Paris Saint-Germain przed przyjazdem na zgrupowanie reprezentacji Polski dało kategoryczny zakaz wypowiedzi na temat swej sytuacji w klubie Grzegorzowi Krychowiakowi. Paryżanie mieli nawet przesłać oficjalną prośbę do PZPN w tej sprawie. Mało gry i żadnych wypowiedzi Chociaż piłkarz z powodu kontuzji opuszcza kadrę i wraca do Francji, ta wiadomość wywołała w Polsce spore poruszenie. Krychowiak od momentu przyjścia w lipcu do Paryża, w lidze zagrał w zaledwie 11 meczach, z czego tylko w pięciu przez pełne 90 minut. Na kadrze byłaby okazja zapytać go o to, jak radzi sobie z trudną sytuacją, ale klub zakneblował mu usta. Żadnych wypowiedzi na temat Paryża, nawet pozytywnych. Tak ostrą reakcję PSG miała zaognić rzekoma szarpanina Krychowiaka z kolegą z drużyny - Presnelem Kimpembe po ligowym meczu z Olympique Lyon (2-1). Nie tłumaczy to jednak paryżan, których działania uderzają w ogólnie pojętą wolność słowa. Takie praktyki w zachodnich klubach to jednak coraz częściej norma. - To jest swoista cenzura nazywana niekiedy działalnością Public Relations albo polityką medialną. Podpisujesz lukratywny kontrakt i w jego ramach masz obowiązek dbania o pozytywny wizerunek klubu. Zawodnik traktowany jest w sumie jak "żywy towar" i dotyczy to niestety także takich wielkich firm, jak Paris Saint-Germain - przyznaje prof. Stefan Bielański. W Polsce relacje z piłkarzami prowadzone są na dużo swobodniejszych zasadach. W większości zachodnich klubów, i nie dotyczy to tylko najwyższej klasy rozgrywkowej, te kontakty są znacznie trudniejsze. Często to sztuczne i dokładnie wcześniej zaplanowane konwersacje. - Nie ma wolności słowa w klubach na Zachodzie (śmiech). Większość zawodników z czołówki, od Messiego zaczynając, rozmawia bardzo "gładko". Tam nikt normalnie się nie wypowiada. Wszystko jest zawsze ustalone, a piłkarz przygotowany przez specjalistów od PR. Albo jest wspaniale, znakomicie, albo w ogóle nie ma rozmowy. W żadnym zachodnim klubie nie ma czegoś takiego, żeby zawodnik swobodnie rozmawiał z dziennikarzem - tłumaczy prof. Bielański. - W Polsce mamy inną sytuację. Piłkarze i dziennikarze są przyzwyczajeni, że mogą sobie rozmawiać na wszystkie tematy. Prowadzą czasami taką samodzielną politykę informacyjną. Na Zachodzie to zależy też od wielkości klubu. W tych mniejszych jest rzecznik, jakichś kilku dziennikarzy, wszyscy się dobrze znają i to jest inna sytuacja. Paryż natomiast to metropolia. Oni mają do czynienia z piłkarzami, których zatrudnili za grube miliony euro. Są jeszcze teraz w kryzysie, dostali "lanie" od Barcelony i nie jest to ich najlepszy moment. To też trzeba mieć na uwadze. Ich zachowanie nie jest jednak jakieś nieprawidłowe - przyznaje. Polskie realia i... wpadki piłkarzy. Cenzura jest potrzebna? Swoboda wypowiedzi zawodników na pewno jest bardziej doceniana przez dziennikarzy, ale kluby czasami mocno cierpią z tego powodu. Piłkarze lubią wykorzystywać siłę mediów, w ten sposób manipulując na przykład prowadzonymi z drużyną negocjacjami. - Piłkarze u nas potrafią wprost powiedzieć: "Jak mi nie dacie podwyżki, to pójdę do mediów". Mają też zaprzyjaźnionych dziennikarzy. Za coś takiego w klubie zachodnim od razu byłaby surowa kara - twierdzi prof. Bielański. Co powinny zrobić kluby, żeby uniknąć takich sytuacji? - W Polsce przydałyby się porządne szkolenia medialne dla piłkarzy, żeby wiedzieli, co i jak powinni powiedzieć. Często polscy zawodnicy potrafią - nawet nieświadomie - zaszkodzić pracodawcy. Na przykład ujawnić pewne dane handlowe, o transferach, z kim negocjują; i to powinno być ukrócone - uważa ekspert. - W gruncie rzeczy ta znaczącą swoboda, to bardzo dobra sprawa dla samych piłkarzy i ich menedżerów, którzy mogą w ten sposób prowadzić własną grę tak z klubami, jak i z samymi mediami. Te rzeczy powinny być jakoś uregulowane, ale przy założeniu, że piłkarz jest także obywatelem i może wypowiadać się na różne tematy, uwzględniając jednak - w odniesieniu do spraw czysto piłkarskich - lojalność wobec pracodawcy i dbanie o pozytywny wizerunek klubu i reprezentacji - przyznaje prof. Bielański. W polskiej lidze pewne zachowania piłkarzy nie wzbudzają aż takich sensacji, jak na przykład na Zachodzie. Tam zawodnicy muszą bacznie pilnować się na każdym kroku, nie tylko w trakcie meczów. - Proszę zwrócić uwagę, że telewizje włoska, francuska itd. bardzo szczegółowo odnotowują, jak zawodnik, który jest zmieniany np. nie chce podać ręki trenerowi, albo idzie do szatni. Od razu się z tego robi wielki skandal. Kto u nas tak szczegółowo o tym pisze? Zezłościł się, to się zezłościł. Tam to jest traktowane jako element naruszania wizerunku. Wystarczy, że powie źle jedno zdanie i to nawet nie na temat klubu, ale np. o kobietach, mniejszościach narodowych, robi się wielka afera - tłumaczy prof. Bielański. Podejście w Polsce, jak i na Zachodzie ma swoje plusy i minusy. U nas jest większa swoboda, ale często bywa źle wykorzystywana przez piłkarzy. Na Zachodzie zapędzają się natomiast kluby, które traktują zawodnika, jak zwykłego pionka na szachownicy. Dostałeś dobry kontrakt, więc nie masz prawa powiedzieć na klub złego słowa. Które rozwiązanie jest lepsze? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Grunt to zachować zdrowy rozsądek. Adrianna Kmak