Krzysztof Oliwa, Interia: Zacznijmy od wtorkowego meczu Ligi Mistrzów. Kamil Glik trafił na czołówki gazet w całej Europie z powodu brutalnego faulu na Gonzalo Higuainie. Zrobił to specjalnie? Jerzy Engel (były selekcjoner reprezentacji Polski, obecnie prezes Polonii Warszawa): - Nie było to ładne zachowanie z jego strony, ale wierzę, że nie było w nim celowości. O Kamilu trzeba powiedzieć, że ma bardzo udany sezon. Przede wszystkim gra w dobrej drużynie pokazującej fajny futbol. Monaco gra bardzo ofensywnie, więc Kamil ma dużo roboty, bo zespół koncentruje się na zdobywaniu goli, a nie bronieniu dostępu do własnej bramki. Dzięki temu jest cały czas na pierwszej linii walki. Tym samym Glik zakończył swój pierwszy sezon w Lidze Mistrzów. Chyba lepiej być nie mogło. - Przeprowadzka z Torino była optymalną decyzją. Glik jako młody chłopak grał w Realu, ale jest mało prawdopodobne, żeby tam wrócił. Kamil bardzo dobrze czuje się w Monaco i nie ma powodów, żeby coś w tym układzie zmieniać. Wiemy, co Kamil Glik daje reprezentacji. Za niespełna miesiąc zagramy z Rumunią bez niego, bo będzie pauzował za żółte kartki. Jego nieobecność będzie problemem dla Adama Nawałki? - Patrząc na Rumunów i na Polaków, to śmiało można stwierdzić, że jesteśmy o klasę lepsi. Brak Glika nie będzie żadnym zmartwieniem dla Nawałki. Jedynym problemem dla tej drużyny mógłby być brak Roberta Lewandowskiego. Dla każdego z pozostałych piłkarzy jest odpowiedni dubler. Oczywiście, szkoda, że Glik nie zagra przeciwko Rumunom, ale nie ma co z tego robić tragedii. Jednak środek obrony to dość słabo obsadzona pozycja w drużynie Nawałki. Kto pana zdaniem powinien wystąpić obok Michała Pazdana? - Nie chcę niczego podpowiadać. Jestem byłym selekcjonerem i byłoby to nieeleganckie z mojej strony. Nawałka ma doskonale rozpoznany rynek, świetnie prowadzi reprezentacji. A na kogo może postawić selekcjoner? Chociażby na Artura Jędrzejczyka, który grywał już na środku obrony w reprezentacji i dawał sobie radę Zresztą, najważniejsze żebyśmy pamiętali o tym, że Rumunia to nie jest już tak mocny zespół jak w latach 90. Nie mają wielkich gwiazd i spodziewam się, że pokażemy im miejsce w szeregu także i tym razem. Czyli kadra Nawałki awansuje w co najmniej tak dobrym stylu jak zrobiła to drużyna Engela? - Oczywiście, mówiłem to przed rozpoczęciem eliminacji. Już wtedy byliśmy jedynym wielkim faworytem tej grupy. Nie ma tutaj przeciwka, który prezentowałby zbliżony do nas poziom. Ten zespół ma olbrzymi potencjał. Czuć ogromne parcie ze strony młodych piłkarzy, naciskających bardziej doświadczoną grupę. To nie jest zamknięta drużyna oparta na bardzo wąskiej selekcji. W tej chwili mamy plejadę młodych piłkarzy, którzy mogą wejść do podstawowego składu reprezentacji i rozegrać kapitalne spotkanie. Jesteśmy jedną z najciekawszych drużyn w Europie i na świecie. Mamy wszystkie podstawy ku temu, żeby sądzić, że w Rosji osiągniemy sukces. Czyli z Rosji możemy przywieźć medal? - To nie jest science-fiction. Byliśmy blisko półfinału na Euro. Na mundialu możemy zrobić kolejny krok do przodu. Za rok będziemy mieli zespół jeszcze bardziej doświadczony. Do tego wielką naukę wynieśliśmy z mistrzostw Europy. Nawet taki konkurs rzutów karnych to też jest kapitalny bagaż doświadczeń na przyszłość. Nie można tego nie docenić. Moja kadra nie miała żadnego przetarcia w grze na takim poziomie. To bardzo pomoże. Nie mydlimy sobie sami oczu? Mówiliśmy już o obsadzie środka obrony, niezbyt wesoło jest także z lewej strony - Maciej Rybus nie gra w Lyonie, skrzydła też nie wyglądają zbyt imponująco. Ostatnio miejsce w składzie przeciętnego Wolfsburga stracił Kuba Błaszczykowski. - Łatwo jest żonglować nazwiskami, ale ja bym żadnego z tych piłkarzy nie skreślał. Na pewno nie jest tak, że mamy silną jedenastkę, a potem jest wielka czarna dziura. Przecież blisko pierwszego składu są Wszołek czy nawet Kapustka, który wciąż ma przed sobą wielką przyszłość. Za chwile dojdzie Stępiński, większą rolę zacznie odgrywać Linetty, więc naprawdę nie widzę podstaw ku temu, aby obawiać się o los naszej kadry. Bogactwo wyboru jest bardzo duże. Mówił pan o szerokiej kadrze, ale Adam Nawałka niechętnie korzysta z dublerów. Widać, że mocno trzyma się dość wąskiej grupy nazwisk. Czy pana zdaniem to dobry krok? Może lepiej byłoby, gdyby dawał więcej szans zawodnikom, którzy są blisko wyjściowej jedenastki. - Nawałka już zbudował reprezentację. Stworzono dobry klimat w drużynie i nie trzeba tam wprowadzać za dużo retuszów. Dawniej wyglądało to zupełnie inaczej. Trzeba było tworzyć zespół od podstaw, grać dużo meczów kontrolnych, żeby budować wśród piłkarzy zgranie i zrozumienie na boisku. W tej chwili nie ma powodów, aby to robić. Większość z nich gra bardzo dużo meczów w swoich klubach, więc nie ma potrzeby dodawać im jeszcze występów w meczach towarzyskich. Z kolei wystawianie w sparingach drugiego składu też nie jest dobrym ruchem, bo to w końcu jest reprezentacja narodowa, w której powinni grać najlepsi. Czy przez to nie zabieramy też radości kibicom? Kadra praktycznie nie wystawia nosa poza Warszawę. W tym roku prawdopodobnie odbędzie się tylko jeden towarzyski mecz poza stolicą. - Z jednej strony na pewno tak jest, ale proszę też pamiętać, ile czasu czekaliśmy na to, żeby mieć taki obiekt. Odciąganie kadry od Narodowego nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Pamiętam moją reprezentację, my co chwilę szukaliśmy boiska, gdzie można było zagrać. Rozgrywaliśmy mecze w Łodzi, czy na starym stadionie Legii. Nie mieliśmy swojego domu, na którym mogliśmy czuć się jak u siebie. Zresztą, mecze towarzyskie powoli odchodzą do lamusa. Niedługo pojawi się Liga Narodów, więc każde spotkanie będzie miało swoją stawkę. Wspomniał pan o wielkiej roli Roberta Lewandowskiego. Zbliża się okienko transferowe, znów odżywają plotki, że Lewy może trafić do Realu Madryt. To byłby dobry ruch z jego strony? - Zawodnik powinien cały czas się rozwijać. On jeszcze nie powiedział wszystkiego w futbolu. Jeśli stwierdzi, że taki ruch będzie dobry dla jego kariery, to niech decyduje się na transfer. Real to co innego niż Bayern. Widać to po wynikach Ligi Mistrzów. Lewy w Hiszpanii miałby większą szansę na zdobywanie laurów klubowych i indywidualnych. Jeśli grałby u boku Ronaldo, stałby się jeszcze lepszy. Lewandowski ma już 29 lat, ale wciąż staje się lepszy jako piłkarz, co pokazały chociażby świetnie wykonywane przez niego rzuty wolne. Dostrzega pan kres jego możliwości? - Nigdy nie wiadomo. Przecież Ronaldo jest starszy od Lewego, a wciąż pozostaje na topie. Obaj to prawdziwi atleci, świetnie się prowadzą. Nie wolno stawiać granic wiekowych. Praktycznie gra non stop bez kontuzji. Przejdźmy na krajowe podwórko. Czy w naszej lidze objawił się piłkarz, który w niedługim czasie mógłby wskoczyć do kadry i odegrać w niej taką rolę jak np. Michał Pazdan czy Krzysztof Mączyński? - Zawsze odpowiadam, że piłkarzem o takim potencjale jest Dominik Furman. Wciąż twierdzę, że ma wielkie możliwości, choć jego kariera nie układa się najlepiej. Oglądałem go jeszcze na poziomie reprezentacji młodzieżowych i wywierał na mnie ogromne wrażenie. Gdyby jego losy potoczyły się inaczej, to uważam, że nie byłby gorszym zawodnikiem niż Piotr Zieliński. A może i jeszcze ciekawszym, bo potrafi pracować w obronie, rozgrywać, a do tego dysponuje bardzo mocnym uderzeniem z dystansu. Przez dramatyczną 30. kolejkę i podział tabeli Dominika Furmana i jego Wisły Płock nie oglądamy w grupie mistrzowskiej. Przyzwyczaił się już pan do nowego systemu? - Jeszcze przed jego wprowadzeniem, byłem stanowczo na "nie". Cieszę się bardzo, że w tej chwili do takiego wniosku dochodzą też inni. Nie podoba mi się dzielenie punktów, bo jest to zabieranie tego, co zdobyło się na boisku. Zwolennicy mówią o wielkich emocjach, ale z drugiej strony patrząc, to zespoły od czwartego do ósmego nie grają już o nic. Czyli liga osiemnastozespołowa z jasnym systemem mecz-rewanż? - Gdy pracowałem w PZPN jako przewodniczący wydziału szkolenia czy dyrektor sportowy, to tak określiliśmy optymalny system rozgrywek - osiemnaście zespołów, trzy najsłabsze spadają, a czwarta drużyna od końca gra mecz barażowy z zespołem z pierwszej ligi. Jestem zdania, że więcej klubów powinno korzystać z dóbr, które daje gra w Ekstraklasie. Kiedy Polonia dostąpi tego zaszczytu? Na razie walczycie o utrzymanie w II lidze z czterema punktami straty do miejsca gwarantującego pozostanie w rozgrywkach. Co stanie się z drużyną, jeśli znów przyjdzie wam grać w III lidze? - Spadek na pewno wydłuży powrót o rok do miejsca, z którego nas zdegradowano. Ale o przyszłości nie może decydować przestrzelony karny. To pokazałoby, że to słaby klub. Jeśli Polonia spadnie, to będzie dla nas dowód na to, że za rok trzeba będzie zbudować jeszcze silniejszy klub, żeby szybciej przejechać nie tylko III ale też II ligę. To już cztery lata, odkąd Polonia pałęta się po niższych ligach. - To co zrobiono z Polonią, to jedna wielka katastrofa. Z szóstego miejsca w Ekstraklasie wyrzucono drużynę do poziomu amatorskiego. I to tylko przez jednego człowieka, który chciał Polonię wykończyć najpierw przenosząc ją do Katowic, a później doprowadzając do upadku (chodzi o Ireneusza Króla - przyp. red.). Dług Polonii nie był aż tak duży, żeby zrobić coś takiego z tak zasłużonym klubem. Polonii nikt nie pomógł. Ani PZPN, ani Ekstraklasa. A wystarczyło wyrazić zgodę na zamrożenie pieniędzy z kolejnego sezonu z praw transmisyjnych i nagrody za miejsce w tabeli na poczet spłaty długów, tworząc tym samym miejsce innym ludziom do zarządzania drużyną. To było bardzo proste. Dziś Polonia odbudowuje się bardzo mozolnie, a zburzyć wszystko można w jeden dzień. Taka odnowa nie była jednak potrzebna? Dzięki temu, że Polonia zaczęła od IV ligi, mogła spokojnie budować swoją pozycję w futbolu, zostawiając za plecami złą opinię klubu. - Jakoś inne kluby funkcjonują w Ekstraklasie do tej pory z większymi długami i nikt nie proponuje im takiego uzdrowienia, jakie zgotowano Polonii. Zaczynając od poziomu amatorskiego nie jest łatwo ściągnąć z powrotem kibica na stadion, znaleźć sponsorów i mówiąc najprościej odbudować klub od podstaw. Polonia walczy nie tylko o utrzymanie, ale też o nowy stadion. - Odbudowa infrastruktury to tak samo ważna rzecz, jak rozwój sportowy. Przecież właścicielami Polonii byli już niezwykle bogaci biznesmeni, ale też rezygnowali, bo nie dawali sobie rady z utrzymaniem drużyny. A to nie jest możliwe, kiedy nie jest się na swoim. Jedyną szansą dla Polonii jest nowy obiekt sportowy. Jako klub sportowy nie chcieliśmy go budować, bo to nie jest naszą rolą. Życzyliśmy sobie, żeby władze miasta postawiły w stolicy równie piękny obiekt, jak ten, który wybudowano za miejskie pieniądze przy Łazienkowskiej i podobnie jak w przypadku Legii dać nam go w zarządzanie. Niestety, już na pierwszym spotkaniu z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz usłyszeliśmy, że nie ma takiej możliwości, bo Warszawa nie wyłoży pieniędzy na budowę kolejnego stadionu. Od dwóch lat pracujemy nad tym, aby wybudować stadion na własną rękę, ale jest to niezwykle trudne zadanie. Dziś gratulowałem Januszowi Filipiakowi, że otrzymał zgodę na budowę centrum sportowego w Krakowie. Czekał na nią osiem lat. Polonia tyle wytrzyma? - Nie ma takiej możliwości, aby czekać na możliwość dzierżawy terenu tak długo. Pani prezydent stwierdziła, że mamy otrzymać dzierżawę na takich samych zasadach jak Legia, więc dokumenty w ratuszu już są, wystarczy zmienić tylko nazwy klubów. Istniejemy dzięki wspaniałym ludziom, którzy są akcjonariuszami spółki. To oni podobnie jak my wierzą w ten projekt. Ale osiem lat nikt nie będzie czekał. Dlatego przyszłość Polonii zależy w największym stopniu od przychylności władz miasta. Chcielibyśmy, aby powiedziały one: "Tak, dla Polonii." O nic więcej nie zabiegamy. Skąd w panu nadzieja, że taka przychylność będzie? Pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz sport w Warszawie umiera, a obiekty zamieniają się w ruinę, czego przykładem jest chociażby Skra. - Sport w Warszawie jest od lat traktowany po macoszemu. Nie chodzi tu tylko o obiekty, ale także o wspieranie klubów zajmujących się seniorską piłką nożną. Polonia jest jedynym klubem, który występuje w II lidze i nie otrzymuje dotacji z samorządu, choć dla większości naszych rywali wpływ z miejskiej kasy stanowi nawet połowę budżetu. Wynika to z uchwały warszawskiej rady miejskiej, która zabrania dotowania futbolu seniorskiego. To o tyle paradoksalne, że zapis dotyczy tylko piłki nożnej, wszystkie inne dyscypliny jak np. baseball mogą ubiegać się o takie fundusze. Dlatego poumierały kluby piłkarskie w prawie każdej dzielnicy, pozostał tylko sport dzieci i młodzieży. A stadiony? To temat na dłuższą rozmowę. Rozmawiał Krzysztof Oliwa