INTERIA.PL: Jak Ci się podoba hiszpański pomysł budowania silnego klubu, jaki zastosowano w Legii? Zarówno dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak, jak i trener Jan Urban prezentują hiszpańską szkołę piłkarską. Kazik Staszewski, lider "Kultu" i "Kazika na Żywo": Ja dokładnie nie wiem, jak to jest w Hiszpanii. Wiem, że Real Madryt osiągnął taką pozycję ostatnimi laty, takie sukcesy niestety, dzięki metodom - co tu dużo gadać, w dużej mierze korupcyjnym. Po prostu król im umorzył 200 mln euro długu, które byli mieli zapłacić. Ale gdzie nam się tu mierzyć z Hiszpanią?! Tam były klubu od początku, od lat 60. bardzo mocno ustawione, inwestował w nie duży biznes. Ja bym się tu bardziej porównywał z Rosją, Ukrainą, czy nawet Czechami, gdzie można było stworzyć drużyny, które walczą w Lidze Mistrzów i istnieją na arenie międzynarodowej. Pamiętam, że startowaliśmy z Rosenborgiem. Byłem na meczu, w którym Legia pokonała go 3:1. Ten Rosenborg stał się europejskim średniakiem, który cały czas - z mniejszymi, lub większymi przerwami - pokazuje się w Lidze Mistrzów. A my? A my się wleczemy. No co tu nie ma kapitału?! Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego taki syf się tutaj generuje. Chciałbym, żebyśmy doszlusowali - nie mówię tutaj o gospodarce - do takiego modelu inwestowania w sport, jaki jest chociażby na Ukrainie. Cztery lata temu w wywiadzie dla "Życia Warszawy" powiedziałeś, że po raz pierwszy zapomniałeś, że gra Polska, że jej ówczesny trener Zbigniew Boniek "zdruzgotał" Twoje zainteresowanie reprezentacją. Czy teraz, w erze sukcesów Leo Beenhakkera zmieniłeś stanowisko? - Naturalnie, że tak. Jak coś się dzieje pozytywnego, to czemu nie. Powróciłem do roli kibica reprezentacji z najwyższą chęcią. Nie dziwi Cię ciągle mocny chór krytyków Beenhakkera? Na przykład członek zarządu PZPN-u Grzegorz Lato pokazałby drzwi Holendrowi, gdyby ten przyszedł do niego po nowy kontrakt. To chyba typowo polskie - podkładanie nóg temu, komu się coś udaje. - Jest powiedzenie "Schaden freunde" z niemieckiego , czyli radość z tego, że ktoś ponosi porażkę. To powinno być polskie sformułowanie. To charakterystyczne u nas - jak ktoś ma duży dom, to jego rodak nie chce mieć takiego samego, tylko chce, żeby ten dom spłonął. Grzegorz Lato rozmienia swoją sławę na drobne. Był świetnym piłkarzem, natomiast senatorem okazał się żadnym, trenerem okazał się żadnym. Gdzie taki ktoś może Beenhakkerowi w ogóle coś takiego opowiadać. Nie przesądzam, czy awansujemy do mistrzostw Europy, czy nie. Mam nadzieję, że tak. Wszystko na to wskazuje, że awansujemy. Z chłopaków, którzy grają w bardzo nieciekawych klubach na zachodzie i w tej bardzo słabej lidze polskiej, Leo stworzył drużynę, która jest jedną z ładniej i lepiej grających w Europie. Taki "obsrajtuch" jak Lato, to nie powinien w ogóle głosu zabierać. Jestem pełen podziwu dla Michała Listkiewicza, bo to jest kozactwo taką zadymę przetrwać. Mam nadzieję, że ze wszystkich złych opcji Grzegorz Lato go nie zastąpi. Na Legii obowiązuje utwór "Sen o Warszawie" Czesława Niemena. Czy Twoim marzeniem jest, aby kiedyś, gdy Legia będzie już poukładana, żeby brzmiał hymn Twego autorstwa? - Zgłaszali się do mnie parokrotnie przedstawiciele trybuny odkrytej, żebym napisał hymn dla Legii, ale odmawiałem, uważając, że takie hymny powinny być adoptowane spontanicznie przez lud z piosenek już obecnych. Zatem napisanie hymnu nie jest moim marzeniem. Chciałbym, żeby na Łazienkowską wróciła atmosfera, jaka już tam bywała, a już czyj będzie hymn brzmiał, to jest mi ganz egal. Rozmawiał: Michał Białoński,INTERIA.PL PS. A w materiale wideo Kazik nauczy Cię, jak się wymawia nazwisko Beenhakker.