Fragmenty rozdziału "Mit Wembley" z książki "Polska myśl szkoleniowa" autorstwa Michała Zachodnego, wydanej przez Wydawnictwo SQN. Skróty i śródtytuły od redakcji. Wembley 1973 u Smarzowskiego i u niemieckiego profesora Patrząc z perspektywy czasu, polski futbol nie wykorzystał tej szansy ani fali entuzjazmu, który wywołał styl gry reprezentacji w czasach, gdy osiągała ona najlepsze wyniki w historii. Powodów tego było mnóstwo i zdecydowanie wykraczały one poza myśl trenerską czy system szkolenia. Można zgadywać, że przyczyną takiego stanu rzeczy było wyniesienie do rangi najważniejszego i najbardziej znaczącego meczu akurat występu, który nie odzwierciedlał możliwości oraz stylu drużyny Górskiego. Jak mocno na wyobrażeniu Polaków o futbolu zaciążyło to, co wydarzyło się 17 października 1973 roku na Wembley w Londynie? Paweł Wilamowski w opublikowanym na portalu Histmag tekście Wembley 1973 jako polskie miejsce pamięci stawia tezę, że to miejsce polskiej pamięci narodowej. Mecz ten wspomina też jeden z bohaterów filmu Wesele z 2004 roku w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Niemiecki profesor Diethelm Blecking w bazującym na rozmowach z Polakami tekście Cud w Bernie 1954 & Wembley 1973 porównuje znaczenie meczu na Wembley z 1973 roku z tym, jak ważny dla jego rodaków był finał mistrzostw świata w 1954 roku, czyli tzw. Cud w Bernie. "Zwycięski remis" Biało-Czerwonych - a nie finał igrzysk ani żadne z dwóch spotkań o trzecie miejsce na świecie z 1974 czy 1982 roku - został wybrany piłkarskim wydarzeniem 80-lecia Polskiego Związku Piłki Nożnej. Do dziś wpisane w wyszukiwarkę hasło "Wembley 1973" daje kilka milionów wyników - znacznie więcej niż którekolwiek inne spotkanie. Tymczasem sam Kazimierz Górski uważał, że jego drużyna zagrała znacznie lepsze mecze. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie, zważywszy na fakt, że wynik osiągnięty w Londynie pozwolił polskiej reprezentacji wrócić po 36 latach na mundial, potwierdzić swoją rosnącą reputację i klasę oraz zdobyć uznanie na świecie? Niewykluczone, że bez tego remisu za kadrę już w 1974 roku odpowiadałby inny selekcjoner, a w efekcie byłaby ona inaczej budowana, wielu bohaterów tamtych czasów zaś nie osiągnęłoby podobnego poziomu. Polski futbol bez mitu Wembley byłby również zdecydowanie uboższy, jeśli chodzi o narrację towarzyszącą mu w kolejnych dekadach. Marek Citko mógłby strzelić gola na tym stadionie w przegranym meczu, ale pewnie nie zasłużyłby sobie w ten sposób na tytuł najlepszego sportowca w Polsce i nie wyprzedziłby w tym plebiscycie medalistów igrzysk. Anglia - Polska i mit Wembley. Statystyki dla gospodarzy, ale... Jedno z wytłumaczeń tego fenomenu zasugerował Jonathan Wilson przed starciem Anglii z Polską w eliminacjach do mistrzostw świata w 2022 roku. Dziennikarz "Guardiana" pisał, że ranga wydarzenia sprzed prawie pół wieku może wynikać z tego, co spotkało gospodarzy. Następnego dnia angielskie gazety obwieszczały przecież koniec świata, tamtejsi piłkarze musieli radzić sobie z traumą i atakami ze strony fanów, a kilka miesięcy później sir Alf Ramsey stracił posadę selekcjonera. A przecież mowa o mistrzach świata z 1966 roku, o "ojczyźnie futbolu" z najlepszą i najbardziej rozpoznawalną ligą, z której skróty spotkań już w tamtych latach pokazywano w polskiej telewizji. Pozycja wyspiarzy była w tamtych latach bardzo mocna, lecz warto wspomnieć, że przed przylotem do Londynu to Polacy mieli w bezpośrednich starciach minimalnie lepszy bilans. (...) Jaka jest prawda o meczu w Londynie? Dane statystyczne wskazują na Anglików - oddali 36 strzałów, z czego 17 było celnych, mieli aż 23 rzuty rożne i zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki. Gospodarze posyłali w pole karne Polaków niezliczone dośrodkowania i w samej końcówce złe wyjście Tomaszewskiego mogło skończyć się rozstrzygającym golem. "Czasem w ogóle nie interweniował, po prostu piłka go trafiała" - wspominał po latach Allan Clarke. "Nigdy nie grałem w tak jednostronnym spotkaniu" - mówił Norman Hunter. "Dziwnie czułem się, stojąc na jednym krańcu boiska i obserwując, jak fala za falą atakujemy polską bramkę. Wydawało się, że za sekundę strzelimy gola" - zwierzał się Peter Shilton. W przerwie meczu w studiu BBC ekspert i wybitny trener Brian Clough radził widzom, by nastawili czajnik i spokojnie zaparzyli sobie herbatę, bo ich drużyna zaraz zdobędzie bramkę. Już współcześnie jedna ze stron analitycznych wskazała, że wedle statystyki goli oczekiwanych Anglicy powinni wygrać mecz przynajmniej 4:0. Jonathan Wilson przedstawiał na łamach "Guardiana" w 2021 roku dwa główne aspekty tego spotkania. Po pierwsze, Polacy, remisując na Wembley, mieli oczywiście mnóstwo szczęścia. Ale Anglicy zasłużenie nie zakwalifikowali się do mistrzostw świata w 1974 roku, ponieważ tylko zremisowali z Polską, a ich brak inteligencji w atakach sprawił, że szukając zwycięskiego gola, po prostu wrzucali nieustannie piłkę w pole karne rywali. "Prawdą jest, że w końcówce tak to wyglądało, Anglicy robili cały czas to samo, bez krztyny wyobraźni, co zresztą stało się powtarzalnym schematem, który dało się zauważyć także przy porażkach z Irlandią w 1988, Brazylią w 2002, Chorwacją w 2007 i Islandią w 2016 roku" - zauważył Wilson. Mecz na Wembley, ów polski symbol odwagi i determinacji pomimo gigantycznej przewagi przeciwnika, w Anglii stał się przykładem jałowej gry w obliczu problemów, narastającej presji i przy uciekającym czasie. (...) Reprezentacja polski według Kazimierza Górskiego Zrozumienie [Polaków] wyniesione z drużyn ligowych raz jeszcze okazało się kluczowe. Lato, Domarski i Kasperczak grali razem w Stali Mielec, a Deyna, Ćmikiewicz i Gadocha znali się z Legii Warszawa. Na trudnej, grząskiej murawie Wembley wyróżniał się zwłaszcza kapitan Polaków. W pierwszych minutach to on zapewniał drużynie spokój i rozprowadzał ataki, posyłając piłki do Domarskiego i Laty. Ta odwaga udzielała się innym: Musiał kilka razy zagrywał piętą, świetnie dryblingiem spod krycia uwalniał się Gadocha. Nie było oczywiście mowy o dominacji gości, te próby ataków pozycyjnych rzadko przenosiły się pod bramkę gospodarzy. "Popis futbolu nowoczesnego, poparty rozumną grą" - chwalił Biało-Czerwonych komentujący ten mecz Jan Ciszewski. Miał on spore skłonności do przesady, lecz na pewno nie można odmówić Polakom pomysłu na mecz. (...) Anglicy w końcówce rzucili wszystko na jedną szalę i stwarzali sobie świetne okazje. Wynikały one jednak bardziej z chaosu, przypadkowych przebitek, więc były wyrazem raczej ich desperacji niż pomysłu na grę. Grający z ogromnym poświęceniem Polacy przetrwali, choć kilka minut przed końcem Górski, nie wytrzymując stresu... udał się do szatni. Tam po spotkaniu chwalił swoich piłkarzy, ale nie zapomniał zwrócić im uwagi, że zbyt rzadko atakowali, chociaż niemal każda ich kontra kończyła się szansą bramkową. Nadal myślał o ataku, wiedząc doskonale, że taka taktyka będzie bardziej odpowiednia dla tej reprezentacji niż desperacka obrona, z jakiej pamięta się "najważniejszy" mecz jego drużyny. Cień mitu Wembley 1973 Po starciach z 1973 roku na kolejną potyczkę z Anglią musieliśmy poczekać 13 lat. W żadnym z następnych czterech meczów z Synami Albionu Polacy nie strzelili gola, pierwszą od trafienia Jana Domarskiego bramkę na wyjeździe z tym rywalem zdobyli dopiero w 1996 roku. Wówczas, także wobec braku sukcesów na arenie międzynarodowej, rywalizacja z Anglią urosła już do rangi wyzwania niemożliwego. Przed wszystkimi tymi meczami przypominano walory, które okazały się kluczowe na Wembley w 1973 roku, czyli zorganizowaną i pełną poświęcenia defensywę oraz nieliczne wypady z własnej połowy. Taki sposób gry stał się "polską drogą", choć nie przekładał się na korzystne wyniki. (...) Kolejni selekcjonerzy stosowali różne metody, ale niepowodzenia, czy nawet pozorne sukcesy (remisy), miały wspólny taktyczny mianownik. Czy wynikało to z założeń trenerów, czy ze strachu przed rywalem, zdecydowana większość traconych przez Polaków goli brała się z bardzo defensywnego usposobienia "wymiatacza" i niedoskonałości w kryciu indywidualnym. (...) Największy w polskim futbolu kompleks wciąż ma się bardzo dobrze, głównie za sprawą powtarzanej bez końca historii Orłów Górskiego i mitu Wembley, który pozostawił nam w głowach wizję jedynego słusznego sposobu na osiągnięcie korzystnego wyniku w starciu z Anglią. Chociaż kapitalna postawa bramkarza, poświęcenie defensorów i dyscyplina taktyczna całej drużyny są konieczne do pokonania Synów Albionu, to zbyt rzadko w historii meczów z nimi myślano o tym, co i jak zrobić, gdy to Polacy byli przy piłce.