Selekcjoner srebrnych medalistów MŚ 1982 r. wypowiedział tę kwestię podczas ostatniego posiedzenia kapituły wybierającej "Jedenastkę" 100-lecia PZPN. Federacja już niebawem będzie miała nie lada gratkę dla kibiców związaną z tymże wyborem. Dziś stawiamy sobie znaki zapytania po ostatnim dwumeczu prowadzonej przez Jerzego Brzęczka reprezentacji. Wprawdzie "Biało-Czerwoni" liderują grupie G, ale sposób gry nie zadowala nikogo. Trener Brzęczek i prezes Zbigniew Boniek mówią o nadmiernie rozbudzonych oczekiwaniach. Kapitan Robert Lewandowski wrzuca kamyczek do ogródka dziennikarzy ("Wy też się zapomnieliście i liczyliście, że łatwo wygramy dwa mecze, pomimo tego, że we wcześniejszych meczach nie graliśmy rewelacyjnie. Punktowaliśmy, ale gra szwankowała"). W komentarzach wrze. Są tacy, którzy chcą głowy selekcjonera. Zarzucają mu to, że nie wykorzystuje potencjału, sporo obrywa Piotr Zieliński, bo przecież błyszczy w Napoli, a w kadrze go nie widać. Warto zweryfikować kilka mitów. Krótka pamięć Po pierwsze, zbyt łatwo zapomnieliśmy o tym, co z naszą kadrą działo się na MŚ w Rosji, po których doszło do zmiany selekcjonera. Różnica była taka, że wtedy wiadra pomyj wylewano na głowę Adama Nawałki, a teraz na Brzęczka. Zbyt łatwo zapominamy o problemach polskiej piłki, a jeszcze łatwiej podnosimy poprzeczkę oczekiwań po jednym udanym meczu, jak ten z Izraelem (4-0), w którym nam po prostu wszystko wyszło, a rywal partaczył w najprostszych sytuacjach.Bezsprzecznie mamy świetnych bramkarzy i jednego z najlepszych napastników na świecie, ale czy to od razu oznacza, że mamy "najlepszy od lat potencjał"? Bez "Lewego", któremu niedawno stuknęło 31 lat składu Orłów nie wyobraża sobie nikt i jest to całkiem zrozumiałe. Dwumecz ze Słowenią i Austrią pokazał dobitnie gorsze zjawisko - dziś nie jesteśmy w stanie poradzić sobie bez Kamila Glika, który już po mundialu nosił się z zamiarem zakończenia kariery reprezentacyjnej. Łukasz Piszczek dał przykład, że jeśli zdrowie na to nie pozwala, można grać tylko w klubie. "Glikson" jest twardy jak skała i sam mówi, że próg bólu ma przesunięty znacznie wyżej niż przeciętny śmiertelnik, ale za rok, po Euro 2020, może się okazać, że kontuzje na tyle wyeksploatowały jego organizm, że będzie zmuszony powiedzieć "pas". A co wtedy? Czarna rozpacz, jakiej byliśmy świadkami podczas meczu ze Słowenią. Spójrzmy prawdzie prosto w oczy: pożaru w obronie nie ma dzięki doświadczeniu Glika i talentowi rzadkiej wody Jana Bednarka, który, poza bramkarzami, rozegrał w Premier League najwięcej meczów spośród wszystkich Polaków - 34. Zatem to nie tak, że takie talenty rodzą nam się na kamieniu. Akademia Lecha wychowała diament, oszlifowała go w Górniku Łęczna, ale na kolejnego takiego stopera polska piłka może czekać dekady. "W klubach są świetni, a w kadrze zawodzą" Kolejny wyświechtany frazes głosi: "Mamy fatalnego trenera, bo to jego wina, że zawodniczy, którzy są świetni w klubach, w kadrze zawodzą". Od Zielińskiego oczekujemy, żeby był alfą i omegą środka pola, prowadził większość akcji, tymczasem w Napoli jest otoczony Fabianem Ruizem, Callejonem, Allanem, Insigne - zawodnikami, jakich w kadrze nie mamy. Te braki pociągają za sobą równie poważną konsekwencję: Robert w Bayernie ma bardziej kreatywnych piłkarzy niż w kadrze, więc nie dziwmy się, że później wypada tak jak w meczu z Austrią. Czasy, w których piłkarz w pojedynkę mógł odmienić losy meczu minęły, zwłaszcza gdy ma na koszulce numer 9 z nadrukiem "Lewandowski", co oznacza obecność wokół niego dwóch aniołów stróżów, z całą paletą kuksańców, łokci wymierzonych w głowę, uszczypnięć i chwytów zapaśniczych.Grający na zapleczu ekstraklasy Anglii Kamil Grosicki, w wieku 31 lat, jest wciąż bezkonkurencyjny na skrzydle. To on stwarza zagrożenie podaniami z akcji (w meczu z Austrią wypracował stuprocentową okazję "Lewemu"), jak i z rzutów rożnych. Mówimy o kolejnym zawodniku, będącym u schyłku kariery. Dawid Kownacki w poniedziałek pokazał, że nie radzi sobie na skrzydle. Czy lepiej wypadną tam w przyszłości: Sebastian Szymański, Kamil Jóźwiak czy Przemysław Płacheta? Ten ostatni ugrzązłby pewnie w 1. lidze, ale w związku z przepisem o wystawianiu młodzieżowca zaczęło się bić o niego pół Ekstraklasy. Wygrał Śląsk i nagle liga krzyknęła: "Eureka!" Mamy zawodnika szybszego niż wszyscy piłkarze Ligi Mistrzów. Wysychające źródła I tu zaczynamy dotykać wysychających źródeł, które powinny dopływać do akwenu "reprezentacja Polski". - To co wyprawiają kluby Ekstraklasy, zakrawa na zamach stanu w polskiej piłce - łapał się za głowę przy śniadaniu w Lublanie Artur Wichniarek. Były reprezentacyjny napastnik, komentujący mecze kadry w Polsacie Sport, nie mógł uwierzyć w bezradność najlepszych firm Ekstraklasy w zmaganiach o awans do rozgrywek europejskich. Do postawienia na Płachetę potrzebny jest wymyślony przez Bońka przepis. By w zawodowej piłce mógł zaistnieć jeden z najwybitniejszych przedstawicieli pokolenia po PRL-u i jeden z lepszych skrzydłowych wszech czasów musiał mieć szczęście, bo kolega wujka był akurat dyrektorem sportowym w dużym klubie, gdzie pracował trener z otwartą głową. Tak do Wisły Kraków trafił Kuba Błaszczykowski z czwartej ligi, w wieku 21 lat. Wcześniej powiedziało mu "dziękuję" kilka innych klubów najwyższej ligi w kraju. Dziś łatwiej wpuścić do szatni trzecioligowca z Hiszpanii niż młodego Polaka, za którym nie stoi zaradny menedżer. Nawet jeśli do ligi przebije się młody talent, to rzadko który ośrodek ma know-how jak go prowadzić, by nie przepadł w legii cudzoziemskiej, jaką coraz bardziej przypomina Ekstraklasa.- Ktoś rzucił hasło, które mi się spodobało: "Piłkarze związani z regionem są gotowi przeskakiwać przez drut kolczasty, a legia cudzoziemska zawsze szuka furtki, łatwiejszego rozwiązania" - powiedział Piechniczek, powołując się na Aleksa Fergusona. O lepsze "jutro", na kanwie trzeciego z rzędu roku blamażu naszych klubów w zmaganiach o europejskie puchary i wobec zalewu ich składów przeciętnymi obcokrajowcami (w tym sezonie jest ich w Ekstraklasie 176) nie możemy być spokojni. Powinniśmy zrobić wszystko, aby zwiększyć potencjał naszej piłki, a tego nie uda się zrobić bez podniesienia kwalifikacji kadry trenerskiej, jaka zajmuje się dziećmi i młodzieżą. Niedawno miałem przyjemność gościć na finale Małopolska Cup, w którym uczestniczyło 10 tys. dwunastolatków. Małopolska to najstarszy i największy region piłkarski w naszym kraju, impreza była więc znacząca i można się było przekonać na niej, w jakim kierunku zmierza szkolenie piłkarskiego narybku. Podczas półfinałów i finału celowo ustawiłem się w pobliżu ławek trenerskich ekip, by obserwować i nasłuchiwać jakie wskazówki i gesty wykonują nauczyciele futbolu. Jeden z trenerów finalisty obudził mój optymizm, gdy zabronił siedzącym na trybunach rodzicom ponaglania bramkarza okrzykami "Graj długą piłkę". Na finałach spostrzegłem też jednak przypadki, w których trenerzy starali się dyktować każdą akcję nastolatkom. Jakby przenieśli komputerową grę FIFA na stadion Garbarni, na którym toczyła się rywalizacja. "Kiedy ci chłopcy nauczą się sami myśleć na boisku, podejmować właściwe wybory, skoro trener dyktuje im każde rozwiązanie" - pomyślałem. Wcześniej, w wywiadzie z Interią, trener reprezentacji Polski do lat 21 Czesław Michniewicz postawił duży znak zapytania nad wiedzą i umiejętnościami trenerów dzieci i młodzieży. Trudno się mu dziwić. Później on i jego następcy będą zmuszeni dokonywać cudów taktycznych, parkować autokar w polu karnym, by nie być skazanym na pożarcie w starciach z Portugalią, Belgią, czy Włochami, z których akurat załoga Michniewicza wychodziła obronną ręką. Za kadencji Bońka PZPN zrobił sporo, by szkolenie trenerów wyszło na inny poziom. W pierwszych miesiącach jego rządów powstała Szkoła Trenerów PZPN przy AWF w Białej Podlaskiej, gdzie wykładowcami są nie tylko nieformalny profesor futbolu, za jakiego należy uznać Piechniczka, ale także cenieni zagraniczni fachowcy, na czele z Arrigo Sacchim. - Po dłuższej rozmowie kibicuję niektórym moim uczniom, np. trenerowi Rumakowi, czy Vukoviciowi - zdradził pan Antoni. Z dala od uczelni Problem w tym, że z Białej Podlaskiej wychodzi na rynek 26 trenerów z licencją UEFA Pro co dwa lata, a polska piłka potrzebuje ich setki, jeśli nie tysiące. Ktoś powie, że do pracy z dziećmi i młodzieżą nie potrzeba tak wysokich kwalifikacji, wystarczą UEFA B i C, czy Grassroots. Najważniejsze jednak, by dany trener był pasjonatem piłki i poświęcał się jej, a do tego potrzebna jest godziwa płaca. W czeskich klubach trenerzy młodzieży są normalnymi pracownikami klubów ekstraklasy, godziwie opłacanymi, dzięki czemu nie muszą łapać trzech etatów, by wyżyć. U nas kluby wolą wydać kilkaset tys. euro na dodatkowego zagranicznego piłkarza, który nie zapewni różnicy w walce o mistrzostwo kraju, czy o puchary. Za te pieniądze mogliby opłacić grupę trenerów młodzieży, by bardziej zindywidualizować proces szkoleniowy. Ma rację Piechniczek, twierdząc, że nic nie zastąpi trenerowi pięcioletnich studiów na AWF, gdzie otrzymują szeroką wiedzę nie tylko z piłki, ale też przygotowania fizycznego, psychologii sportu, dietetyki. Ilu znacie piłkarzy, którym chce się męczyć ze studiami? Można ich policzyć na palcach.Jednym z nauczycieli Piechniczka na AWF był Zygmunt Szelest, trener Janusza Sidły - rekordzisty świata w rzucie oszczepem. Uczył go lekkiej atletyki. - Panie magistrze, czy pan byłby uprzejmy zwolnić mnie 15 minut wcześniej? - z taką prośbą zwrócił się student Piechniczek do trenera Szelesta. - Jak to sobie wyobrażasz, to poważna uczenia, a nie kółko hobbystyczne - odparł zdziwiony Szelest. - Jeśli nie zdążę na trening Legii, to nie będę grał w sobotę - uzasadniał student. Szelest zgodził się. Tydzień później sam rzucił pytanie: - To dzisiaj 15 minut, czy 20?. - Dał mi do zrozumienia, że nie jestem lekkoatletą, tylko piłkarzem i do rozwoju potrzebna jest mi gra - wspomina pan Antoni. Dużo większy komfort życia, niebotyczne apanaże powodują, że dzisiejszym piłkarzom nie chce się marnować czasu na naukę. Kto by sobie nią zawracał głowę w dobie Netfliksa, czy FIFA 19. Później nie dziwmy się, że dramatycznie brakuje nam wykwalifikowanych trenerów i to na każdym poziomie. Spośród byłych zawodowych piłkarzy z trenowaniem w zawodowej piłce postanowili się zmierzyć: Maciej Stolarczyk, Jerzy Brzęczek, Radosław Sobolewski , Waldemar Fornalik, Czesław Michniewicz, Michał Probierz, Piotr Stokowiec, Marcin Brosz, Dariusz Żuraw, Kazimierz Moskal, Aleksandar Vuković, Ryszard Tarasiewicz i Piotr Mandrysz. 14 nazwisk, które pracują w klubach Ekstraklasy i 1 ligi. Ich kolegów z boiska łatwiej często spotkać w telewizji, gdzie występują jako eksperci. Problem stary jak świat, to brak stabilizacji procesu szkoleniowego w klubach. W Ekstraklasie nie możemy się doczekać klubu, w którym trener nieprzerwanie będzie pracował co najmniej trzy lata. Dłuższą serię prowadzenia zespołów mają wprawdzie Brosz i Marek Papszun, jednak zaczynali ją jeszcze na zapleczu ESA.- Znam takie przypadki, w których wchodził do szatni prezes i mówił: "Panowie, ja was wszystkich zwolnię, a trenera zostawię, więc weźcie się lepiej do roboty" - tęskni za takim traktowaniem trenerów Antoni Piechniczek. Michał Białoński