INTERIA.PL: Co mówią angielscy dziennikarze przed najbliższymi meczami? Boją się nas? (z Janem Tomaszewskim rozmawialiśmy tuż po spotkaniu naszego bohatera z Wembley z przedstawicielami angielskich mediów. W przyszłą środę przypada 40. rocznica słynnego remisu 1-1 Anglików z Polakami, który dał nam awans na mundial - red.) Jan Tomaszewski: - Dla Anglii meczem życia, tego czteroletniego, mundialowego, jest piątkowy z Czarnogórą. Jeśli przegrają to spotkanie, są wyeliminowani. Powracanie teraz do historii, do Wembley jest niepotrzebne. Porozmawiamy o tym w sobotę rano. Dla Anglików mecz z nami może być meczem o nic albo o wszystko. Najpierw gramy na wyjeździe z Ukrainą, potem dopiero jedziemy do Anglii. Mamy w ogóle prawo marzyć o dwóch zwycięstwach? Tylko one dadzą nam awans lub baraże. - Możemy wyłącznie marzyć. Nic nie wskazuje na to, że możemy te dwa mecze wygrać. Dziwię się naszym zawodnikom, którzy się wypowiadają w stylu "jedziemy wygrać, bo to, bo tamto..." A nasi rywale co, położą się? Trener narzeka, że my wszyscy - malkontenci, podcinamy piłkarzom skrzydła, a przecież mamy jeszcze szanse. Oczywiście, że mamy szanse, tyle tylko, że nie ma żadnych przesłanek, że je wykorzystamy. - A porównywanie słynnego meczu na Wembley do tych, które nas czekają w najbliższych dniach, jest po prostu nieetyczne. My wówczas wygraliśmy z Anglią 2-0 u siebie, wygraliśmy z Walią, czyli Anglią B 3-0. Tydzień przed meczem na Wembley zremisowaliśmy 1-1 w Holandii, którą reprezentowały gwiazdy pokroju Johana Cruyffa, czy Johana Neeskensa. Była podstawa, żeby jechać do Anglii z nadziejami. Mimo wszystko Anglicy nas obnażyli tak, że tylko cud sprawił, że zremisowaliśmy tamten mecz. - Mówiąc jeszcze o 1973 roku, po porażce wyjazdowej z Walią powiedzieliśmy sobie, że teraz my pokażemy Anglikom i Walijczykom w Chorzowie, jak walczą Polacy. Ta motywacja przyniosła efekt, zrobił się wynik. Obecne eliminacje są już zatem przegrane? - Przegraliśmy je meczem z Ukrainą w Warszawie. Mieliśmy pełne prawo myśleć i marzyć o zwycięstwie w tym meczu, bo wcześniej zremisowaliśmy zwycięsko z Anglią na "basenie narodowym". Zwycięsko, bo byliśmy lepsi. Gdybyśmy pokonali wtedy Ukrainę, nasz rywal odpadłby z rywalizacji, a my teraz pewnie bylibyśmy na pierwszym miejscu w grupie. - Stało się, jak się stało. Po straconych kolejnych punktach powiedziałem: "twórzmy drużynę na eliminacje Euro 2016. Bo jeśli nawet reprezentacja przegra eliminacje mundialu 2014, to wygra. Pojawi się szkielet drużyny, zawodnicy się zgrają..." - Tak się stało po meczu towarzyskim z Danią, kiedy kręgosłup tej drużyny zaczął się tworzyć. Potem był mecz z Czarnogórą, niestety tylko zremisowany, ale znów zagrały w nim nasze nadzieje: Piotr Zieliński, Mateusz Klich, czy Paweł Wszołek. Do nich należałoby dołożyć jeszcze kilku: Rafała Wolskiego, Jakuba Koseckiego... Polska przed meczami o wszystko. Mamy szansę? Ci młodzi zawodnicy są w stanie poprowadzić naszą drużynę w meczach z Ukrainą i Anglią? - Tak, ale przed tymi meczami Waldemar Fornalik jednak zaryzykował, postawił wszystko na jedną kartę, powołał czterech nowych-starych piłkarzy, zrobił pospolite ruszenie. Teraz ci młodzi myślą: "powołał tych czterech, to my już nie zagramy". Pytam: po co to było? Oczywiście złożę Waldkowi gratulacje, jeśli wygra te dwa mecze i pojedzie do Brazylii. Ale co będzie, jeśli przegra? Wezwanie na kadrę Marcina Wasilewskiego, czy Mariusza Lewandowskiego aż tak zaszkodzi drużynie? - Powołanie teraz tych czterech piłkarzy burzy koncepcję drużyny, która już zaczęła się tworzyć. Po co trener ich powołał? Żeby posadzić ich na ławce? A jeśli ich wystawi, nie będą grać ci, którzy grali w ostatnich meczach. Po co powoływać 26 piłkarzy, skoro co najmniej połowa z nich nie zagra? Wystarczyłaby dwudziestka. Powtarzam: jeśli wygramy, będzie O.K., ale jeśli się nie uda, stracimy kolejne dwa mecze na budowanie zespołu. - Życzę piłkarzom, by po dobrej grze strzelili trzy-cztery bramki w Charkowie i Londynie. Wówczas bez względu na wynik dostaniemy powera na przyszłość. Życzę tej drużynie, żeby pokazała się z dobrej strony. A jaki będzie wynik? To jest sport. Widzi pan światełko w tunelu jeśli chodzi o grę reprezentacji w kolejnych latach. Wciąż powinien prowadzić ją trener Fornalik? - Jeśli przegra, będzie to oznaczać, że nie wykonał zadania. Nie odnowiłbym z nim kontraktu. Jestem zwolennikiem zatrudnienia na kolejne eliminacje zagranicznego trenera, najlepiej niemieckiego, bo najbliżej nam do tamtejszego futbolu. A jego asystentem, mogącym jednocześnie pracować w klubie, powinien być Polak - Michał Probierz, Dariusz Wdowczyk, czy Maciej Skorża... - Musi nastąpić pewna polityka selekcyjna, polegająca na tym, że po odejściu trenera jego następca powołuje tych samych zawodników, dokładając świeżą krew. Tak się stało w Niemczech w 2006 roku, gdy Juergena Klinsmanna zastąpił Joachim Loew. A u nas co? Przyszedł Franciszek Smuda i powiedział, że zastał spaloną ziemię. Odszedł Smuda, zostawił spaloną ziemię. - Fornalik trafił na mecz z Anglią, który zagraliśmy nieźle. Ale potem przed spotkaniem z Ukrainą dokonał sześciu zmian w składzie i to dla mnie jest niezrozumiałe. - U nas ciągle buduje się drużynę narodową. A drużyny narodowej nie można budować, bo albo się ją ma, albo nie. Budować można zespół klubowy. Mam pieniądze, to kupuję Ronalda, Messiego... Nie mam pieniędzy, to gram tymi, na których mnie stać. W drużynie narodowej grają wszyscy najlepsi, których ja wyselekcjonuję. Ostatnio w naszym kraju ostra krytyka spotkała lewego obrońcę Sebastiana Boenischa. Zasłużenie? - Oczywiście. Wystarczy popatrzeć na spotkania kadry. Mecz z Anglią był niezły, potem Fornalik wymienił lewego obrońcę (wstawił Boenischa - red.) i lewego pomocnika, nie wiadomo dlaczego. W meczu z Ukrainą dwie bramki straciliśmy po akcjach rywali ich prawą stroną. My uważamy, że trenerzy naszych rywali są idiotami? Przecież oni też wszystko analizują. Poszły dwie akcje prawą stroną i straciliśmy dwie bramki. - Boenisch jest piłkarzem, który gra ofensywnie, ale w obronie ma ogromne braki. Już nie mówię nawet o bramce z San Marino, gdzie się spóźnił z kryciem. Po to jest obrońca, żeby gwarantował nam dobrą grę w obronie, a Boenisch nam tej pewności nie dawał. - Czym innym jest gra w drużynie klubowej, gdzie Boenisch regularnie występuje (Bayer Leverkusen - red.) a czym innym reprezentacja. O tym przekonaliśmy się już wielokrotnie, oglądając na przykład Janka Furtoka, czy "Gucia" Warzychę, którzy byli wspaniali w klubach, ale nie w kadrze. Ale czy Jakub Wawrzyniak daje nam tę pewność, nie wspominając już o innych obrońcach? Od tego jest trener, żeby wybierał. A skoro u nas co mecz jest inny skład obrońców, to o co tu chodzi? Do tego dochodzi jeszcze inny problem. Pierwszym obrońcą reprezentacji Polski jest Robert Lewandowski. W defensywie gramy wszyscy. Lewandowski w Borussii nawet zdobył przypadkiem samobójczą bramkę po rzucie rożnym, bo był tam, gdzie trener mu nakazał. W reprezentacji Polski szwankuje gra defensywna, a nie tylko obrońcy. Przed meczem z Ukrainą często przywołuje się pamiętną wygraną kadry Jerzego Engela 3-1 w Kijowie w 2000 roku. Dzisiaj mamy w reprezentacji kilka gwiazd, ale nie mamy drużyny. Jak to się stało, że Engel nie miał gwiazd, ale miał drużynę? - Engel zaczął pracę w kadrze od meczów towarzyskich z wielkim drużynami (porażki z Hiszpanią 0-3, Francją 0-1, Holandią 1-3 - red.), po których wykrystalizowała się mu jedenastka najlepsza na ówczesne czasy. Poza tym pojawił się "Czarnecki" (Emmanuel Olisadebe - red.), który był nieobliczalny. Engel miał swoją drużynę, całe eliminacje grał podobnym składem. Nawet namawiałem go przed mundialem w Korei, by wziął te swoją siedemnastkę plus pięciu-sześciu juniorów. Wziął Pawła Sibika - zupełnie niepotrzebnie. - Engel wtedy ustabilizował skład, a my dzisiaj nie potrafimy powiedzieć, jaka jest podstawowa jedenastka reprezentacji Polski. Dlaczego Lewandowski nie strzela bramek w kadrze? Bo ma co chwilę innego "rozgrywacza". Każdy kto wejdzie na boisko, gra inaczej, po swojemu. A Robert biega "jak Żyd po pustym sklepie". Czego brakuje reprezentacji Fornalika? Stabilizacji. W kadrze Polski od kilku lat nie ma czegoś takiego, że "dziewiątka" jest "dziewiątką", "dziesiątka" jest "dziesiątką". Tak jest w profesjonalnych klubach, gdzie grają numery, a nie zawodnicy. Do "ósemki" należy to, do "dziesiątki" tamto... - Za naszych czasów trener Kazimierz Górski miał dwóch zawodników światowej klasy: Włodzimierza Lubańskiego i Kazimierza Deynę. Dołożył czternastu utalentowanych młodych chłopaków i stworzył światowej klasy zespół. Dzisiaj mamy czterech światowej klasy piłkarzy: trzech z Borussii i Artura Boruca, ale nie mamy zespołu. Kto jest dziś pierwszym bramkarzem reprezentacji? - Nie wiadomo, nie ma. Fornalik nigdy tego nie powiedział. Brakuje stabilizacji w stylu włoskim, czy czeskim, gdzie Gianluigi Buffon oraz Petr Czech są pierwszymi bramkarzami reprezentacji od lat. - Tamci bramkarze, gdy kładą się spać na zgrupowaniu kadry, rozmyślają, jak gra ten, czy tamten rywal, z którym przyjdzie im się zmierzyć. Oni rozgrywają mecz w myślach jeszcze długo przed meczem. Tymczasem polscy bramkarze po przyjeździe na kadrę też w myślach rozgrywają mecz, ale między sobą, bo nie wiedzą, który zagra. Tracą energię, stresują się. Boruc ma szansę zostać we wtorek nowym Tomaszewskim? Ostatnio Anglicy wychwalają go pod niebiosa za grę w Southamptonie. - Tak, tyle tylko, że on nie będzie miał tego komfortu, który ja miałem. Ja na Wembley popełniłem masę błędów, ale moi koledzy dobrze mnie znali, wiedzieli, że trzeba wskakiwać do bramki, kiedy ja z niej wychodziłem. Oni mnie ratowali. Nie wiem, czy dzisiaj możemy spodziewać się takiej sytuacji, że obrońcy uratują Boruca, gdy on popełni błąd. My rozegraliśmy wspólnie kilkanaście, czy kilkadziesiąt spotkań. Znaliśmy się jak łyse konie. Dobrze wiedziałem, jakie są mocne i słabe strony moich kolegów, a oni wiedzieli jakie są moje dobre i złe strony. - W jakim składzie zagra w piątek nasza defensywa? Oczywiście nie wiadomo. A ja przed Wembley dobrze wiedziałem, że zagrają: Antoni Szymanowski, Jerzy Gorgoń, Adam Musiał i Mirosław Bulzacki. Jeśli zawodnicy znają skład, przed meczem mogą ze sobą rozmawiać o grze, o taktyce, coś zaplanować, wymyślić. Przed meczem z Anglią w 1973 roku moi koledzy byli pewni, że zagrają i ja byłem pewny, że zagram. - A teraz? Boruc z kim będzie grał w defensywie? A przecież tak naprawdę nawet nie wiemy, czy to on stanie w bramce. Bez względu na to, czy bronił będzie Artur, czy Wojciech Szczęsny, bramkarz nie będzie miał tego muszkieterowskiego wsparcia "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". W następną środę przypada 40. rocznica waszego "cudu na Wembley". Smutna to będzie rocznica, jeśli wcześniej kadra Fornalika poniesie klęskę. - To nieważne. Chciałbym, żeby te dwa mecze, jeśli ich nie wygramy, były przynajmniej wstępem do mistrzostw Europy 2016 we Francji. Oby w tych dniach wykrystalizowała się jedenastka, czy czternastka zawodników. Jeśli to się stanie, to nawet przy porażce, będzie to nasze zwycięstwo na przyszłość. W mistrzostwach Europy w 2016 roku zagrają po raz pierwszy 24 zespoły. Jeśli nie znajdziemy się wśród nich, będzie to zupełny upadek polskiej piłki. - Ale tu w ogóle nie chodzi o to, żeby wejść na Euro. Tu chodzi o to, żeby coś osiągnąć. Jeśli dzisiaj słyszę Franciszka Smudę, który mówi, że ludzie mu dziękują za emocje i dramaturgię podczas Euro 2012, to ja pytam, o co chodzi. Zajęliśmy ostatnie miejsce w najsłabszej grupie, choć graliśmy w dwunastkę, z własnymi kibicami. Pełna kompromitacja. - Wierzę, że te dwa mecze stworzą zespół na Euro 2016, i to nie na eliminacje, ale na finały. Rozmawiał Waldemar Stelmach INTERIA.PL zaprasza na tekstową relację na żywo z meczu Ukraina - Polska. Początek 11 października o 20 Relację na żywo można też śledzić na urządzeniach mobilnychINTERIA.PL zaprasza na tekstową relację na żywo z meczu Anglia - Polska. Początek 15 października o 21 Relację na żywo można też śledzić na urządzeniach mobilnych Zobacz wyniki, terminarz i tabelę grupy H eliminacji MŚ 2014