arkadiusz Pyrka i po trzech zwodach został sfaulowany. Sędzia podyktował rzut karny. Szymon Włodarczyk z Górnika Zabrze zamienił go na bramkę, a sędzia już nie wznawiał gry.