Sytuacja Grzegorza Krychowiaka jest skomplikowana. Przez wybuch wojny na Ukrainie polski piłkarz musiał opuścić swój klub, FK Krasnodar, w którym rocznie inkasował aż 3 mln euro. Ostatecznie "Krycha" zdecydował się na przenosiny do Grecji, aby grać w AEK Ateny, a następnie do Arabii Saudyjskiej, gdzie występuje w zespole Al-Shabab Rijad. Umowa Krychowiaka z Krasnodarem obowiązuje jednak do czerwca 2024 roku. A więc czy to oznacza, że 32-letni pomocnik wróci jeszcze do ligi rosyjskiej? - Sytuacja jest taka, że muszę wrócić za osiem miesięcy. Wciąż jestem związany kontraktem z Krasnodarem - powiedział Krychowiak w najnowszej rozmowie z kanałem "Po Gwizdku". Kłopotliwa sytuacja Krychowiaka Przenosiny Krychowiaka do Krasnodaru były jednym z najgłośniejszych transferów w lidze rosyjskiej w 2021 roku. Występujący do tamtej pory w Lokomotiwie Moskwa zawodnik podpisał z nowym klubem lukratywną umowę na trzy sezony, dzięki której co roku miał inkasować 3 mln euro. Wybuch wojny sprawił jednak, że Krychowiak musiał zmienić plany i przenieść się najpierw do Grecji, a następnie do Arabii Saudyjskiej. - Dziś, gdyby nie było takiej sytuacji politycznej, to nadal byłbym w Rosji. Ostatnio przy kolacji śmiałem się z tego, ile razy zmieniałem klub w ostatnim sezonie. Dlatego obecnie nadal widzę siebie tam, gdzie jestem. Nie mam problemu ze zmienianiem klubów, zawsze pozytywnie do tego podchodziłem. Ale planowanie czegoś w moim przypadku nie ma sensu - powiedział Krychowiak w rozmowie z kanałem "Po Gwizdku". Krychowiak wróci do Rosji? Czy Krychowiak wróci jeszcze do Rosji? Zawodnika wciąż obowiązuje blisko dwuletnia umowa, która w dalszym ciągu nie została rozwiązana. Kolejną decyzję o swojej przyszłości polski zawodnik będzie musiał podjąć w czerwcu. Czy zdecyduje się na kolejne wypożyczenie, czy może jednak znów będzie trenował w Krasnodarze? - Planowanie czegoś w moim przypadku, gdzie muszę wrócić do Rosji za osiem miesięcy, nie ma sensu (...) Wracam do Rosji, bo jestem związany kontraktem z Krasnodarem. A później zobaczymy jak to się potoczy - przyznał szczerze zawodnik reprezentacji Polski. Sebastian Staszewski, Interia