Maor Melikson to prosty i uczciwy chłopak. Obecnej sytuacji jednak mu nie zazdroszczę. Jest pewnie potwornie rozdarty wewnętrznie: grać dla swej macierzy, czy dla ojczyzny mamy Rebeki. Serce podpowiada mu pewnie "Izrael", ale rozum doradza Polskę. I nie tylko dlatego, że z Izraelem nie przyjechałby na Euro 2012. Grając na nowych stadionach, przy niesamowicie głośnym dopingu, zwłaszcza takim, jak ten na Wiśle, Maor widzi przewagę Polski - to serce Europy, a nie Azja przez UEFA doszyta tylko do Starego Kontynentu; u nas piłką żyją nawet premier i marszałek Sejmu, a w Izraelu futbol nie jest nawet sportem narodowym i z pewnością nie cieszy się tak wielką popularnością jak u nas. Jeśli wiślak powie Smudzie i Polsce "tak", na Euro 2012 może się okazać, że niemal połowę wyjściowej "jedenastki" naszej kadry stanowić będą piłkarze wyszkoleni poza granicami naszego kraju! Sebastian Boenisch, Damien Perquis, a także Ludowik Obraniak są pewniakami do podstawowego składu. Eugen Polanski, Adam Matuszczyk mają na to mniejsze szanse i czeka ich raczej rola rezerwowych. Czy Maor Melikson może wzmocnić Orłów? Jeśli będzie się rozwijał w takim tempie, to z pewnością może wygrać rywalizację o miejsce z Adrianem Mierzejewskim. Musimy sobie tylko uświadomić, że nawet Melikson nie zbawi polskiej kadry, tak jak najlepszy piłkarz świata Lionel Messi nie jest w stanie poprowadzić Argentyny do żadnego sukcesu. By w piłce wygrywać, trzeba mieć silny cały zespół, a nie tylko poszczególne jego ogniwa. Pewne jest jedno: mając w zanadrzu Meliksona, Franciszek Smuda będzie miał zwiększone pole manewru. Tylko tyle i aż tyle. Franz Smuda nie chce się głośno do tego przyznać, ale robi wszystko, aby za wszelką cenę poprawić potencjał naszej piłki, w której szkolenie kuleje od dawna. To przecież nie przypadek, że przybysz z Beer Szewy jest najlepszym pomocnikiem T-Mobile Ekstraklasy i do pięt nie dorasta mu żaden wyszkolony nad Wisłą piłkarz. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=2138505">Dyskutuj z autorem na jego blogu</a>