Kiedy słuchałem wypowiedzi piłkarzy po meczu z Mołdawią, przypomniał mi się żart. Abstrakcyjny, nie wszystkich musi bawić. Szedł mniej więcej tak: "Andrzej od dawna miał psa - jamnika. Żyli spokojnie, aż do czasu, gdy pewnego dnia jamnik wypalił: - Andrzej! Wystaw mnie w wyścigach psów! Dam radę! Zobaczysz, będziemy bogaci! Andrzej, wezmę udział w wyścigach - szczekał z entuzjazmem. - Ty? W wyścigach? - zdziwił się Andrzej. - Przecież ty nigdy nie biegałeś. - Andrzej, wiem, co robię! Stary, dam radę! Będziemy bogaci! Sprzedaj dom, obstaw wszystkie pieniądze, wygramy, będziemy bogaci! - naciskał jamnik. Andrzej nie był przekonany, ale w końcu dał się namówić. Wybrał wszystkie oszczędności, sprzedał dom, zebrał pieniądze i postawił wszystko na wygraną jamnika. Nadszedł dzień wyścigu. Gotowi, do startu, padł strzał rozpoczynający bieg. Psy ruszyły, przodem poszły charty o długich nogach, z tył powłóczy się jamnik. Ledwo zipie, biegnie na swoich króciutkich nóżkach, charty dublują go bez litości. W końcu zasapany piesek doturlał się do mety. Podbiega do niego spanikowany Andrzej i krzyczy wniebogłosy: - Jamnik! Co ty narobiłeś! Co z nami będzie! Jak to się w ogóle stało?! - krzyczy. A jamnik na to, autentycznie zdziwiony: - Nie wiem, Andrzej... Nie wiem". Ten jamnik jest jak reprezentacja Polski. Po mistrzostwach świata w Katarze piłkarze "nawkręcali" kibicom, że potrafią grać pięknie, że potrafią grać z każdym, że marnujemy potencjał kadry. Tymi słowami pośrednio załatwili sobie zwolnienie defensywnego Czesława Michniewicza. Dostali najłatwiejszą grupę w historii eliminacji. I pole do popisu, by pokazać, że umieją grać w piłkę. A kiedy okazało się, że nie umieją, piłkarze rozkładają ręce. Potrafią tylko powiedzieć: - Nie wiem, Andrzej... Nie wiem. Piotr Zieliński niczego nie wie Tylko czy na pewno trzeba uciekać w żart, by ukazać bezradność kadrowiczów? Oddajmy głos kapitanowi naszej kadry Piotrowi Zielińskiemu po meczu z Mołdawią (wybrane cytaty): Pytanie: A czy ty masz diagnozę co was wstrzymuje? - Też chciałbym poznać rozwiązanie tej zagadki. Fajnie, jakbyśmy diagnozę jak najszybciej wykryli. Pytanie: A czy ty wiesz, co jest nie tak, czy też nie wiesz? - Nie wiem. - Nie rozumiem tego. Naprawdę. Potrafimy grać w piłkę, mamy takich zawodników dobrych, a z Mołdawią wychodzimy na własnym stadionie i tak jakbyśmy się bali trochę. No ale... nie wiem no. - Wygląda na to, że byliśmy zestresowani... Nie wiem, czym to było spowodowane. - Bardzo ciężkie są te eliminacje. Nie wiem z czego to wynika. Wygraliśmy tylko dwa razy z Wyspami Owczymi i Albanią... - Jest jak jest... Trzeba to przeboleć. - Ciężko mi powiedzieć, co możemy zrobić. Coś jest nie tak mentalnie na pewno. Nie wiem, nie wiem, nie jestem ani psychologiem, ani nie wiem kim... Zatrważające wieści o polskiej kadrze. To po prostu nie mieści się w głowie Mecz z Francją oszukał piłkarzy, a piłkarze nabrali kibiców A przecież jeszcze nie tak dawno, 4 grudnia zeszłego roku, piłkarze praktycznie zwalniali Czesława Michniewicza swoimi wypowiedziami po meczu 1/8 finału mundialu z Francją. Piotr Zieliński z Robertem Lewandowskim po kilkunastu dobrych minutach z późniejszymi mistrzami świata deklarowali, że mamy jakość, pozwalającą bez kompleksów grać z każdym przeciwnikiem. Że potrafimy grać ofensywnie, atakować i cieszyć się grą. W kolejnych miesiącach okazało się, że nie potrafimy. - Musimy wykorzystywać umiejętności takich piłkarzy jak ja, Lewy czy Milik. Mamy gaz. Reprezentacja powinna grać jak dziś. Nie mamy się czego bać - mówił odważnie po meczu z Francją Zieliński. - Do kolejnego mundialu jeszcze daleka droga. Potrzebna jest radość z gry, nawet w niedalekiej przyszłości. Gdy próbujemy atakować jest inaczej, gdy gramy defensywnie tej radości nie ma - deklarował z kolei Lewandowski, między wierszami grożąc zakończeniem kariery reprezentacyjnej. Czy jednak w grupie z Wyspami Owczymi, Mołdawią i Albanią było widać radość z gry w piłkę? - Dzisiaj pokazaliśmy, że naprawdę dobrze potrafimy grać w piłkę. Liczę, że w przyszłości tak będziemy grali - wtórował starszym kolegom Jakub Kamiński. Wygląda jednak na to, że kilkanaście dobrych minut z Francją oszukało samych reprezentantów. A przecież tamte wypowiedzi zostały odebrane jako wotum nieufności wobec selekcjonera Czesława Michniewicza. To od pomeczowej konferencji prasowej rozpoczął się początek końca jego selekcjonerskiej kadencji. Słowa piłkarzy rozpoczęły zwolnienie Michniewicza Gdy po meczu zacytowałem Michniewiczowi słowa piłkarzy i poprosiłem komentarz, ten wkurzył się niemiłosiernie. - Dziwię się, że redakcja wysyła pana na duży turniej, a pan nie potrafi zadać własnego pytania, tylko posługuje się słowami piłkarzy - zaatakował mnie Michniewicz, a jego słowa szybko przerodziły się w burzę. "Michniewicz nie trzyma ciśnienia", "Michniewicz zaczepia dziennikarza w odpowiedzi na krytykę ze strony piłkarzy" - pisano. Wkrótce te słowa przykryła afera premiowa i dla Michniewicza nie było już przyszłości w kadrze. Skonfliktowany ze wszystkimi, niechciany przez piłkarzy, z kibicami zmęczonymi defensywnym stylem gry. Został pożegnany przez Cezarego Kuleszę. Kadra niewiedzy, kadra bezradności, rozłożonych rąk i pustych spojrzeń Tylko kolejny wybór okazał się jeszcze gorszy. Fernando Santos umocnił w kadrze to, co w niej najgorsze - bezsilność, marazm, w dodatku z dogmatyczną pewnością, że "przecież potrafimy grać w piłkę". Skoro potraficie, to choć raz pokażcie to w koszulkach reprezentacji. Proszę. Ta kadra to kadra niewiedzy, kadra bezradności, rozłożonych rąk i pustych spojrzeń. Kadra marazmu, w której nikt nic nie wie, której nikt nie potrafi zdiagnozować, w której nie gra tyle rzeczy na tylu poziomach, że kadrowicze sami nie są w stanie wskazać, co jest nie tak. Nie jest w stanie stwierdzić tego też żaden z kolejnych trenerów. Jeszcze dziś pisałem o przerażającej statystyce, która ciągnie się już od 15 lat. Spośród 42 spotkań o punkty, w których traciliśmy pierwsi bramkę, wygraliśmy raptem dwa. Gdy tylko dostajemy cios, padamy znokautowani i nie potrafimy się podnieść. Na następnej konferencji prasowej zapytam selekcjonera Probierza, dlaczego w naszej kadrze nie ma miejsca dla psychologa sportu. Choć może należałoby już dzwonić po egzorcystę. Z Warszawy Wojciech Górski, Interia