Nie bez feralnych przygód obyła się podróż reprezentacji Polski na mecz z Wyspami Owczymi. Polacy już w środę mieli problem z tym, by bezpiecznie przylecieć na miejsce. Lot ostatecznie przełożono na wcześniejszą godzinę, dzięki czemu bezpieczne lądowanie było w ogóle możliwe. Polska kadra miała opuścić wyspę Vagar dzień po meczu, w piątek w godzinach popołudniowych. Co ciekawe, selekcjoner Michał Probierz wolał odlatywać z rana (wówczas loty z Vagar odchodziły bez problemów), ale jeszcze Fernando Santos zaplanował drużynie poranny trening na Wyspach Owczych. Godziny lotu z przewoźnikiem nie udało już się zmienić. Jest ratunek dla reprezentacji Polski. Skorzystali nie tylko piłkarze Polacy opuścili Wyspy Owcze i wylądowali w Warszawie Ale kadra i tak nie mogła odlecieć w pierwotnym terminie. Nad Wyspami Owczymi rozszalał się huraganowy wiatr, dobijający nawet do 90 km/h. Odwoływane zostały kolejne loty, w tym ten, którym miała podróżować reprezentacja. Polacy zmuszeni byli spędzić na Wyspach jeszcze jedną noc. Kolejną próbę odlotu podjęli w sobotę o godzinie 10.30 polskiego czasu. Ta okazała się skuteczna, bowiem o 14.30 "Biało-Czerwoni" wylądowali na lotnisku Chopina w Warszawie. Razem z kadrą podróżowało też dziesięciu kibiców, których loty zostały wczoraj odwołane. Zgodę na ich podróż wyraził prezes Kulesza. Tuż przed reprezentacją Polski z lotniska Vagar odlecieli także piłkarze Wysp Owczych. Kadra Farerów zagra w niedzielę spotkanie eliminacyjne z Czechami w Pilźnie. Z Warszawy Wojciech Górski, Interia