Można tylko domniemywać, że właśnie dlatego sfrustrowany brakiem możliwości realnej rywalizacji na tej pozycji Łukasz Fabiański podjął decyzję o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. Portugalczyk a priori przyjął, że broni Szczęsny, choćby nie wiem co. Wszyscy byli zaskoczeni niespodziewaną decyzją, bo Fabiański to bardzo grzeczny i ułożony człowiek, jeden z najskromniejszych od lat w kadrze. Nigdy o nic nie prosił, o nic się nie upominał. Ewentualnie przepraszał. Jak po pamiętnych rzutach karnych z Portugalią we Francji. Ze łzami w oczach i trzęsącą się brodą ubolewał, że nie był w stanie zatrzymać Cristiano Ronaldo i spółki. I nie awansowaliśmy do półfinału Euro. Wzruszył tym publiczność, bo trudno sobie przypomnieć bardziej zdruzgotanego po porażce reprezentanta Polski. Generalnie porażki spływają po nich jak po kaczce. Fabiański prawdopodobnie odpuścił kadrę nie dlatego, że nie nadążał, obniżył loty, ale dlatego, że nie czuł się numerem dwa pod względem czysto sportowym. Ma już 36 lat i nie chce mu się siedzieć na ławce rezerwowych, zwłaszcza jeśli uważa, że zasługuje na grę. Dopuszczenie do takiej decyzji tak doświadczonego, znaczącego i wciąż bardzo dobrego zawodnika w trakcie walki o awans na mundial, jest ewidentnym błędem selekcjonera. Powinien tak to rozegrać taktycznie, aby każdy wartościowy gracz, nawet rezerwowy, czuł się w miarę komfortowo. Trenerem mającym tę umiejętność, jest rodak Sousy Jose Mourinho. Sousa Fabiańskiego jednak zbagatelizował, bo Szczęsny wydawał się mocny, a poza tym są jeszcze solidni Skorupski, Drągowski, a nawet młody Majecki. Całość tekstu przeczytasz na Polsatsport.pl - kliknij TUTAJ! Cezary Kowalski, Polsat Sport