"Mecz o wszystko" - to jakże znana wśród polskich kibiców ranga spotkania. I trudno było w innych kategoriach traktować piątkowe starcie z Austrią na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. A dramaturgii temu spotkaniu dodał dodatkowo rzęsiście padający w stolicy Niemiec - jeszcze w trakcie rozgrzewki - deszcz. Niestety, tak jak jego krople, na naszych kibiców spadła wiadomość o tym, że Robert Lewandowski niestety nie będzie w stanie zagrać od pierwszej minuty. Pod jego nieobecność w ataku reprezentacji Polski zagrali Adam Buksa oraz Krzysztof Piątek. Euro 2024: mecz Polska - Austria. Fatalny początek "Biało-Czerwonych" Początkowo obaj zawodzili. Spodziewaliśmy się bowiem, że to na nich "zawieszona" będzie gra naszej kadry. I po dalekich podaniach, dzięki którym będziemy mogli ominąć pressing Austriaków, nasz duet napastników będzie w stanie utrzymać się przy piłce i rozegrać ją. Tymczasem żaden z nich nie potrafił tego zrobić. Ba, nasi piłkarze nie byli w stanie zbierać tak zwanych "drugich" piłek. Nasi rywale rozpoczęli mecz jak z nut, narzucając nam swoje warunki i dominując na murawie, a w dodatku szybko - bo już w dziewiątej minucie - strzelając gola. Wszystko rozpoczęło się od wrzutu z autu, który wykonywał Phillipp Mwene. Posłana w pole karne piłka wróciła pod jego nogi, a ten urwał się lewą flanką i dośrodkował na głowę Gernota Traunera, który pokonał Wojciecha Szczęsnego. Stracona bramka nie przebudziła Polaków, którzy notorycznie notowali straty w środku pola. Po jednej z nich groźny strzał oddał Marcel Sabitzer, ale na szczęście został zablokowany. Po chwili w końcu przyszedł czas na atak Polaków. Adam Buksa powalczył o piłkę na połowie rywala i dograł ją do Piotra Zielińskiego. Nasz dzisiejszy kapitan został zablokowany w polu karnym, sam reklamował zagranie ręką rywala, domagając się rzutu karnego, ale gwizdek sędziego milczał. "Biało-Czerwoni" złapali jednak lepszy moment. W 18. minucie Bartosz Slisz zgrał piłkę na skrzydło do Przemysława Frankowskiego. Jego podanie przeszyło pole karne, dochodząc do Nicoli Zalewskiego. Wydawało się, że to musi być gol. Ale nasz wahadłowy... nie trafił nawet w światło bramki. Krzysztof Piątek znów strzela w Berlinie. Do przerwy remis W 30. minucie w końcu nadeszło przełamanie naszego impasu, a z gola w Berlinie, jak za czasów gry w Herthcie, mógł cieszyć się Krzysztof Piątek. 28-latek w końcu zachował się jak lis pola karnego. Zebrał piłkę po zablokowanym strzale Jana Bednarka, minął Gernota Traunera i pewnym strzałem doprowadził do wyrównania. Wynik już teraz mógł więc być - biorąc pod uwagę obraz gry - zadowalający. Poprawić go mógł już w doliczonym czasie gry, tuż przed przerwą, Piotr Zieliński, lecz jego strzał z rzutu wolnego obronił Patrick Pentz. Szok tuż przed meczem, a teraz takie słowa. Chodzi o Lewandowskiego Na drugą połowę nie wyszedł - zgodnie z oczekiwaniami - Jakub Piotrowski, który zanotował kiepski występ. Zastąpił go Jakub Moder. Po zmianie stron to nasi rywale stworzyli pierwszą godną uwagi sytuację. W centrum uwagi znalazł się Stefan Posch, który po rzucie rożnym uderzył na szczęście na tyle lekko, że Wojciech Szczęsny złapał piłkę. W odpowiedzi czujność austriackiego golkipera chciał sprawdzić Piotr Zieliński. W decydującym momencie został jednak zaatakowany i powalony przez rywala. Ale sędzia Halil Umut Meler nie odgwizdał faulu, co było - delikatnie rzecz ujmując - dość kontrowersyjną decyzją. Na szczęście potem nie przeoczył faulu wprowadzonego do gry na drugą połowę Patricak Wimmera, który obejrzał żółtą kartkę za nieprzepisowe zatrzymanie Nicoli Zalewskiego. Tuż przed upływem godziny gry, sektory zajmowane przez polskich fanów ożywiły się. Na murawie zameldowali się bowiem Karol Świderski oraz... Robert Lewandowski, zmieniając dotychczasowy duet napastników. Snajper FC Barcelona stosunkowo szybko trafił do notesu arbitra, który pokazał mu żółtą kartkę za atak łokciem na głowę Philippa Lienharta podczas walki o górną piłkę. Niestety, trzy minuty po tym zdarzeniu nasz nominalny kapitan tylko patrzył z niedowierzaniem, jak Austria zdobywa drugą bramkę. Po szybkim wyprowadzeniu piłki przez naszych rywali, trafiła ona do Alexandra Prassa. Ten zagrał ją do środka w stronę Marko Arnautovicia, który przepuścił ją, myląc kompletnie nasz blok obronny. Skorzystał z tego Christoph Baumgartner, który miał już prostą drogę do zdobycia bramki i w pełni z niej skorzystał... Koszmar reprezentacji Polski w Berlinie Na tym etapie wydawało się, że Polakom potrzebny będzie po prostu piłkarski cud. A na dodatek to Austriacy byli bliżej podwyższenia prowadzenia, niż my wyrównania. Na szczęście Wojciech Szczęsny obronił strzał Patricka Wimmera. Po chwili na boisko wbiegał już Kamil Grosicki, zastępując Bartosza Slisza. To jednak nie "Turbo Grosik", a Marcel Sabitzer zademonstrował w końcówce swoje przyspieszenie - wykorzystując fatalny błąd Jana Bednarka pognał w nasze pole karne i minął wychodzącego z bramki Wojciecha Szczęsnego, który sfaulował go. Sędzia odgwizdał rzut karny, nasz golkiper obejrzał żółtą kartkę, a następnie został pokonany przez Marko Arnautovicia strzałem z 11 metrów. Austria nie zamierzała ograniczać się do trzech goli. I gdyby nie Wojciech Szczęsny, po pięknym strzale Stefana Poscha byłoby już 4:1. A po chwili piłka o centymetry minęła słupek naszej bramki. W końcowych minutach selekcjoner Michał Probierz zdecydował się na kolejną zmianę, posyłając do gry Kacpra Urbańskiego. Był to koniec meczu dla Piotra Zielińskiego. Nasi piłkarze nie stworzyli już zagrożenia. I przegrali 1:3. A to sprawia, że nasze szanse na awans do fazy pucharowej niemal już odpłynęły. I to w jakże bolesny sposób. Zaskakująca deklaracja Łukasza Piszczka. Zapytali go o reprezentację Polski *** Oto nasz raport specjalny, bądź na bieżąco: EURO 2024. Z Berlina - Tomasz Brożek