INTERIA.PL: Czy Leo Beenhakkerowi uda się osiągnąć podobny sukces do tego, jaki Pan osiągnął w postaci awansu do mistrzostw świata? Paweł Janas: Myślę, że Leo osiągnie jeszcze większy sukces, bo Polska jeszcze nigdy w mistrzostwach Europy nie grała. Brakuje nam tylko kroczka i mam nadzieję, że uda się go zrobić już w sobotę, że po meczu z Belgią okaze się, że jesteśmy w mistrzostwach Europy. Byłby to wspaniały sukces. Nasi piłkarze są na dobrej drodze. Belgowie są do ogrania, ale może to być trudny mecz z tego względu, że my musimy, a oni już o nic nie grają, więc mogą sobie grać trochę na luzie. Dla nas będzie to "nerwówa", spięcie. Trochę naszych kibiców przyjdzie, ale ci chłopcy są przecież ograni. Na zachodzie grają, są przyzwyczajeni do dużych stadionów pełnych publiki. Większość z nich była na mistrzostwach świata. Wierzę w ten zespół. Wierzę, że na początku coś strzelimy, nerwówa się rozładuje. Dobrze, że gramy na Śląskim. Ten stadion zawsze był fartowny. Wszystkie eliminacje tam wygrywaliśmy. Począwszy od Kazia Górskiego, a skończywszy na mnie. Z Austrią bardzo ważny mecz tam wygraliśmy. W eliminacjach do mundialu 1986 r. wystarczył nam remis, a teraz to może być za mało. - Może i lepiej. Jak grasz na remis, to nastawiasz się na to, żeby nie stracić gola i z przodu się nie klei. Nasi kadrowicze wypadają ze składów w swoich klubach na zachodzie. - To bolączka naszej piłki. Jak Pan sobie z tym radził? Kosowski grzał ławę w Kaiserslautern, inni też nie grali za wiele. - Jacek Krzynówek w Bayerze też nie miał pewnego miejsca. Ale taki Jacek! On może nie grać i pół sezonu w klubie, ale w kadrze wejdzie i nie zawiedzie. Tak samo wierzę w Maćka Żurawski, który w tej chwili ma kłopoty w Celticu, nie gra. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale Maciek jest kapitanem, to na taki mecz się na pewno spręży. Ważne, żeby byli zdrowi, są w treningu, a z tym doświadczeniem, które mają, poradzą sobie. Leo Beenhakker ma największy problem z napastnikami. Z wszystkich powołanych gole strzela tylko Tomasz Zahorski... - I to jeszcze od momentu, w którym Leo go powołał. Jest to problem, bo Leo wypromował Matusiaka, który w naszej lidze bardzo dobrze grał, strzelał też gole w reprezentacji. Bardzo ważną bramkę strzelił w wyjazdowym meczu z Belgami. Wydawało się, że będzie podporą kadry, ale nie wytrzymał, żeby zostać w kraju jeszcze z pół roku, by pomóc kadrze i Bełchatowowi. Efekt jest taki, że Radek kłopoty ma do dzisiaj. Jak nie mógł się przebić do składu Palermo, tak nie może się przebić do Herenveen. Napastnik musi mieć ogranie, przeżyć ten stres meczowy. Bo trening, to jest trening - trafi, to jest bramka, nie trafi, to nic się nie stało, bo za chwile będzie następna okazja. A w meczu są dwie i trzeba choć jedną wykorzystać. Prawda, Leo ma problem z napastnikami, ale wierzę, że ktoś z drugiej linii może coś strzelić - Jacek Krzynówek, czy Mariusz Lewandowski, który też ma bardzo dobre uderzenie. Może Ebi się obudzi, tak jak się obudził w meczu z Kazachstanem? Nie chciał Pan przedłużyć umowy z PZPN-em przed mistrzostwami świata. - Bo wiedziałem, że wynik z tak dużej imprezy będzie rzutował na wszystko. A mistrzostwa nam nie wyszły - zakładałem, że awansujemy z grupy, ale się nie udało, więc co? Związek miałby mi odszkodowanie wypłacać? Nie chciałem takiego zamieszania. Jestem Polakiem, w środowisku piłkarskim wszyscy się znamy, byłyby nieprzyjemności. Po co mielibyśmy się spierać? Z Leo jest inaczej. On do nas przyjechał, bardzo dobrze wykonuje swą pracę . Myślę, że można z nim przedłużyć umowę, ale nie chciałem żeby się robił hałas przed najważniejszym meczem. Dwa tygodnie przed meczem toczy się dyskusja - przedłużyć nie przedłużyć. A po co ta dyskusja? Niech się Leo skoncentruje na meczu, a po spotkaniu z Belgią - myślę, że zwycięskim, będą mieli tyle czasu, żeby usiąść i podogrywać wszystko. Ale podkreślam, że też jestem za tym, żeby po meczu z Belgią, jeśli będzie wygrany przedłużyć z Leo umowę. Bo jest to dobry trener, który pomaga też młodzieżowym reprezentacjom. Wróćmy do mundialu w Niemczech. Czy piłkarze, których Pan tam nie zabrał - Tomasz Kłos, Tomasz Frankowski, Jerzy Dudek żywią jeszcze do Pana urazę? - Na pewno coś tam jeszcze do mnie mają, że nie byli na mistrzostwach, ale rzadko się widzimy. Ja teraz siedzę w Kielcach, jeśli jeżdżę gdzieś, to na mecze Korony, na kadrze jestem rzadko. Ale pewnie żywią urazę, bo każdy by chciał jechać na mistrzostwa. Z perspektywy czasu widzę jednak, że się nie pomyliłem. Czyli decyzji Pan nie żałuje? - Pewnie, że nie żałuję. To inaczej, czy oni by odmienili nasz zespół na mistrzostwach do tego stopnia, że wyszlibyśmy z grupy? Może Frankowski pomógłby w strzelaniu goli? - No właśnie, z Tomkiem był inny problem. Raz, że po kontuzjach, ale on się wtedy zablokował w strzelaniu goli. Nawet na treningu nie mógł trafić w sytuacjach, w których normalnie strzelał. Jurek Dudek i Tomek Frankowski zagrali pierwszy mecz w eliminacjach do mistrzostw Europy z Finlandią i od tego czasu nie bierze ich też trener Beenhakker. Jeżeli ja się miałem pomylić, to myślę, że trener Beenhakker by się nie pomylił. Ma Pan pewnie satysfakcję, że "paka Janasa" trzęsie ligą? Pański były asystent Maciej Skorża zmierza z Wisłą po mistrzostwo Polski. Zresztą w sztanie wiślaków jest też pański syn - Rafał. Natomiast pańska Korona jest niespodziewanie wiceliderem. - Satysfakcję na pewno mam, bo Maciek Skorża współpracował ze mną 15 lat. Zaczęliśmy jeszcze w Legii. Ja prowadziłem pierwszy zespół, a Maciek robił mi obserwacje, był wtedy zdolnym studentem. To fajny chłopak, który jest jednym z najlepszych trenerów młodego pokolenia. Swego czasu żałowałem, że jak przyszedł Leoo Beenhakker, to Maćka nie zostawiono jako asystenta. Chodzi o to, żeby ciągłość była zachowana? - Raz że ciągłość, on dużo o zespole wiedział, a poza tym by się zgrali. Uznano jednak, że jak pierwszy trener jest zmieniony, to i drugiego trzeba zmienić. Chociaż doktor i masażyści zostali i z tego co wiem, to Leo jest zadowolony. Wisła to dobry zespół z dobrym trenerem, więc na mistrzostwo Polski jest szansa. Życzyłbym tylko, żeby drużynę wzmocnić, żeby udał się podbój Ligi Mistrzów. Na razie Polskę w tych rozgrywkach reprezentowały tylko dwa zespoły - Widzew i Legia, a to trochę mało. Poza tym od tego czasu minęło 10 lat. W wypadku awansu przez całą jesień byłoby co przeżywać, bo teraz są dwa, trzy mecze i Polaków nie ma w pucharach. Gdy prowadziłem Legię, udało nam się w Lidze Mistrzów dotrwać do wiosny. Chciałbym, żeby to powtórzyła wzmocniona Wisła. Szansa na to nie jest mała, bo bardzo fajnie grają, dojdzie jeszcze po kontuzji Andrzej Niedzielan. Jeżeli chodzi o Koronę, to Jacek Zieliński bardzo dobrze sobie radzi. Sporo z nim rozmawiam, ale do decyzji mu się nie mieszam. Zawsze mu mogę pomóc, zrobić dobre transfery, ale na rynku nie jest łatwo. Wychodzę z założenia, żeby ściągać piłkarzy z naszego okręgu i Polaków. Inne drużyny stawiają na obcokrajowców, a nasi piłkarze są u nich przyblokowani, nie mogą się przebić. Owszem, wzięliśmy Litwina Skerle. Polska - Litwa, to zawsze było blisko. Ogólnie jednak stawiamy na Polaków. Odkryciem Korony jest chyba Edi Andradina, który owszem - strzelał gole w Pogoni, ale ten zespół zmierzał do drugiej ligi. - No więc właśnie - Edi nie mógł się sprzedać w Pogoni tak jak u nas, gdzie gra w otoczeniu lepszych piłkarzy. Nie wiem jak długo Edi nas wspomoże, bo ma już swoje lata. Ale mam wrażenie, że odmłodziliście go o kilka kilogramów! - Gdy oglądałem go w telewizji, jeszcze jako gracza Pogoni, to wydawał mi się misiowaty. Ale jak spojrzałem na niego na treningach, czy w szatni, to doszedłem do wniosku, że to chyba telewizja go pogrubia (śmiech). Na pewno Edi miał trochę nadwagi, ale jak chciał u nas zagrać, zaistnieć, to musiał się trochę przypilnować. Piotr Świerczewski miał wam nadać góralskiego charakteru, tymczasem gnębią go kontuzje. - Akurat to zadanie Piotrek wypełnia, ma mir u zawodników. Jeszcze nie przyjechał na pierwsze zgrupowanie, a już został wybrany do rady drużyny. Szkoda, że ma problemy z kręgosłupem, bo przecież na początku sezonu grał i to nieźle. Teraz coś tam ma z kostką. Podobno w szatni miała miejsce śmieszna pogadanka między Piotrkiem a Krzysztofem Gajtkowski. "Gajtek" miał mu zarzucić, że "zagrałeś tu jeden mecz, a już masz kontuzje", na co "Świr" odpowiedział: "Ty jesteś tu dwa lata, a zagrałeś dwa mecze". - Krzysiek jest w Koronie półtorej roku. Ale to problem klubu, bo przecież Korona wydała za niego milion złotych - największy transfer! - Nie wiem, czy Krzysiek nie ma problemów z aklimatyzacją, bo pamiętam, że po przejściu z Katowic do Lecha nie mógł strzelać goli. Wrócił do Katowic to znowu strzelał i dopiero drugie podejście do Lecha miał udane. U nas Krzysiek miał operację kolana, bo złapał kontuzję. Po niej próbował dochodzić, ale ciężko z tym idzie, bo jak się mało trenuje, to są kłopoty z nadwagą. Ale będzie musiał to Gajtkowski zmienić. Wierzę w to, że jak przepracuje zimę, to nam na wiosnę pomoże. A cele mamy ambitne. Chcemy dla klubu i dla Kielc wywalczyć europejskie puchary, bo Korona w nich jeszcze nigdy nie grała. To trudne zadanie, bo ta grupa za Wisłą jest wyrównana. Można po dwóch kolejkach spaść na piąte miejsce. Krzysiek dla Korony strzelił dwie bramki, a to zdecydowanie za mało. On w meczu potrafi tyle strzelić, a nie w półtorej roku. Zobacz cały wywiad! Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL