To smutne, że najgłośniej nie jest o występie żadnego z Orłów Adama Nawałki, tylko o tym rzeszowskiego barona - Kazimierza Grenia. Setki tysięcy Polaków w Irlandii na co dzień pracuje na dobre imię naszych rodaków, a tu taki niechlubny "występ". Od razu przypomniało mi się, jak nasz pan Kazio próbował wykluczyć z ligi futsalowej ówczesnego mistrza Polski - Wisłę/Krakbet, bo hala była za mała. Greń wysłał do Krakowa komisję licencyjną i ona miała zakończyć harce "Białej Gwiazdy". Zainterweniował dopiero prezes Zbigniew Boniek, który dogrzebał się w przepisach FIFA, że na krajowe rozgrywki hala może być mniejsza i tak polowanie Grenia - szefa komisji futsalowej PZPN-u - na Wisłę zostało zniweczone. Przy okazji mogliśmy sobie wyobrazić, jak będą wyglądały rządy PZPN-u po odejściu Zbigniewa Bońka. Greń pomagał w wybraniu Zibiego, ale od jakiegoś czasu jest w opozycji i jest kreowany na szefa kampanii wyborczej jednego z bogatszych menedżerów w polskiej piłce. Powodzenia. Wróćmy do meczu. Adam Nawałka broni się wynikami - mamy 11 pkt po pięciu meczach, prowadzimy w Grupie D i jako jedyni nie przegraliśmy meczu. To ma swoją, poważną wymowę. Czy w Dublinie Nawałka obronił się stylem gry? Tu odpowiedź musi być negatywna. Nie graliśmy w piłkę, my ją tylko wykopywaliśmy, a pierwszą składną akcję - gdy piłka wędrowała od obrony do ataku, zakończoną strzałem, przeprowadziliśmy w 92. min, gdy próbowaliśmy odpowiedzieć na gola Irlandczyków (po zbyt głębokim dośrodkowaniu Kucharczyka niecelnie główkował Mila). Czy dobrym pomysłem było powierzenie krycia rosłego Shane’a Longa Sebastianowi Mili, który nie jest walczakiem gotowym do przepychanek w polu karnym? Moim zdaniem - nie. Podobnie jak pominięcie w powołaniach Jakuba Błaszczykowskiego, który w II połowie mógłby wejść z ławki i swym doświadczeniem uspokoić grę, a dryblingiem pomóc w utrzymaniu się przy piłce, wywalczeniu rzutu wolnego. W II połowie koncentrowaliśmy się tylko na obronie skromnego prowadzenia 1-0, nie było polowania na drugą bramkę. A gdy myślisz tylko o tym, jak nie stracić, wtedy z pewnością stracisz. Franz Smuda dostawał po głowie za to, że za późno przeprowadza zmiany - dokonywał pierwszej około 70. minuty. Adam Nawałka wprowadził świeżą krew dopiero w 84. min, na trzecią zmianę zabrakło mu czasu (szykował Grzegorza Wojtkowiaka), a w tej kwestii dziwna cisza. OK, nie twierdzę, że wcześniejsze i kompletne zmiany uchroniłyby nas przed utratą gola, ale drużyna otrzymałaby przynajmniej większą pomoc z ławki. Taką, jaką irlandzki zespół dostał od Martina O’Neilla. Wprowadzony w 68. min James McClean rozruszał ofensywę, a Long (wszedł w 83. min) strzelił nam gola. Żeby było jasne - Nawałka jest na razie wielkim zwycięzcą tych eliminacji, co nie znaczy, że mamy go zagłaskać na śmierć i przymykać oko na pomyłki. Na plus z pewnością panu Adamowi należy zapisać pomysł z odkurzeniem Sławomira Peszki. To był inny "Peszkin" niż ten, którego pamiętaliśmy w Lechu czy kadrze za Franza Smudy, gdy całkiem zasłużenie określano go "jeźdźcem bez głowy". Teraz jawił nam się graczem dojrzałym, który potrafi wywalczyć piłkę pod bramką rywala i strzelić do niej mocno lewą nogą. Nawałka trafił z wyborem bramkarza - Łukasz Fabiański był mocnym punktem zespołu, a strzał Robbiego Keane’a. który sparował na słupek, znamionował klasę światową naszego "Fabiana". Mniej podobało mi się ułożenie środka drugiej linii. Ustawiliśmy na niej Grzegorza Krychowiaka, który robił co mógł, ale po kuracji antybiotykowej fizycznie nie był na normalnym poziomie i Tomasza Jodłowca, którego brak szybkości Irlandczycy brutalnie obnażyli. Efekt? Nie miał kto dostarczyć piłki do duetu napastników. Skutek? Robert Lewandowski szukał piłki na całym boisku - przebiegł ponad 11 km, ale nigdy jej nie dostał tam, gdzie powinien - w polu karnym przeciwnika, bądź w jego okolicy. Można było np. w przerwie poświęcić Milika i wcześniej wprowadzić kreatywnego Sebastiana Milę. Nie ma co za dużo narzekać. Spuentujmy ten mecz kolokwializmem "wynik lepszy niż gra" i trafną uwagą Grzegorza Krychowiaka: "Jeszcze rok temu taki mecz byśmy przegrali". Ta drużyna ma dar przetrwania i wszczepił mu go Adam Nawałka. Wierzę, że na czerwcową batalię z Gruzinami, którzy zrobią wszystko, by zamurować bramkę, potencjał ofensywny Orłów będzie mocniejszy, a przez dziwne niesnaski nie będziemy tracić najlepszego skrzydłowego, jakiego mamy od lat. Na koniec o największym odkryciu tego meczu. Był nim komentator Tomasz Hajto. Nie debiutował przy mikrofonie, ale odkąd wrócił na ławkę trenerską (w GKS-ie Tychy) korzystnie zmienił się. To nie było komentowanie, tylko rzucanie gotowych recept, podpowiedzi dla piłkarzy! Żałowaliśmy tylko, że oni nie słyszą "Gianniego". "Szukała! Uważaj, bo masz żółtą kartkę, żebyśmy nie grali w 10, bo na koniec będzie nerwowo!" - strofował naszego stopera. W 87. min, gdy stratę na połowie rywala zanotował Jodłowiec, usłyszeliśmy komendę: "Do piłki Tomek!". Za moment, gdy za Sławomira Peszkę Nawałka wpuszczał Michała Kucharczyka, Hajto apelował do "Peszkina": "Schodź Sławek, schodź, bo masz już żółtą kartkę, a sędzia cię już pospieszał". Gdy w 89. min Maciej Rybus dosyć niemrawo atakował obrońcę, usłyszeliśmy słowa otuchy dla "Rybki": "Nie bój się!" W 90. min, Hajto zwrócił się do Fabiańskiego: "Dawaj, dawaj Łukasz! Koncentracja, sędzia nie zagwizdał faulu!". W czwartej minucie doliczonego czasu Tomasz Hajto zwrócił się do Glika: "Bardzo mądrze Kamil! W Ważnym momencie zwolnił, dał się sfaulować!". Szkoda tylko, że nasi nie zastosowali się do raty komentatora Polsatu Sport z 88. min: "Przenieść ciężary gry na połowę przeciwnika, ustawić się gdzieś koło chorągiewki i starać się jak najdłużej trzymać piłkę!". Do meczu z Gruzją PZPN powinien się postarać, żeby piłkarze mieli łączność z Hatją. Przynajmniej taką mentalną.