Gospodarze teoretycznie mają jeszcze szanse na awans, ale musieliby nie tylko wygrać z Polską i zaległy mecz z Kazachstanem, ale liczyć także na zwycięstwo Finlandii w wyjazdowym spotkaniu z Portugalią. Wtedy Serbia, Finlandia i Portugalia miałyby po 26 punktów, a z małej tabelki najlepsi byliby podopieczni Javiera Clemente. "Trochę zaskakuje mnie, jak w swoich piłkarzy nie wierzą kibice. W mediach cisza o reprezentacji, jakby w ogóle się już nie liczyła. W Polsce w porównaniu z Serbią było po prostu szaleństwo, czuliśmy presję niezależnie od tego, czy wygrywaliśmy czy nie. W Belgradzie, jakby w ogóle się piłką nie interesowali. Nawet w szatni koledzy za bardzo się nie dopytywali o atmosferę w polskiej kadrze" - powiedział Bronowicki, cytowany przez "Rzeczpospolitą". Przed meczem w Chorzowie pojawiły się głosy, że Serbowie zapłacą Belgom milion euro za zwycięstwo nad Polską. "Dopytywali się, co by było, gdyby dodatkowo zmobilizowali naszych rywali. Jestem w stanie uwierzyć, że złożyli taką propozycję Belgom, bo to taki naród, taką mają mentalność. Zresztą zanim wyjechałem z Serbii na zgrupowanie we Wronkach, wśród moich klubowych kolegów panowało przekonanie, że to my zapłacimy Belgom za to, żeby przegrali. Jakby nie rozumieli, że jesteśmy w stanie wygrać w Chorzowie tylko dlatego, że gramy dla reprezentacji Polski" - stwierdził obrońca Crveny Zvezdy. Czy jego znajomość Serbów stara się wykorzystać selekcjoner Leo Beenhakker? "Serbowie grają przecież głównie w klubach zagranicznych, więc trener na pewno wie o nich więcej niż ja. Mogłem jedynie powiedzieć, w jakiej dyspozycji znajduje się Ognjen Koroman, mój klubowy kolega, ale też nie sądzę, żeby było to specjalnie odkrywcze. Beenhakker zawsze każe nam się koncentrować przede wszystkim na sobie i tak samo podchodzimy do spotkania z Serbią" - powiedział Bronowicki.