Całym polskim środowiskiem piłkarskim wstrząsnął konflikt między Grzegorzem Krychowiakiem a dr Jackiem Jaroszewskim. Obaj panowie od dawna byli ważnymi osobami w reprezentacji Polski. W poniedziałek dr Jaroszewski zwołał konferencję prasową, na której odniósł się do całej sprawy. - Sprawa mojego konfliktu z braćmi Krychowiakami trwa od pół roku, paru miesięcy. Zawsze było dla mnie oczywiste, że zakończymy ją polubownie. Nie przyszło mi do głowy, żeby - załatwiać ją medialnie - rozpoczął konferencję prasową dr Jacek Jaroszewski. Jaroszewski doprecyzował, że panowie długo wymieniali ze sobą maile i wiadomości, aż w końcu konflikt eskalował na przełomie grudnia i stycznia. - - Pół roku temu, w styczniu, grudniu, doszło do sytuacji, w której konflikt się zaostrzył. Wtedy z pełną świadomością, że niedobrze by było przełożyć to na reprezentację, poinformowałem o tej sytuacji prezesa Cezarego Kuleszę. Przedstawiłem całą sytuację i powiedziałem, że jeśli ma to wpłynąć źle na kadrę, to może mnie w niej nie być - zadeklarował lekarz kadry. - Prezes Kulesza powiedział, że dobrze, że mu o tym mówię. Wiedząc o tym, powiedział, że będzie myślał na bieżąco, co z tym zrobić - dodał. "Konflikt z Krychowiakiem trwał już podczas MŚ w Katarze" - Konflikt z Krychowiakiem trwał już podczas MŚ w Katarze. Podeszliśmy do tego profesjonalnie, odsunęliśmy to na bok. Nie padło ani jedno słowo na ten temat. Rozmawialiśmy normalnie - opowiedział Jaroszewski. Zapytaliśmy Jaroszewskiego, czy o konflikcie między nim a Krychowiakiem wie także selekcjoner Fernando Santos. - Wie - odpowiedział krótko lekarz. - Nie skomentował tej sytuacji - dodał, dopytany. Jaroszewski zadeklarował też, że ważniejsze jest dla niego dobro kadry, niż jego własna obecność w reprezentacji. - Dobro reprezentacji jest najważniejsze. Jeśli ktokolwiek uzna, że jest to problem, to ważniejsze jest dobro kadry, niż moja obecność w kadrze. Jestem w kadrze, chcę w niej być. Jestem w niej z miłości do piłki. Jestem też z poczucia obowiązku, nie dla pieniędzy. Bo gdybym na to patrzył, to by mnie w kadrze nie było. Krychowiak kontra lekarz kadry narodowej. Media ujawniają burzę Dr Jaroszewski: Zostałem brutalnie zaatakowany Doktor Jaroszewski ujawnił, że ostatnie rozmowy z braćmi Krychowiakami miały miejsce 7 lipca. Obie strony umówiły się na kolejne spotkanie 31 lipca, ale już trzy dni później w mediach ukazała się publikacja, w którym Krychowiak przyznał, że złożył zawiadomienie do prokuratury. - Zostałem brutalnie zaatakowany w momencie, w którym nie miałem szans się bronić. To był drugi dzień na wakacjach z rodziną. Minęło 15 minut od prośby od ustosunkowanie się, do publikacji w Onecie - stwierdził Jaroszewski. Pierwotnie bracia Krychowiakowie oraz dr Jaroszewski wraz z Pawłem Bamberem mieli w planach budowę szpitala. - Grzegorz zgłosił się do mnie z propozycją, że stworzymy klinikę. Znamy się dobrze od wielu lat. Jeszcze od czasów kadry Leo Beenhakkera. Założyliśmy, że spółka braci Krychowiaków pożyczy nam 10 milionów zł. Całość pożyczek miała zostać zwrócona w czasie funkcjonowania szpitala. Kiedy zostałaby zwrócona, mieliśmy czerpać zyski, oni 60%, my z Pawłem Bambrem 40% - opowiadał doktor. - W międzyczasie stwierdziliśmy, że zrobimy coś innego. Założyliśmy spółkę-córkę, która miała być kliniczką, zanim wybudujemy szpital. Miała ona zebrać najlepszych specjalistów, diagnostów. Gdy byliśmy na początku działania z drugą kliniką, doszło do sytuacji, w której wiedzieliśmy, że szpital nie powstanie. Wtedy powiedzieliśmy braciom Krychowiakom, że nie potrzebujemy ich wsparcia do działania małej kliniki. Zdziwili się, że mieliśmy działać razem. Ostatecznie bracia Krychowiakowie mieli pożyczyć na jej funkcjonowanie 3 mln zł, z których zysk będą potem odbierać. A wszystko, co ponad to, my wyłożymy z Pawłem Bambrem - opowiadał Jaroszewski. Jacek Jaroszewski: Bracia Krychowiakowie włożyli w klinikę 2,5 mln zł, a nie 4,5 mln zł Lekarz reprezentacji Polski zadeklarował, że umówił się z braćmi Krychowiakami na pożyczkę w wysokości 3 mln zł. - Dostaliśmy taką odpowiedź, że bracia Krychowiakowie włożyli 4,5 mln zł w klinikę i jej remonty. Wydawało mi się, to bardzo dużo. Podliczyliśmy to, ale zanim do tego doszło dostaliśmy prośbę, aby spłacić nadwyżkę, bo umawialiśmy się, że bracia włożą w jej funkcjonowanie 3 mln zł. Spłaciliśmy tę różnicę. Później, gdy zaczęliśmy liczyć, okazało się, że bracia Krychowiakowie włożyli w klinikę 2,5 mln, a nie 4,5 mln zł. Zwróciłem się z oczywistą prośbą, by oddać nam pieniądze, które przelaliśmy oraz "dołożyć" do brakujących 3 mln zł. Do dzisiaj tych pieniędzy nie dostaliśmy, choć bracia uznali nasze wyliczenia - opowiedział Jaroszewski. Grzegorz Krychowiak potwierdza aferę w kadrze. Piłkarz zabrał głos Obecni na sali dziennikarze zapytali, czy takie przedstawienie sytuacji jest równoznaczne z zarzuceniem braciom Krychowiakom oszustwa i kradzieży wpłaconych pieniędzy. - Nie ferujmy jeszcze wyroków. Na tym etapie nikt nic nikomu nie ukradł. Niezweryfikowane jest to, jaki jest motyw takiego działania. Wiemy, że jest różnica 2 mln zł - odpowiedział mecenas dr Jaroszewskiego. Dlaczego bracia Krychowiakowie nie zwrócili pieniędzy wpłaconych przez Jacka Jaroszewskiego i Pawła Bambera, choć uznali wyliczenia swoich partnerów biznesowych? - Wersja braci Krychowiaków była taka, że zwrócą nam pieniądze ze sprzedaży nieruchomości, na których miał być szpital. Sytuacja była jednak taka, że nie zgadzaliśmy się na sprzedaż działek, bo wyliczenia ich sprzedaży były nieuczciwe. Powiedziałem: "Nie łączmy sprzedaży działek z oddaniem pieniędzy. Po prostu nam je oddajcie". Nie uzyskaliśmy ich - odpowiedział Jacek Jaroszewski. Z Warszawy Wojciech Górski, Interia