- Kuba Piotrowski nie miał chyba jeszcze piłki - powiedział do mnie w 8. minucie meczu siedzący obok na trybunie prasowej Łukasz Gikiewicz. Z ciekawości zerknąłem w statystyki. Piotrowski miał wówczas na koncie 1 próbę podania. Udaną. Przez ten czas nikt w naszej połowie nie wykonał ich więcej. Dominacja Austriaków Przemysław Frankowski? 0 celnych podań, 0 prób. Zieliński? 1 celne, na 2 próby. Zalewski? 1 celne z 4 prób. Slisz i Buksa, tak jak Frankowski, bez żadnej próby podania. Piątek - jedno podanie, ale niecelne. W tym momencie podniosłem głowę znad ekranu, bo Austriacy mieli aut w okolicach naszego pola karnego. A kilkanaście sekund później zdobyli bramkę na 1-0. Na początku spotkania byliśmy totalnie zdominowali. Spodziewaliśmy się intensywnej, ostrej gry Austriaków, ich wysokiego pressingu i niespożytej energii. Ale zupełnie nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć. Po kwadransie raz jeszcze zerknąłem w statystyki podań. "Biało-Czerwoni" przez pierwsze 15 minut wykonali dokładnie jedno celne podanie w tercji przeciwnika. Austriacy w naszej - aż 38. To była prawdziwa dominacja. Lepszy kwadrans zwieńczony golem Ale później nasi piłkarze powoli zaczęli otrząsać się z intensywnej gry przeciwnika. Nagle w doskonałej sytuacji znalazł się Nicola Zalewski i mając do wyboru wszystkie możliwości huknął ponad poprzeczką. Lecz dla "Biało-Czerwonych" był to sygnał do ataku. Od tamtej pory piłkarze Michała Probierza zaczęli atakować śmielej, a mecz przestał być jednostronny. Trzeba jednak przyznać, że na początku spotkania mocno narzekaliśmy na współpracę napastników - Buksy z Piątkiem - z resztą drużyny. Obaj nie potrafili utrzymać się przy piłce i żaden z nich nie schodził niżej do rozegrania. Zwłaszcza w przypadku Piątka można było odnieść wrażenie, że to piłkarz, z którego pożytek jest można mieć dopiero, gdy dostarczymy mu piłkę w polu karnym. Na szczęście udało nam się dostarczyć mu piłkę tam, gdzie jest najgroźniejszy. Zalewski doskonale wyłożył ją Bednarkowi, który uderzył prosto w obrońcę, ale Piątek był tam gdzie powinien. W swoim stylu dopadł do piłki, krótkim zwodem minął obrońcę i skierował ją do bramki. To była typowa bramka Krzysztofa Piątka! Zobacz też: Grupa Polski na Euro 2024: wyniki, terminarz, tabela Wejście Lewandowskiego i ciosy Austriaków W dalszej części spotkania gra stała się bardziej chaotyczna, a mecz wyrównany. Co najważniejsze, choć Austriacy wciąż potrafili stwarzać sobie sytuacje, my także odgryzaliśmy się, jak umieliśmy. Rywala udało wybić się z rytmu i przez najbliższe pół godziny trudno było wskazać przeważający zespół. Aż po godzinie gry cały stadion zagrzmiał, gdy z ławki rezerwowych podniósł się Robert Lewandowski. Trener Probierz zdecydował się na zmianę napastników. "Lewy" i Karol Świderski zastąpili Buksę i Piątka. Nie na taki scenariusz po wejściu kapitana liczyli jednak "Biało-Czerwoni". Gole zaczęły padać, ale nie do tej bramki, co miały. Najpierw Christoph Baumgartner zachował zimną krew w pojedynku ze Szczęsnym, później zagapił się Bednarek, dając się wyprzedzić Sabitzerowi. Szczęsny ratował się faulem, a karnego wykorzystał Arnautović. Zrobiło się 3:1 i losy awansu oddaliły się bardzo daleko. W tym momencie Polacy wylądowali już na łopatkach. Za chwilę Szczęsny musiał ratować nas widowiskową paradą, a w kolejnej akcji rywal nie trafił już do pustej bramki. *** Oto nasz raport specjalny, bądź na bieżąco: EURO 2024. Z Berlina Wojciech Górski, Interia