Artur Gac, Interia: Udziela się panu ogólnonarodowa euforia, z racji awansu reprezentacji Polski na mundial w Rosji? Jarosław Araszkiewicz, były reprezentant Polski: - No wie pan, kilkanaście lat nie było nas na tej imprezie piłkarskiej. Myślę, że wszyscy rodacy są zadowoleni z faktu, że w czerwcu będziemy mogli mierzyć się z najlepszymi drużynami narodowymi globu. Warto trzymać kciuki za naszych piłkarzy. To wszystko prawda, ale ja pytam, czy awans na mundial już sam w sobie jest sukcesem, czy to tylko realizacja celu, a o sukces powalczymy w Rosji? - Zgoda, ale na pewno jest to jakiś sukces. Wyjście z pierwszego miejsca, z pięcioma punktami przewagi nad drugą Danią, daje uzasadniony powód do satysfakcji, że praca została dobrze wykonana. W meczu z Czarnogórą, gdy rywale w ciągu pięciu minut doprowadzili do remisu, zapachniało panu piękną katastrofą? - Nas, jako naród, katastrofy trochę omijają (śmiech). Zrobiło się nerwowo, ale myślę, że nasi zawodnicy mieli wszystko pod kontrolą. Na pewno trochę słabiej zagrali w drugiej połowie, ale to chyba wynikało z psychicznego nastawienia: "fajnie, mamy 2-0, na pewno strzelimy trzeciego gola"... Najważniejsze, że nasz zespół szybko się podniósł, a Robert Lewandowski pokazał charakter, szybko wstrząsając swoimi kolegami po utracie bramki i prędko odzyskaliśmy prowadzenie. Przy goli Lewandowskiego na 3-2 jedna rzecz przeszła bez echa. Zastanawiam się, czy gdyby sytuacja miała miejsce przed naszym polem karnym i napastnik drużyny Czarnogóry wszedłby tak zdecydowanie w wychodzącego z interwencją Wojciecha Szczęsnego, to czy czasami nie domagalibyśmy się odgwizdania faulu na naszym bramkarzu? - Myślę, że tam nie było aż tak mocnego wejścia Roberta w bramkarza. Piłka nożna nie jest grą w szachy, choć wiadomo, że nikt nie lubi gry brutalnej. Natomiast w tamtej, konkretnej sytuacji, na pewno nie było złośliwości ze strony Roberta. Oglądaliśmy walkę o piłkę, a nasz zawodnik był szybszy. Jednak myślę, że gdybym był na miejscu bramkarza Czarnogóry, to chyba postąpiłbym tak samo. Czyli jak? - Pokazywałbym sędziemu, że jest faul. Proszę odpowiedzieć analitycznie: czego kadrze Adama Nawałki jeszcze najbardziej brakuje? - W niedzielę awansowaliśmy, wczoraj był poniedziałek, a niektórzy nasi redaktorzy, którzy wczoraj zostali zaproszeni do jednej z telewizji, już szukali słabych punktów i mankamentów. Ja powiem tak: cieszmy się! Jak długo? - Nie mówię, że jeszcze pół roku, ale dajmy sobie chociaż tydzień, a przy okazji dajmy trenerowi Nawałce trochę ochłonąć. Dla szkoleniowca to przecież olbrzymi sukces. On wie, co ma zrobić, wie czego brakuje zespołowi. W porządku, selekcjoner niech się chwilę raduje, ale to nie przeszkadza w analizowaniu. Na co czekać? - Ja też się cieszę i na razie nie chcę tego analizować. Przyjdzie czas, a niebawem trener Nawałka ze swoim sztabem zakasa rękawy i na pewno będziemy mieli dużo radości, jak na mistrzostwach Europy we Francji. To znaczy, że liczy pan minimum na dojście do ćwierćfinału? - Liczę, że będą grali dobrze, a my będziemy dumni z naszych reprezentantów. Nie wyobraża pan sobie scenariusza, by przygoda w MŚ miała skończyć się na rozgrywkach grupowych? - Nie, nie, nie. Uważam, że długo pozostaniemy w Rosji i chłopaki dojdą do maksimum swoich możliwości. Może być to nawet półfinał. Wszystko jest możliwe. Pan jest hurraoptymistą. Nawet Lewandowski pewnie złapałby się za głowę. - Dlaczego? Ja wierzę. Mieliśmy dłuższą przerwę w reprezentacji bez sukcesów, ale już na Euro 2016 ta grupa pokazała, że potrafi grać i stwarzać sytuacje. Przecież we Francji dopiero karne zaważyły na tym, że nie graliśmy o medal. Czemu teraz ma być inaczej? Zwłaszcza, że będziemy losowani z pierwszego koszyka, dzięki czemu nie będziemy dobierani do silniejszych zespołów. Mam nadzieję, że to w znacznym stopniu pomoże nam nie tylko wyjść z grupy. W zakończonych eliminacjach reprezentacja grała pięknie w ofensywie, ale defensywa zupełnie nie przypominała tej z ME. Na turnieju we Francji straciliśmy dwie bramki, a w grze o bilet do Rosji aż 14... - Teraz będziemy rozbierać reprezentację na czynniki pierwsze? Naprawdę dajmy się im nacieszyć. To jest olbrzymi sukces dla Polski, dla tych zawodników oraz ich trenera. Dwanaście lat czekaliśmy, by wrócić na mundial. Przyjdzie listopad i wtedy dogłębnie analizujmy wszystko. Niedawno akcentował pan fakt, że trener Nawałka ma odwagę sięgać po takich zawodników, jak Maciej Makuszewski i Rafał Wolski. Czy dostrzega pan jakichś piłkarzy spoza orbity Nawałki, których warto powołać? - Dzisiaj dodałbym jeszcze Damiana Kądziora z Górnika Zabrze, gdzie jest trochę młodzieży, a zespół robi wynik. Trener Nawałka należy do ludzi odważnych i decyzje, które podejmuje, jakoś mu się spełniają. Mam nadzieję, że jeszcze kogoś wyciągnie. Gdy selekcjoner sięgał po piłkarza Górnika, wielu spodziewało się, że da szansę Rafałowi Kurzawie, który doprawdy imponuje asystami. - Ma pan rację, to też kandydat na reprezentanta. Dlatego nie denerwujmy się, mamy czas, by wszystko przeanalizować. Niech zawodnicy podtrzymują dobrą formę i rywalizują na polskich boiskach, by wskoczyć do kadry, gdzie w ostatnim meczu tylko Krzysztof Mączyński i Michał Pazdan zagrali w podstawowym składzie, a w końcówce na plac gry weszli Rafał Wolski i Maciej Makuszewski. Wyłapał pan obrazek po meczu z Czarnogórą, gdy niemal cała reprezentacja już zaczęła się cieszyć, a stojący obok wielki profesjonalista Lewandowski, do którego podszedł trener Nawałka, z dezaprobatą kręcił głową? - Na pewno nie powinniśmy doprowadzić do tak nerwowego momentu w tym meczu, ale w tym spotkaniu nasza reprezentacja wcale nie grała słabo. Rozmawiał Artur Gac