Przed meczem Polski z Albanią w ramach eliminacji do Euro 2024 w serca kibiców wdarła się nuta niepewności co do zasadności wyboru lokalizacji pojedynku. Okazało się bowiem, że Stadion Narodowy, na którym zaplanowano spotkanie, nie otrzymał pozytywnej rekomendacji od Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Zalecano, by imprezę zorganizować na innym obiekcie ze względu na nieostateczne ukończenie naprawy usterki dachu. W każdym razie po konsultacjach warszawski ratusz wydał decyzję, na mocy której mecz Polska - Albania mógł zostać przeprowadzony na PGE Narodowym. "Mamy pewność, że na stadionie jest bezpiecznie, dopełniliśmy wszelkich formalności, aby tak było" - tłumaczyła wcześniej rzeczniczka prasowa PL.2012+, operatora stadionu, Małgorzata Bajer. W poniedziałkowy wieczór na obiekcie pojawiło się ponad 56 tysięcy fanów. Nie wszyscy mieli jednak możliwość, by obejrzeć mecz od pierwszej minuty. Rewolucja w reprezentacji Polski. Lewandowski i Szczęsny zapowiadają zmiany. Proces już trwa Paraliż przed meczem Polska - Albania. Kibice stłoczeni w "wąskim gardle". Ochrona... "sama w szoku" Kibice, którzy na godzinę przed rozpoczęciem spotkania próbowali dostać się na Stadion Narodowy przez bramę nr 11, natrafili na nie lada problemy. Ustawienie barierek i ogrodzeń niejako wymusiło na kilkusetosobowej grupie stłoczenie się w tzw. "wąskim gardle". W pewnym momencie sprawy przybrały poważny obrót. Ściśnięci ludzie nie byli w stanie ruszyć się w żadną ze stron, a z tyłu napierały następne masy docierających pod obiekt ludzi. Wiele osób miało kłopot wręcz ze złapaniem oddechu. Wśród tłumu sporo było kilkuletnich dzieci, których rodzice starali się podsadzić je na swoje barki, by uniknąć staranowania przez pozostałych. "Zróbcie coś! Przecież tu się można podusić!", "Otwórzcie bramy!", "Uwaga! Tu są dzieci!", "Traktujecie nas jak jakieś bydło" - wykrzykiwali fani w kierunku ochroniarzy. Jednak ci nie reagowali. "Sama nie wiem, co tu się dzieje. Jestem w szoku" - usłyszeliśmy od jednej z pracownic ochrony. Zator udało się rozładować po kilkudziesięciu minutach, już po rozpoczęciu meczu. Kibice nie kryli rozgoryczenia, a nawet wściekłości. "Jestem na Narodowym już na którejs imprezie. Byłem na kilku koncertach, ale czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem. Tyle pieniędzy wydane na bilety, a tu organizacyjny dramat, przecież mogło dojść do tragedii" - denerwował się jeden z fanów. Do pewnego incydentu doszło również podczas samego spotkania. Po tym, jak Albańczycy (w sile 3 tysięcy osób) odpalili na trybunie środki pirotechniczne, do akcji wkroczyli stewardzi. Chcieli wyprowadzić ze stadionu jednego z fanów, który wcześniej trzymał racę. To spotkało się z protestem ze strony pozostałych kibiców. Zatarg został jednak zduszony w zarodku, a do końca pojedynku było już spokojnie. Natomiast niesmak wcześniejszymi wydarzeniami sprzed Narodowego pozostał... Co z dopingiem na Narodowym? Garstka Albańczyków przekrzykiwała Polaków