Polska prowadziła 2-1, a w samej końcówce na murawę wbiegło dwóch intruzów, kibiców Izraela. W efekcie tego ucierpiał Tomasz Kędziora i niewiele brakowało, a sędzia Mattias Gestranius zakończyłby zawody, pozbawiając gospodarzy marzeń o doprowadzeniu do wyrównania. - Sędzia myślał, że nastąpił atak kibica na Tomka Kędziorę. Natomiast Tomek zderzył się z ochroniarzem, a sędzia myślał, że kibic go uderzył. Arbiter chciał przerwać mecz, ale podszedłem do niego, powiedziałem mu, że oczywiście, chcemy grać dalej, a incydent z Tomkiem był czystym dziełem przypadku. Dobrze się stało, że mecz był kontynuowany. Chcieliśmy kontynuacji meczu i my, i Izraelczycy - tłumaczył nam Kamil Glik. Jeszcze kilka godzin przed meczem pojawiły się doniesienia o planowanym ataku terrorystów na stadion. Czy Kamil nie obawiał się o swoje bezpieczeństwo? - Ja od początku do tych doniesień podchodziłem bardzo spokojnie. Czytałem je, ale nie działało to na mnie. Myślałem tylko, żeby dobrze się przygotować, a reszta mnie nie interesowała - opowiadał. Z postawy zespołu Glik był zadowolony: - Były momenty lepsze i grosze, widać postęp w naszej grze. Pierwsza połowa była bardzo dobra, nie wiem czy nie była najlepsza w całych eliminacjach - opowiadał. Żałował straconego gola. - To była bramka przypadkowa. Szkoda jej. Zdecydowanie wolałbym, żeby zawodnik Izraela pięknie strzelił z 25 metrów, nie do obrony, a nie tak przypadkiem. Najważniejsze, że podeszliśmy poważnie do tego spotkania. Tylko tak się gra dla reprezentacji Polski, w niej nie ma meczów nieważnych - podkreślał Kamil. Po raz kolejny twardy jak skała stoper przywdział opaskę kapitańską. - Opaska kapitańska to fajne wyróżnienie, ale bez przesady, jestem kapitanem w Monaco, byłem we Włoszech. Fajna sprawa, ale nie pierwszyzna dla mnie. Czasem zastępuję w tej roli Roberta Lewandowskiego - mówił. Jak podobała mu się atmosfera w Jerozolimie? - Mecz jak mecz. Nic specjalnego, żadnej nerwowości. Ani na stadionie, ani w hotelu czy podczas podróży na stadion nie zdarzyło się nic złego. Mam nadzieję, że w niedzielę wrócimy ze spokojem do kraju - dodał. - Odpowiednio chcemy się z kibicami pożegnać po tym ciężkim, intensywnym roku. Za jednym zamachem chcemy też ukoronować karierę Łukasza Piszczka, który do nas dołączy - zakończył Kamil Glik. Rozmawiał w Jerozolimie Michał Białoński