Jakub Błaszczykowski to człowiek, od którego trzeci już z rzędu selekcjoner zaczyna ustalanie składu. Leo Beenhakker z powodu kontuzji odesłał go do domu tuż przed rozpoczęciem Euro 2008, ale w eliminacjach do tego turnieju, czy późniejszych, do MŚ w RPA zrobił z niego filar kadry. Gdy pojawiały się problemy z grą w Borussii, Franz Smuda twardo twierdził: - Kuba u mnie będzie grał, choć w klubie nie wąchał boiska. Dla niego zrobię wyjątek, bo to taki talent i profesjonalista pełną gębą. Także dla Waldemara Fornalika nie było wątpliwości, kto ma być dowódcą "Biało-czerwonych". Pozostawił opaskę kapitańską na ręce Kuby, choć wielu selekcjonerowi ciosało kołki na głowie właśnie za to, że "zostawił stary, przegrany na Euro 2012 układ". Tymczasem prawda jest taka - takiego skrzydłowego, jakim jest Kuba dawno nie mieliśmy i mieć nie będziemy. Nic dziwnego, że począwszy od towarzyskiej potyczki z Ukrainą w sierpniu 2008 r. Błaszczykowski rozegrał z Białym Orłem na piersi 43 na 44 mecze (licząc tylko te, w których występowaliśmy pierwszym składem). Z powodu drobnego urazu opuścił tylko starcie z Kanadą (rozegrane 18 listopada 2009 r.). I zawsze był jednym z najlepszych na boisku. Nie tylko w mojej opinii, ale też według Waszych ocen, jakie wystawiacie piłkarzom ligowym i reprezentacji Polski po każdym spotkaniu. Przy okazji kontuzji Kuby, na 17 dni przed wyborami w PZPN-ie, warto uzmysłowić sobie kilka faktów. Jak to jest, że 36-milionowa nacja, dla której piłka nożna jest sportem narodowym, nie jest w stanie wyszkolić drugiego skrzydłowego, który poziomem zbliżyłby się chociaż do Błaszczykowskiego? Nie ma nic, czarna dziura, a jeśli są, to szybkonodzy jeźdźcy bez głowy. Zobacz wykres formy Kuby sporządzony według Waszych not W tym miejscu warto rozwiać pewien mit. Trener i szef szkolenia w PZPN-ie Jerzy Engel lubi machać sztandarem z napisem "polska myśl szkoleniowa" podkreślając, że Kuba i reszta polskiego tria w Borussii Dortmund to właśnie efekt naszego rodzimego szkolenia. W tym sensie, że "Błaszczu" uczył się kopać piłkę nad Wisłą jest to prawda, ale więcej niż jakikolwiek polski system nauczyły go truskolaskie podwórko i wujek Jerzy Brzęczek. Zanim PZPN-owska selekcja wyłowiła Jakuba do młodzieżowej choćby reprezentacji, młody blondyn zrobił furorę w Wiśle Kraków, do której trafił dzięki telefonowi wujka do przyjaciela z boiska Grzegorza Mielcarskiego - ówczesnego dyrektora sportowego "Białej Gwiazdy", a także dzięki trenerskiej intuicji Wernera Liczki, który zdecydował się zabrać na zagraniczny obóz czwartoligowca bez jakichkolwiek testów. O przygodach Kuby w przecieraniu szlaków do dużej piłki, powinni pamiętać ci, którzy pchają się na prezesa PZPN-u, by sankcjonować odgórnie błogosławione lenistwo, trwanie, tudzież kręcenie. Waldemar Fornalik na owoce poprawionego szkolenia nie może czekać. On musi wymyślić rozwiązanie tu i teraz. Sugerować selekcjonerowi nic nie trzeba. On ma głowę na karku. Autor: Michał Białoński