Jan Mazurek, Interia: Październikowe zgrupowanie kończycie przegraną 1:3 z Portugalią i remisem 3:3 z Chorwacją. Jesteś rozczarowany czy zadowolony? Jakub Kiwior, stoper reprezentacji Polski i Arsenalu: - Nie było łatwo. Graliśmy z topowymi przeciwnikami. Stylem gry na pewno od nich nie odstajemy. Nie boimy się ich. Myślę, że było widać, że jesteśmy pewni siebie, swoich umiejętności. Tego, że nie zamierzamy się położyć. Że chcemy wygrać. Wydaje mi się, że możemy być zadowoleni, zgrupowanie na plus. Szkoda tylko, że nie udało się zdobyć więcej punktów, jeden to trochę za mało. Jak jest z tym strachem? Michał Probierz mówi, że Polska jeszcze uczy się grać z potęgami. Dla Portugalii byliście tłem. Z Chorwacją po trzydziestu minutach gry było 1:3... - Pokazaliśmy serce. I się podnieśliśmy. Z czego to wynikało? - Bo mamy w sobie jako drużyna coraz więcej pewności siebie. Zawodników, którzy nie boją się odpowiedzialności. Potrafią wziąć ciężar gry na swoje barki, ciągnąć do przodu, stwarzać sytuacje, zdobywać bramki. Trzeba to docenić, bo wcale nie tak łatwo wyciągnąć od 1:3 do 3:3. Od Ligi Narodów w 2022 roku grasz w niemal wszystkich meczów reprezentacji Polski. Problem w tym, że defensywa Biało-Czerwonych za kadencji Michała Probierza przecieka: w 12 na 15 spotkaniach traciliście gole. - Bierz pod uwagę, że graliśmy z europejską czołówką: z Ukrainą i Turcją przed Euro, na mistrzostwach Europy z Holandią, Austrią i Francją, w Lidze Narodów mamy Portugalczyków, Chorwatów, Szkotów. Nie da się wszystkich meczów grać na zero. Pracujemy, zgrywamy się, dążymy do tego, żeby zaczęło wyglądać to lepiej, szczelniej. Dlaczego tym razem tak się to posypało między 19. a 26. minutą, kiedy przyglądaliście się, jak gole ładują Sosa, Sucić i Baturina? - Za gola Sosy odpowiadać nie możemy. Wiadomo, strzał życia. Ale potem się posypało. W kilka minut popełniliśmy błędy, wpadliśmy w dołek, słabszy moment, Chorwaci dość bezlitośnie to wykorzystali. Musieliśmy się z tego podnieść, ruszyliśmy na nich, do bramki trafili Zalewski i Szymański. Kiedy Dominik Livaković dostał czerwoną kartkę, pomyślałem, że to idealny moment, żeby strzelić na 4:3, wygrać na Narodowym. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy przewagi. Pojawił się przez chwilę niedosyt, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności: dobrze, że wyciągnęliśmy chociaż remis. To wygrany remis? - Trochę źle to brzmi, czy to remis wygrany, czy przegrany, dla mnie remis to po prostu remis. Jakbyśmy strzelili na 4:3, to byłoby dużo lepiej. To najbardziej ofensywna, odkąd w niej jesteś? - Wydaje mi się, że tak. Pojawiają się pretensje, że dużo bramek tracimy. Ale przecież też jednocześnie dużo goli strzelamy. Jak oceniasz współpracę z selekcjonerem Michałem Probierzem? - Bardzo pozytywnie. Selekcjoner jest nas blisko. Ma z nami dobry kontakt. Trafia do nas z przekazem. Chce, żebyśmy grali odważnie, piłką, narzucali rywalom inicjatywę, chyba to widać. Mam wrażenie, że sprawy idą w dobrym kierunku. Ostatnio pojawia się dużo krytycznych głosów wokół atmosfery na Stadionie Narodowym. Z Chorwacją wyglądało to lepiej, bo trybuny poniósł was zryw. Jak się na to zapatrujesz? - Fajnie, że kibice powoli się budzą, zaczynają reagować bardziej żywiołowo. Pomaga nam to. Każda reakcja po udanym zagraniu potrafi ponieść. Lepiej się gra, gdy trybuny żyją. Wracasz po zgrupowaniu do Arsenalu. Myślisz, że Mikel Arteta częściej będzie wystawiał cię w pierwszym składzie? - Liczę na to, bardzo, wszystko zależy od trenera Artety. Ostatnio zagrałem z PSG w Lidze Mistrzów, dostałem też szanse w Premier League, ale mam dużą konkurencję, trudno się przebić, choć staram się, robię wszystko, żeby wyszarpać jak najwięcej minut. ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK